Wakacjami w gracza - sakora - 15 lipca 2014

Wakacjami w gracza

Gracz na wakacjach to rzecz oczywista. Odpoczynek od grania i coś na kształt odwyku. Nic bardziej mylnego. Gracz na wakacjach może być na głodzie grania, a to już potrafi być wyzwaniem. Oczywiście, jeśli działa sieć. Jakakolwiek sieć. A to dopiero początek.

Wsiadając do samochodu załadowanego po sam szczyt bagażnika z obecną obok rodziną. Zależnie od posiadanego levelu są to rodzice i rodzeństwo lub jest to rodzina własna w postaci małżonka i pociech, nota bene także grające. Tablety i smartfony podczas drogi mile widziane. Inna opcja to alternatywne ścieżki i zdarzenia lokomotywno zwrotne z obowiązkowym czyszczeniem tapicerki w późniejszym czasie.

Dobrze na drogę zaopatrzyć się w odpowiednią muzykę, najlepiej z jakiegoś bundla growo-muzycznego lub sięgnąć po klasykę. Tutaj podczas jazdy tak samo niebezpiecznie, jak i znakomicie nadaje się muzyka z Gran Turismo 2. Niepozorny beat i rytm powodują podświadome, coraz mocniejsze przyciskanie gazu. Zmiana muzyki niewiele daje, bo i tak zmęczenie robi swoje, trzeba wrzucić coś mocniejszego w odtwarzacz, a nie od dziś wiadomo, że przy dobrej muzyce spalanie w aucie gwałtownie wzrasta. Grunt to się opamiętać.

Na miejscu oczywiście jest obowiązkowe Wi-Fi, przynajmniej tak jest napisane w ofercie. Kończy się to tym, że kiedy w końcu wykryjemy sieć, w hollu, bo w pokoju czy nie daj Boże domku, jest już zupełnie inaczej, okazuje się, że połączenie nieustannie się zrywa. Ciągłe reklamacje niewiele dają, bo przecież u nich działa. A jak nie działa, to zresetują, i tak w kółko.

Kiedy w końcu wszystko zadziała lub opcjonalnie podłączymy się pod inną sieć w okolicy, wcześniej rozglądając się w innych ośrodkach, udając gościa, w poszukiwaniu informacji o hasłach o zabezpieczonych sieci (patrz koło recepcji lub kartek w holu) lub przypadkiem znajdziemy w laptopie hasło z zeszłego roku (Nie zmienili? 1234567890? Serio?) okazuje się, że albo łącze jest przeciążone, albo tak zlimitowane, że załadowanie czegokolwiek z sieci cofa nas do wdzwanianych modemów...

Ale tak właściwie o co chodzi? Facebook i mail, jakieś wiadomości i po co ten cały krzyk o dostęp do sieci. Zaraz, przecież w holu zorganizowały się kluby Minecrafta i World of Tanks, oczywiście konkurencyjne. Walczą o miejsce przy stoliku na cztery osoby. Kto pierwszy wpadnie tu po plaży, tego miejsce. Oczywiście zakładając, że jest pogoda. Jak jest zła pogoda, nie ma szansy na żadne połączenie z siecią.

A tu ktoś właśnie ściąga grę na Steam, w którą pewnie i tak nie zagra, bo albo nie doczeka przy tych 300 kilo ultralimitowanego transferu, albo straci ochotę na takie impulsywne granie. Przecież nie ma co zabierać ze sobą płytek czy dysków z jakimiś DRM-free, bo trudno przewidzieć, w co chciałoby się zagrać. I tak szybko organizuje się szybko trzeci klub mobilek, czyli jeden gra, a reszta komentuje, że nie umie grać. I oczywiście musi mieć też Wi-Fi, bo limity z mobilnetu już zżarło przed wyjazdem na wakacje...

Niestety nie znajdziemy już znanych z lat '80 i '90 salonów gier, a ich miejsce zajęły wszelkiej maści cymbergaje i zgraje królików czy kretów, które można walić po łbach w ramach dostępnego gumowego młotka. Do woli, ile starczy monet i sił. Chociaż czasami można znaleźć i takie importy z demobilu jak Star Wars Racer. Nie wiem, co straszniejsze, odgrzewane zombie czy gumowe młotki.

Kiedy już na dobre się zadomowimy, ogarniemy to co nie działa do znośnej postaci lub też damy sobie z graniem na wstrzymanie okazuje się, że wpakowanie całego majdanu do bagażnika okazuje się nie lada wyzwaniem intelektualnym. Zagadka logiczna przypomina puzzle 3D lub osobliwego Tetrisa. Wszystko musi wejść, skoro tu w tym bagażniku przyjechało. Nikt tylko nie przewidział, że w jakiś dziwny sposób wszystko spotkało się jakimiś mnożnikami.

Kiedy wydaje się, że jesteśmy wypoczęci, odgrowani i zadowoleni po wakacjach spotykamy się na drodze z polską odmianą Need For Speed. Najczęściej dotyczy to kierowców Audi/Volkswagenów/BMW, przejawiających swoim zachowaniem zaściankowe podejście szlacheckie przeniesione z dworku na własne auto. Jestem u siebie (czyt. w swoim aucie) to robię co chcę. Wielu z nich stara się o archivement z podroży za komplet zdjęć auta z trasy. Przepisy nic nie znaczą, wszelkie chwyty na drodze dozwolone, nieważne czy podwójna ciągła, ograniczenie, wyprzedzanie na ósmego czy zajęty pas naprzeciwko. Liczy się tylko komplet zdjęć.
Wakacje jeszcze trwają, ale i tak odblokowano osiągnięcie. Dobrze, że mnie to nie interesuje. Teraz jestem w domu, pogram sobie w coś.
     

     

Śledź mnie na Twitterze!

     

sakora
15 lipca 2014 - 22:35