Recenzje(8) - Paul McCartney - New. - Bartek Pacuła - 28 października 2013

Recenzje(8) - Paul McCartney - New.

Jakiś czas temu napisałem, że rok 2013 należy do starych mistrzów, którzy w wielkim(bądź nie) stylu powracają na scenę muzyczną. Był więc świetny powrót Black Sabbath, równie dobry Dream Theater, byli wreszcie ludzie z Deep Purple, którzy spisali się odrobinę gorzej. A jak jest z Paulem McCartney’em i jego najnowszym dziełem o dosyć przewrotnym i prostym tytule New? Zapraszam do recenzji!

McCartney nagrał około milion płyt. Najpierw te z Beatlesami, potem te z Wingsami, nagrał też płyty solowe, brał w końcu udział w przedsięwzięciach z muzyką poważną i jazzową(ostatni album – Kisses on the Bottom). Jego kariera wyglądała naprawdę różnie; zdarzało mu się nagrać albumy wybitne(praktycznie wszystkie z Beatlesami), bardzo dobre(Band of the Run, Flaming Pie), „tylko” dobre(Off the Ground), a także kilka słabszych(jak album McCartney). New wybitnym trudno nazwać, lecz myślę, że z powodzeniem może on startować do grupy tych bardzo dobrych, ponieważ jest to kawał dobrej płyty, potwierdzającej tylko, że mistrz, chociaż stary, nadal pozostaje mistrzem, a jego pomysły nadal zachwycają i zaskakują.

Okładka New - edycja zwykła.

Album rozpoczyna się piosenką pod tytułem Save Us. Jest to krótka, szybka piosenka, która sygnalizuje w jaką stronę poszedł Paul. A poszedł w stronę rocka prostego, nieskomplikowanego muzycznie i technicznie, ale satysfakcjonującego i podobającego się. Kolejna piosenka, Alligator, tylko potwierdza tę tezę, choć nie jest już tak dobra jak Save Us, a momentami nawet nudzi. Na szczęcie potem jest znacznie lepiej, a to za sprawą utworu On My Way To Work. Rozpoczyna się on bez zbędnego instrumentalnego pieprzenia, Paul od razu zaczyna śpiewać o swojej drodze do pracy. Historia przedstawiona w tej piosence jest bardzo przyjemna, tak samo jak melodia jej towarzysząca, a od pewnego momentu piosenki pojawia się świetny riff, który buduje klimat i moc tej piosenki. Za każdym razem gdy go słyszę, to kojarzy mi on się z portem i marynarzami(autosugestia Liverpoolem?), zapada w pamięć i jest on naprawdę, naprawdę dobry. Cała piosenka jest znakomita, a kolejna, choć nie tak dobra, również wyróżnia się spośród innych piosenek i również daje dużo radości. Nosi ona tytuł Queenie Eye i charakteryzuje się ona bardzo fajnym refrenem, znakomitym teledyskiem(http://www.youtube.com/watch?v=5CfLUmVso30) oraz totalnie złą wstawką elektroniczną(na szczęście bardzo krótką). Utwór ten, choć nie tak dobry jak jego poprzednik, również jest bardzo dobry i utwierdza słuchacza w przekonaniu, że dokonał on dobrego wyboru z zakupem tego albumu. Po tej piosence zorientowałem się też, że głos Paula za każdym razem brzmi inaczej. Czemu tak jest? Nie mam pojęcia, choć skłaniam się do opcji, że głos 71-letniego McCartney’a mógł już odmawiać posłuszeństwa, choć może to być równie dobrze zwykły zabieg artystyczny.

McCartney z teledysku do Quennie Eye.

