Fable 3 - archiwalna recenzja - Antares - 20 września 2014

Fable 3 - archiwalna recenzja

Antares ocenia: Fable III
75

Peter Molyneux należy do twórców, którzy premiery swoich gier potrafią przeciągać latami, dlatego też niezwykle zdziwiło mnie, że trzecia część sagi o Albionie miała ukazać się dwa lata po wydaniu poprzedniej. Lionhead dotrzymał jednak terminów, co więcej nie karmiąc tym razem graczy zbyt dużą ilością szumnych zapowiedzi. Wszystko, co mówiono o grze wydawało się być możliwe do zrealizowania, a co najważniejsze informacje te nie były wcale przesadzone. W ostatecznym rozrachunku przygoda z Fable 3 należy do przyjemności, choć fani, którzy spędzili dużo czasu przy poprzedniczce pewnymi aspektami rozgrywki mogą być lekko rozczarowani. Przyjrzyjmy się nowym kartom historii Albionu, gdyż wydarzenia, w których przyjdzie nam uczestniczyć są dla tej krainy przełomowe.

Zabawne intro poruszające tematykę ucisku klasy robotniczej, w tym przypadku reprezentowanej przez kurczaka, ukazuje nam jak bardzo Albion się zmienił. Technologia poszła jeszcze bardziej do przodu i nastąpiła era rewolucji przemysłowej, a sielskie widoczki znane z Fable 2 zostały zastąpione obrazem biedy i niszczonego przez fabryki środowiska. Lud nie jest zbytnio zachwycony swoją dolą, gdyż tylko niewielka część społeczeństwa posiada olbrzymie majątki, wykorzystując do pracy w swoich zakładach nawet dzieci. Ot mamy tu obraz rewolucji przemysłowej w Europie z przełomu XVIII i XIX wieku. Nasz protagonista (lub protagonistka) znajduje się jednak w nienajgorszej pozycji gdyż, jako syn bohatera Fable 2 i brat panującego w Albionie króla, żyje sobie wygodnie w zamku w Bowerstone, spędzając dnie na treningach szermierki i zabawach z psem.

Problemy zaczynają się jednak pojawiać błyskawicznie, gdy przed zamkiem pojawia się grupa pikietujących mieszczan oburzonych egzekucją dokonaną na nieposłusznym pracowniku w Zakładach Łupieżcy. Król postanawia buntowników stracić, a próbujący sprzeciwić się temu wyrokowi protagonista musi za karę dokonać wyboru pomiędzy rozstrzelaniem poddanych, a ocaleniem swojej bardzo bliskiej przyjaciółki. Tak rodzi się rewolucja; książę w towarzystwie swoich dwóch zaufanych ludzi opuszcza zamek pod osłoną nocy celem znalezienia się wśród zwykłych mieszkańców Albionu, zdobycia ich zaufania i nakłonienia do wzięcia udziału w zamachu stanu. Członka rodziny królewskiej lud nie powita z otwartymi ramionami, lecz Fable nie mogłoby nosić swojego tytułu, gdyby protagonista nie odnalazł w sobie pradawnej mocy Bohaterów, która pozwala mu władać magią. Tak zaczyna się przygoda, podczas której wykonując rozmaite zadania zdobywamy popularność wśród mieszkańców Albionu, zbliżając się do dnia obalenia tyrana.

