5 producentów gier którzy powinni wstydzić się swojej miłości do pieniążka - Rasgul - 11 lipca 2014

5 producentów gier, którzy powinni wstydzić się swojej miłości do pieniążka

Przyszło nam żyć w takich czasach, że każda większa firma produkująca gry, mówiąc o tym jak bardzo tworzy je z pasji, krzyżuje gdzieś tam za plecami palce i szyderczo śmieje się pod nosem. To nic odkrywczego, kiedy powiem o tym jak to branża ta z rozrywki, przerodziła się w fabrykę pieniędzy. Są oczywiście wyjątki od reguły, ale one mnie w tym wypadku nie interesują. Chodzi mi o producentów, którzy są tak nie fair względem graczy i tak bardzo kochają pieniądz, że powinni się tego wstydzić.

Lista nie powinna być dla niektórych zaskoczeniem. Ale nie dziwcie się, bo są to koncerny, które nawet często nie kryją się z tym, że chcą porządnie zarobić. Często ingerują w proces tworzenia, żeby zmienić dzieło tak, by można było na nim zarobić dwa, a nawet trzy razy. Maksymalna eksploatacja znanych marek? Pchanie mikrotransakcji w tytuł stojący na półce sklepowej za pełną cenę (130-200zł)? Hej! To tutaj norma. Dlatego za takie zagrania należy się mały „Hall of Fame” dla ludzi, których pasja do przeliczania szmalcu jest większa niż ta do tworzenia.

Nexon

źródło: vinyl.tistory.com

Zastanawiałem się od kogo zacząć. Nie lubię wejść z przytupem, także wybór padł na firmę, którą może nie wszyscy kojarzą z nazwy. Znacie może takie tytuły Free to Play jak chociażby Combat Arms? Był to naprawdę dobry, darmowy shooter, dopóki nie dopadła go masa mikrotransakcji, całkowicie zmieniających balans gry. Nexon to łobuzy produkujące darmowe MMO, które reklamują w chamski sposób, gdziekolwiek się da. I żeby były to chociaż jakieś porządne tytuły. To po prostu zrobione byle jak maszynki do robienia pieniędzy, czekające tylko na naiwniaków szukających darmowej zabawy. A nuż ktoś z nich skusi się na zakup jakiejś malutkiej skórki dla postaci lub dodatkowych przedmiotów. Dla dobra rynku nie powinniśmy tolerować takich zachowań, a w szczególności, gdy zalewany jest on przez falę podobnego syfu. Nexon ma ostatnią szansą, która nazywa się Cliff Bleszinski wraz z jego Project BlueStreak. Oby wypaliła…

Activision-Blizzard

źródło: gram.pl

Celowo uwzględniłem obie firmy, bo chociaż działają w nieco inny sposób, to nie zmienia to faktu, że są połączone jako spółka. I obie bardzo lubią pieniążki. Activision chyba nie trzeba tłumaczyć. To wyłącznie wydawcy Call of Duty i słabych produkcji na podstawie filmów, sprzedających się dobrze dzięki marce. Ich polityka nie jest względem graczy zbyt w porządku, bo kompletnie nie słuchają ich odzewu, tylko starają się jak najlepiej wykorzystać ich portfele. I pomimo tego, że kolejne odsłony Call of Duty biją rekordy popularności, to spółka Activision-Blizzard nie jest w jak najlepszym stanie. Bobby Kotick próbuje podnieść swoją kondycję finansową dzięki tworom Zamieci. O ile same studio robi naprawdę wyborne gry, to w kilku kwestiach widać, że coraz bardziej cieszy ich widok dużej ilości zer na koncie. Samo wprowadzenie na rynek Hearthstone’a oraz implementacja mikropłatności do World of Warcraft, zwiastuje coś mrocznego na niebie. Blizzard idzie za trendami, które akurat do pozytywnych nie należą.

