Stefan Grabiński - polski Lovecraft? - Hubert Taler - 13 marca 2014

Stefan Grabiński - polski Lovecraft?

Niedawno, w kolejnym wydaniu pakietu BookRage, oferującego pakiet ebooków za "co łaska" (oczywiście z nieodłącznymi bonusami za przekroczenie średniej) pojawiły się książki niejakiego Stefana Grabińskiego.

Dla niejednej osoby, która nie zetknęła się wcześniej z tym nazwiskiem, pobieżne rzucenie oka na Wikipedię może odstraszyć. Jakiś pisarz z początku XX wieku? Tacy pisarze kojarzą nam się z nielubianymi lekturami szkolnymi. W tym jednak przypadku warto się zainteresować tym autorem.

Pamiętacie ojca współczesnego klimatycznego horroru, który nie pozostał bez wpływu na wszystkie gatunki literackie a echa jego twórczości znajdujemy nawet w serialu True Detective? Mówię oczywiście o Lovecrafcie, którego świat jest tak sugestywny, że do dziś znajdują się autorzy, którzy piszą kolejne utworzy o Cthulhu. Otóż ośmielę się stwierdzić, że o ile gorączkowa wyobraźnia Lovecrafta była na pewno większa, to moim zdaniem Grabiński obdarzony był większym talentem literackim. Do dziś czyta się go świetnie (szczególnie późniejsze utwory), czego nie można powiedzieć o wszystkich utworach Lovecrafta, które, choć klimatyczne i nastrojowe, często są po prostu trudne w odbiorze.

Ci dwaj autorzy mieli ze sobą literacko wiele wspólnego. U Grabińskiego często istniał jakiś temat przewodni - obsesja - wokół którego snuł swoje świetne nowele. Raz było to życie po śmierci, innym razem ogień, jeszcze innym razem romantyzm podróży pociągiem i kolei. Na tych banalnych, zdawałoby się tematach, osnuwał opowieści które się bardzo od siebie różniły nastrojem czy metodą prowadzenia fabuły.

Lovecrafta i Grabińskiego łączyło więc zamiłowanie do weird fiction, podobny rok urodzenia, i podobnie młoda śmierć.

Niektóre kawałki czyta się do dziś jak współczesny horror czy urban fantasy. Popatrzmy na przykład na fragment w którym kominiarze zmagają się z istotą zamieszkującą komin, Wyrakiem:

Złożywszy zwłoki pod ścianą, podeszliśmy do otworu komina. Wystawała z niego para bosych, zesztywniałych nóg.

Wyciągnęliśmy nieszczęśliwego towarzysza i złożyli na podłodze obok Osmółki.

- Widzisz te dwie małe ranki na skroniach u obu? - zapytał Kalina stłumionym głosem. - To jego znak. Stąd nadpoczyna swe ofiary. - Biały Wyrak! Biały Wyrak! - powtórzył parę razy.

- Muszę go dokończyć - odpowiedziałem z zaciętością. - Może jeszcze nie zdechł.

- Wątpię. Ma za swoje; nie znosi światła. Zresztą popatrzmy.

I zajrzeliśmy w czeluść otworu.

W głębi majaczyło niewyraźnie coś białego. Kalina rozglądnął się po kuchni i zoczywszy długi drąg z żelaznym krukiem u końca, wsunął go w otwór kominowy. Po chwili zaczął wyciągać...

Widziałem, jak jakiś biały kłąb z wolna wyłaniał się z czeluści wlotu, jakieś śnieżne, puszyste runo zbliżało się ku krawędzi wentyla.

Lecz po drodze zewłok Wyraka jakby topniał, kurczył się i gasł. Gdy wreszcie Kalina wyciągnął cały drąg, zwisał z jego żeleźca tylko nieduży, mlecznobiały kłąb jakiejś dziwnej substancji; była płatkowata i roztrzepana, niby miękki, ustępliwy kożuszek, niby puch, niby miał - zupełnie jak sadza - tylko biała, oślepiająco śnieżnobiała...

Jeśli nie odstraszy cię nieco tylko archaiczny język, i fantastyczno-horrorowy sztafarz typu demoniczne kochanki, żywiołaki oraz złe sobowtóry, to w świecie Grabińskiego będziesz czuł się jak u siebie!

Z twórczością Grabińskiego warto się zapoznać, tym bardziej że jest ku temu niezła okazja: właśnie BookRage, dzięki któremu możemy dostać za bezcen pakiet książek w kilku, niezabezpieczonych, formatach.

Hubert Taler
13 marca 2014 - 23:30