Pierwsze, co rzuca się w oczy po rozpoczęciu zabawy z trzecią częścią bajki Petera Molyneux jest fakt, że nasz protagonista nareszcie przemówił. Wprawdzie, choć jego ojciec potrafił w poprzedniej grze żywo gestykulować to trzeba przyznać, że historia zyskała bardzo dużo dzięki kwestiom wypowiadanym przez herosa. Fable stało się wreszcie bardziej filmowe, co zaliczam na wielki plus. Rozmowy nadal pełne są specyficznego brytyjskiego humoru, który od początków serii jest jej olbrzymim atutem. Autorzy poszli w trójce o krok dalej dając graczowi jeszcze więcej zadań do wykonania, czemu towarzyszą oczywiście stosowne zabawne przerywniki. Ironia towarzyszy rozgrywce cały czas, a jako przykład można podać choćby quest, w którym stajemy się pionkiem w planszowej grze RPG. Musimy uratować kartonową księżniczkę i pokonać kartonowego złego Barona. Całości towarzyszy narracja trzech Mistrzów Gry, którzy pełnymi przejęcia głosami oznajmiają np., że „bohater wchodzi do mrocznej pieczary, gdzie trafia na krwiożercze… kurczaki zła” - nie sposób się nie uśmiechnąć. Poza regularnymi zadaniami powraca także odkopywanie skarbów, poszukiwanie kluczy oraz likwidowanie Złych Gnomów Ogrodowych, które zastąpiły znane z dwójki gargulce. Brodate karły są w porównaniu do swoich kamiennych odpowiedników dużo bardziej agresywne w kierowanych do bohatera wyzwiskach. Tutaj ponownie chylę czoła przed voice actingiem, gdyż gnomy naprawdę potrafią podnieść graczowi ciśnienie.

W Fable 3 powróciło także znane z pierwszej części zadanie, w którym musimy poszukiwać książek celem uzupełnienia zbiorów biblioteki. Tym razem nie szukamy jednak bajek dla dzieci, a najważniejszych dzieł literatury Albionu. Rozgrywka przypomina początkowo poprzedniczkę; eksplorujemy różnorodne lokacje znajdując po drodze mnóstwo skarbów i wykonujemy rozmaite questy, czemu towarzyszy masowa eksterminacja przeciwników. W końcu zyskujemy tak duże poparcie obywateli, że możemy ruszyć szturmem na zamek w Bowerstone. I tu następuje pierwszy zgrzyt. Fragment rozgrywki, w którym przejmujemy miasto i obalamy króla jest krótki i całkowicie pozbawiony klimatu. Zamiast wielkich wybuchów i armii strażników, musimy raptem wytłuc małe grupki przeciwników, a następnie podziwiać przerywniki filmowe. Mając w pamięci choćby epickie zakończenie Mass Effect 2 sceny te wywołały na mojej twarzy jedynie uśmiech politowania.

Druga część gry zawiera uproszczony model zarządzania gospodarką królestwa, co wymusza na graczu podejmowanie dosyć niewygodnych decyzji. Tutaj widać olbrzymią zmianę, jaka zaszła w trzeciej bajce Petera Molyneux. W poprzednich odsłonach serii mieliśmy do wyboru podążanie ścieżką dobra lub zła. W Fable 3 tak jak w prawdziwym życiu nie ma bieli i czerni, a podejmowanie decyzji sprowadza się do wybrania mniejszego zła. Ta niewielka zmiana jest wielkim krokiem w przód i powoduje, że naprawdę zaczynamy interesować się życiem naszych poddanych. Noszenie korony jest ciężkim zadaniem, gdyż przez pierwszy rok swojego panowania musimy przygotować królestwo do obrony przed pradawnym złem, które planuje przypuścić atak. Więcej zdradzić nie mogę, ponieważ nie chcę psuć Wam radości z odkrywania fabuły, lecz muszę w tym przypadku po prostu stwierdzić, że tym razem branżowy Piotruś Pan nie kłamał. Rządzenie to ciężki kawałek chleba, a my musimy wybierać pomiędzy zadowoleniem poddanych, a takimi cięciami w budżecie by zapewnić dostateczne rozbudowanie armii. Ponieważ na wszystko pieniędzy na pewno nie starczy, jeśli chcemy być władcą idealnym musimy sami wziąć się za zarabianie pieniędzy, w czym pomagają nam znane z Fable 2 prace zrealizowane w formie mini gier oraz kupowanie i wynajem nieruchomości.