Valve

źródło: wired.com

Czuję ostry lincz w komentarzach od PCtowej braci za to, co zaraz powiem. Mam oczywiście pełen szacunek dla Valve, a w szczególności dla gier, które tworzą. Przy Half-Life, Portalu, Team Fortress 2, albo Counter-Strike: Global Offensive spędziłem mnóstwo, ale to mnóstwo czasu. Jednak jest w polityce tejże firmy coś, co mi strasznie nie pasuje. Wiadomo, nie dali jeszcze Half-Life 3 lub Left 4 Dead 3 i to jest zło. Boję się jednak Gabe’a Newella i jego rosnącej potęgi. Nie lubię jego Steama oraz polityki jaką prowadzi w produkcjach typu F2P. Są to chyba największe czynniki, dzięki którym firma się bogaci, ale robi to w sposób nieczysty. Sam mam pełno tytułów na tej platformie i kupiłem sobie parę skórek do Counter-Strike’a. Aczkolwiek prawnie nie posiadam jakichkolwiek praw, ani podstaw do tego, że są to moje rzeczy. Całą moją bibliotekę „wypożyczam”. Jasne, Steam popularyzuje granie na PC, ale nie robi tego, bo to przyświeca jakiejś większej idei. To po prostu maszyna do robienia pieniędzy. Czy to przez niebywale chore i wysoko ceniące się mikrotransakcje w Team Fortress 2, czy przez hurtową sprzedaż gier. Valve posiada w ręku potężną platformę i węszy dalej, szukając dodatkowego zarobku, by zaspokoić swój apetyt. Niech wreszcie wezmą się za robienie gier, bo to im wychodzi o wiele lepiej!

Zynga

źródło: business2community.com

Wyobraźcie sobie firmę, która jeszcze bardziej nie przejmuje się opinią klienta, wypuszcza mnóstwo takich samych gier i robi to wszystko bezczelniej niż Activision. Tak w skrócie można opisać Zyngę, jednak ona celuje w nieco inną grupę odbiorców. Żadnych tam zatwardziałych graczy, a ludzi, którzy przy okazji gadania ze znajomymi na facebooku, lubią sobie coś na coś kliknąć kursorem we tle. A jak te klikanie wciągnie ich na dłużej, to są w stanie wyrzucić troszkę większą kupę grosza na usprawnienie niektórych procesów. Niby ta nisza na papierze wygląda idiotycznie, ale jednak przynosi ona jakieś tam zyski, skoro sama firma dosyć dobrze prosperuje. I nie wygląda na to, żeby chciała się w najbliższym czasie poprawić. Po prostu wypuszcza kolejne klony FarmVille i bawi się przy tym naprawdę dobrze.

EA

źródło: gamesided.com

Mięsko zostawiam na koniec, bo mięsko to zawsze najlepsza część. Wypisując i oceniając każdy grzech Electronic Arts, byłbym w stanie napisać dosyć długą książkę. Jest to bowiem firma posiadająca w zanadrzu potężne marki, a niektóre z nich to żywe legendy. W dodatku takie, które sprzedają się naprawdę dobrze… pomimo faktu, że nie są na równie porządnym poziomie wykonane. Nie kojarzę, żeby EA w ostatnim czasie wypuściło jakąkolwiek produkcję, która nie została zmieszana z błotem (poza Titanfall). Raz trafiają się problemy techniczne (optymalizacja BF4 i start SimCity), przy następnej okazji mikropłatności (np. te bezsensownie dodane w Dead Space 3), a na koniec do wszystkiego da radę dopchać pierdyliard DLC (patrz – gry od BioWare). Wydanie przez nich pełnego produktu to swojego rodzaju wyzwanie i nie jest to żaden przypadek, że gracze tak bardzo tępią ten koncern. Producent ten traci w oczach graczy, nie potrafi odbudować wizerunku i przez to jego akcje powolutku spadają. A przecież jakiś czas temu zmienił się zarząd, obiecujący dużo zmian na lepsze. Jak na razie nic się tam nie dzieje i dopóki nie nastąpi zmiana polityki względem konsumenta, a co za tym idzie poprawa finalnego produktu lądującego w naszych rękach (albo raczej na kiepskim Originie), to EA na rynku tak długo nie ostanie.

Wpis ten został przygotowany z okazji tygodnia tematycznego, który brzmi: „Gry, których się wstydzimy”. Nie mogłem znaleźć produkcji, jakie mógłbym określić takim mianem. Gram w to, co mi się podoba i nie mam powodów, żeby ukrywać to przed światem jak niektórzy historię swojej przeglądarki. Jednak jeżeli jesteście zainteresowani hasłem, to zapraszam do przeczytania wpisów Pilara o Tibii, Brucevskiego o graniu przy kobietach, fsm o Autkach i Targecie oraz Kameo o Naughty Bear. Cała akcja nadal trwa, także warto zaglądać do nas przez najbliższy tydzień na gameplay.pl!

A tymczasem zapraszam do dyskusji w komentarzach na temat, który opublikowałem. Macie jakieś swoje typy? Podawajcie śmiało! Chętnie je sprawdzę!


Zachęcam do odwiedzania mojego fanpage na facebooku oraz ćwierkacza. Znajdziecie tam sporo różnych przemyśleń, głupot i dowiecie się co słychać u Rasgula. Pozdrawiam!

Rasgul
11 lipca 2014 - 13:44