Kolejnym utworem jest piosenka zatytułowana Early Days. Jest ona bardzo spokojna, główną rolę odgrywa tu „normalna” gitara i stonowany głos Paula. Słucha się tego bardzo przyjemnie, choć daleko też mi było od ekstazy lub chociaż od takiego zadowolenia jak przy Quennie Eye, o On My Way To Work, nawet nie wspominając. Potem jednak nadchodzi czas na tytułowy utwór – New, który był też pierwszym singlem promującym płytę i piosenką, która wzięła na siebie ciężar promocji tej płyty. Jest to najbardziej „beatlesowska” piosenka z ostatnich lat pracy Paula i jest naprawdę znakomita. Krótka(niecałe 3 minuty), z uroczym tekstem, wpadającą w ucho melodią i znakomitym wokalem. Całość kończy się genialnym chórkiem i użyciem instrumentalnej sekcji dętej, a człowiek zaczyna sobie przypominać hity Beatlesów, które były utrzymane w podobnym tonie. Do utworu wróciłem potem wiele razy i na pewno jeszcze wrócę do niego nie raz. We wstępie napisałem, że niektóre pomysły mistrza zaskakują i piosenka Appreciate jest tego najlepszym przykładem. Jest ona bowiem… piosenką raczej popową, niż rockową i śmiało może konkurować z ostatnimi wyczynami Madonny i innymi „hitami” popowymi. Paul jasno pokazał, kto jest prawdziwym muzykiem i nagrał jedną z jego najbardziej popowych kompozycji, która może nie powala, lecz zdecydowanie rozwala swoje rywalki.

Gwiazdy występujące w teledysku do Quennie Eye(np. Kirk z ostatnich Star Treków, Johny Deep czy Meryl Streep!).

Kolejna piosenka, Everybody Out There, jest kolejną bardzo dobrą piosenką na tej płycie. Dobra melodia, znakomity rytm i super końcówka sprawiają, że do piosenki chce się wracać i robi się to naprawdę często. Do kolejnej, o tytule Hosanna, już tak często się nie wraca – jest ona dość smętna i jednocześnie trochę nudnawa. I Can Bet, kolejny utwór, jest już na szczęście lepszy – ponownie Paul kupuje nas swym świetnym(choć znowu inaczej brzmiącym) głosem i melodią, która po prostu wpada w ucho i już nie wychodzi. Ostatnie dwie piosenki na zwykłym wydaniu, Looking at Her i Road, nie wyróżniają się już niczym – są po prostu przyzwoite, choć ta pierwsza zaskakuje użyciem elementów czysto elektronicznych. Na edycji deluxe mamy do dyspozycji jeszcze dwa kolejne utwory(Turned Out i Get Me Out of There), lecz cierpią one na bolączkę wszystkich utworów dodawanych do edycji specjalnych – nie są po prostu najlepsze(tak samo było np. przy edycji specjalnej 13 Sabbathów).

Okładka New - edycja deluxe.

Ocena tego albumu nie jest łatwa. Z jednej strony mamy tutaj 5 znakomitych kompozycji, które bardzo chciałbym usłyszeć na żywo, do których często wracam i które najzwyczajniej w świecie mi się podobają.  Z drugiej strony reszta albumu jest „tylko” przyzwoita i nie wyróżnia się jakoś specjalnie co po pierwsze jest wyraźnym dysonansem w stosunku do tej lepszej piątki, a po drugie jakoś nie pasuje do tak znakomitego muzyka, jakim jest Paul McCartney. Płyta ta, jak napisałem, jest z gatunku tych bardzo dobrych – i tezę tę podtrzymuję. W ogólnej ocenie wypada ona bowiem naprawdę dobrze i z czystym sumieniem mogę ją polecić każdemu, kto lubi po prostu dobrą muzykę rockową. Nie należy jednak oczekiwać jakiegoś arcydzieła na miarę płyt Beatlesów ani nawet na jakość zaproponowaną nam w tym roku przez Black Sabbath, Daft Punk czy Dream Theater. Jednakże warto ten album zakupić i wyrobić sobie swoją własną opinię – ja kupiłem(w serwisie HD Tracks) i nie żałuję – dała mi ona wiele radości i pięć utworów, do których będę wracał.

Poprzednie recenzje:

The Alan Parsons ProjectI Robot Legacy Edition: https://gameplay.pl/news.asp?ID=80868

MegadethSuper Collider: https://gameplay.pl/news.asp?ID=80702

Deep PurpleNow What?!: https://gameplay.pl/news.asp?ID=80534

Dream TheaterDream Theater: https://gameplay.pl/news.asp?ID=80403

Bartek Pacuła
28 października 2013 - 21:40