Trzecia część Fable zawiera bardzo ciekawie zrealizowane menu. Jeśli graliście kiedyś w stworzony przez Petera Molyneux i studio Lionhead świetny „symulator boga”, czyli Black and White pamiętacie zapewne świątynię, w której znajdowały się pomieszczenia reprezentujące różne opcje do wyboru. Podobny zabieg zastosowano w Fable oddając graczowi tzw. Sanktuarium, w którym możemy ubrać naszego herosa korzystając z garderoby, sprawdzić rozmiar majątku w skarbcu, wybrać oręż i czary w zbrojowni czy skorzystać z mapy działającej jak system teleportacji i pozwalającej na szybkie i wygodne przemieszczanie się po Albionie. Zwolennicy tabelek i okienek z opcjami mogą narzekać, że jest to dziwne uproszczenie, lecz mi owe rozwiązanie naprawdę przypadło do gustu. Tym bardziej, że w Sanktuarium znajdziemy naszego wiernego lokaja, który potrafi czasem nas rozbawić naprawdę zabawną kwestią. Jedyne, co w owej tajemniczej lokacji mnie denerwuje to sklepik, w którym możemy znaleźć dodatkową zawartość do gry, oczywiście wymagającą zapłacenia punktami Microsoftu. Problem w tym, że wszystkie te rzeczy spokojnie mogłyby, a nawet powinny znaleźć się na krążku z grą, ale o tym napiszę szerzej później.

Oprawa audiowizualna stoi na bardzo wysokim poziomie. Choć ponownie skorzystano z tego samego silnika graficznego, tym razem pokuszono się o nieco dojrzalszy wygląd zarówno postaci jak i lokacji, co wyszło grze na plus. Albion potrafi teraz miejscami być naprawdę mroczny i ponury, zaś dzielnica fabryczna w Bowerstone przywodzi na myśl klimat znany z Opowieści Wigilijnej Dickens’a. Mimo wszystko będziemy jednak w stanie zachwycić się pięknymi widokami, gdyż naturalny krajobraz w Albionie nadal jest bardzo malowniczy. Znajdziemy tu zarówno gęste piękne lasy, zaśnieżone górskie szlaki i małe urocze miasteczka. Co więcej, autorzy wprowadzili nowy kontynent, czyli pustynną Aurorę. Odnajdziemy tam pradawne ruiny oraz egzotyczną architekturę, dotychczas w Albionie nieznaną. Oczywiście w poszczególnych lokacjach znajdziemy także wejścia do rozległych jaskiń, lochów i katakumb. Świat Fable 3 wydaje się być nieco większy od tego, który udostępniono nam w części drugiej. Mieszkańcy wyglądają dość różnorodnie i ciekawie, choć trzeba niestety przyznać, że ciężko w Albionie trafić na kobiety dostatecznie urodziwe, by chciało się je pojąć za żonę.

Dzięki łączeniu różnych zestawów ubrań i fryzur nie zaznamy na szczęście zbyt często „efektu klonów”, który potrafi skutecznie psuć klimat w grach RPG. Fable 3 sprawia bardzo dobre wrażenie pod względem wizualnym i pokusiłbym się o stwierdzenie, że pod kątem stylu wykonania może się plasować w czołówce gier obecnej generacji. Niestety wyciśnięcie więcej ze starego silnika odbiło się na płynności animacji, która przy ostrzejszych walkach potrafi się drastycznie zmniejszać. Udźwiękowienie nadal trzyma mistrzowski poziom charakterystyczny dla serii. Znajdziemy tu kilka utworów żywcem wyjętych z poprzednich odsłon, lecz na potrzeby gry skomponowano także zupełnie nowe. Ciekawie brzmią zwłaszcza brzmienia towarzyszące nam podczas wędrówek po egzotycznej Aurorze. Skojarzenia z serią Prince of Persia są wtedy jak najbardziej na miejscu. Obywatele Albionu porozumiewają się między sobą z pięknym brytyjskim akcentem i łapałem się na tym, że czasem po prostu kręciłem się wśród poddanych tylko po to, by posłuchać ich rozmów.

