Adaptacja na terenie wroga - recenzja drugiego epizodu kampanii ArmA III - eJay - 10 lutego 2014

Adaptacja na terenie wroga - recenzja drugiego epizodu kampanii ArmA III

Niecałe 3 miesiące zajęło twórcom ArmA 3 oszlifowanie drugiego odcinka kampanii pt. Adapt. Moją opinię o epizodzie Survive możecie przeczytać w tym miejscu. Dodam, iż w ramach zmiany lokacji (bohaterom udało się uciec z ogarniętej wojną wyspy Stratis), w której przyjdzie Nam teraz walczyć, moje oczekiwania poszybowały na znacznie wyższy poziom. Survive gwarantowało co prawda przynajmniej kilka godzin strzelania, ale podczas grania dało się odczuć, że twórcy założyli graczowi pewnego rodzaju kaganiec. Mimo sporych rozmiarów mapy misje, zadania i militarne akcje były bardzo liniowe. Zwalam to jednak na karb wstępu do kampanii, przedsmaku przed prawdziwą bitwą. Jak na tym tle wypada Adapt?

Osoby, które oczekiwały przede wszystkim dużej swobody nie powinny czuć się rozczarowane. Czesi ze studia Bohemia Interactive już od samego początku stawiają Nas jako pionka na wielkiej mapie Altis. To, w jaki sposób będziemy działać, którędy się udamy, z jakiego pojazdu skorzystamy (z tym jest trochę gorzej) – pozostawiono to w gestii gracza. Twórcy zresztą lubują się w dodawaniu do kampanii różnorakich nawiązań. Pierwszy scenariusz przywodzi bowiem na myśl legendarne After Montignac z Operation Flashpoint: Cold War Crisis, z tą różnicą, iż zamiast przez las przedzieramy się przez strzeżoną stolicę wyspy.

Autorom trudno odmówić również konsekwencji w budowaniu klimatu i całej otoczki. Jeżeli w pierwszym epizodzie walczyliśmy o przetrwanie, tak tutaj przyzwyczajamy się do nowych realiów, nawiązujemy współpracę z ruchem oporu i dokonujemy ataków na czułe punkty wroga. No właśnie, ruch oporu. Użytkownicy, którzy liczyli, że wraz z Adapt ruszy cała militarna lawina będą wyrywać sobie włosy z nerwów. Bohemia zastosowała tutaj sprawdzone rozwiązanie, które zadziałało także w poprzedniej części gry. Ma to swoje dobre strony – historia nie jest poprowadzona zbyt szybko, dostajemy również większą swobodę w realizacji misji. A minusy? Każdy, kto lubi gry Czechów wie, że ruch oporu przedstawiony jest zawsze karykaturalnie, a fabule brakuje wyrazistych postaci. Adapt cierpi na tę samą bolączkę i to pomimo jeszcze lepszego – wydaję się – voice actingu. Zawiódł scenarzysta.

Adaptacji zdarzają się momenty bardzo pozytywne oraz takie, przy których lepiej zacisnąć zęby. Warto też wziąć pod uwagę znacznie większą skalę scenariuszy – wymagania sprzętowe są tu bowiem wyższe niż na Stratis. Jeżeli przetrawicie drobne niedoróbki, kilka przestrzelonych konceptów (ostatnia misja FFS!!!!!) i wyciekający z każdego dialogu patos, będziecie zadowoleni. Tym bardziej, że Adapt posiada aż 15 etapów, z czego 9 to główne misje. Reszta zaś to odziedziczane po Survive huby z opcją dozbrojenia oraz patrole, które notabene są żenujące. 10 godzin powinno pęknąć spokojnie, bo kampania do łatwych nie należy.

Konkluzja Adapt jest dla mnie bardzo przejrzysta, a końcowy zabieg fabularny dość zaskakujący jak na grę od Bohemii. Dzięki temu mogę stwierdzić, że zdecydowanie warto zagrać w ten epizod, bo jakby nie patrzeć – jest to produkt za który zapłaciliśmy, a nie otrzymaliśmy w dniu premiery. Jest to również epizod stojący poziom wyżej od Survive, choć w dalszym ciągu niedoskonały i za mało military-friendly. Tu i ówdzie przydałby się lepszy balans, poprawne skrypty i mniej ułomne AI. Ale to ciekawe rozwinięcie i preludium przed inwazją NATO na Altis.

eJay
10 lutego 2014 - 13:43