Fable 3 nie jest jednak produkcją pozbawioną wad. Co ciekawe większość z zapowiedzi „Piotrusia kłamcy” została tym razem spełniona, co zaliczam na duży plus gry. Nie sprawdził się jedynie wielokrotnie wspominany w wywiadach system dotyku, co zapewne wynika ze zrezygnowania wspierania przez grę Kinecta. W skrócie; Fable 3 miało wprowadzić nową w serii możliwość prowadzenia różnych postaci za rękę, co miało wiązać się z uczuciami, którymi darzą protagonistę. Ostatecznie ze współpracy z kamerką zrezygnowano a to, co pozostawiono w grze zupełnie się nie sprawdza. W przypadku prowadzenia za rękę ratowanego z opresji dziecka, lub własnej żony podczas romantycznej przechadzki wygląda to w porządku. Spróbujcie sobie jednak wyobrazić herosa w pełnym rynsztunku, który ciągnie za rękę grubego wąsacza… Zło. Denerwujący jest także poziom trudności, który jest tak niski, że można by się pokusić o stwierdzenie, że go po prostu nie ma. Zrezygnowano z many, czego konsekwencją jest możliwość rzucania bez przerwy śmiercionośnych czarów.

Ciekawym pomysłem jest natomiast możliwość łączenia dwóch rodzajów magii, co urozmaica rozgrywkę, lecz także przyczynia się do tego, że walka w Fable 3 jest równie trudna, co oddychanie. Uproszczenia dotknęły także innych aspektów zabawy, z czego najbardziej bolesne jest zrezygnowanie z koła gestów. Gesty wykonujemy za pomocą trzech przycisków na padzie, odnoszących się do zachowań przyjaznych, wrogich i neutralnych, z czego te ostatnie oznaczają puszczanie bąków i inne tego typu przyjemności. Wykupywanie pakietów gestów podczas rozwijania postaci przekłada się na skuteczność bohatera w zdobywaniu sympatii lub antypatii otoczenia oraz na zamienienie starych gestów „lepszymi”. Tym samym „dopakowany” bohater będzie witać się ze wspomnianym już grubym wąsaczem zapraszając go do tańca… Wielkie Zło!

Podczas rozgrywki nie mogłem się także oprzeć wrażeniu, że mnóstwa rzeczy po prostu nie zdołano zrobić na czas. Odbija się to na mniejszej ilości demonicznych drzwi, zestawów ubrań, mebli, przedmiotów i barwników. Tym ostatnim powinienem poświęcić ostatni akapit, bo autorzy Fable 3 zafundowali nam największy absurd, jaki kiedykolwiek spotkałem w grach video. Większość z Was, która grała, w Fable 2 zapewne lubiła przemalowywać część ubrań swojej postaci celem nadania jej bardziej mrocznego wyglądu. Mistrz szermierki w czarnym płaszczu byłby bardzo klimatyczny, dlatego też wielkie było moje zdziwienie, gdy zauważyłem, że czarnego barwnika po prostu nie ma w grze. Wizyta w sklepie przy Sanktuarium dobiła mnie totalnie, gdyż możemy tam za 60 punktów Microsoftu dokupić zestaw dodatkowych barwników, wśród których znajdziemy „długo oczekiwany czarny kolor”. Taka zagrywka jest po prostu chamska, mimo niewielkiej ceny tego DLC. Autorzy postanowili sobie dorobić, bo dobrze wiedzieli, że czarny kolor w poprzedniej grze cieszył się największą popularnością, co potwierdzały zdjęcia bohaterów, które gracze umieszczali na oficjalnym forum internetowym serii. O sklepiku musimy także o wiele za często słyszeć od swojego kamerdynera, który przypomina nam o dostępnych „wspaniałych” ofertach, gdy korzystamy z Sanktuarium. Nachalny marketing w Fable 3 wydaje się być smutnym symbolem siódmej generacji konsol. Aż strach się bać na myśl o tym, co możemy spotkać w przyszłych grach Lionhead.

Antares
20 września 2014 - 19:59