Jak zrobili ze mnie korwinistę czyli jak wziąć fantastykę i zrobić z niej sztandar polityczny... - evilmg - 30 grudnia 2014

Jak zrobili ze mnie korwinistę, czyli jak wziąć fantastykę i zrobić z niej sztandar polityczny...

 

sir Terry Pratchett, fot: telegraph.co.uk

Kończy człowiek partyjkę Hearthstone, wchodzi na chwilę na facebooka i znajduje niepozorny link do tekstu znajdującego się na stronie nawet poczytnego dziennika. Klikam i... dobrze, że nic akurat nie piłem, bo zalałbym laptopa na amen. Na dzień dobry wita człowieka zdjęcie Terry'ego Pratchetta w eleganckim kapeluszu i chwytliwy tytuł "Ideologie w pułapce metafor, czyli czytanie fantastyki szkodzi". Tego jeszcze nie było...

Rozumiem, że można fantastyki nie lubić, ale Michał R. Wiśniewski swoim tekstem przebił wszystko co do tej pory widziałem, a w tej dziedzinie widziałem już sporo. Tekst zaczyna się jeszcze lepiej: "Książka potrafi być niebezpieczna", w sumie trudno się nie zgodzić, bo jak jest ciężka to można nią kogoś nawet zabić, a jak człowiek ma pecha to można jeszcze się przy tym papierem zaciąć. "Zwłaszcza książka fantastyczna, w której można zgubić się w metaforach i łatwo dać się zamknąć w świecie działającym zgodnie z ideologią autora.", a to przepraszam, bo przecież fantaści piszą po to, by prać co głupszym czytelnikom mózg (czyli pewnie większości, w końcu to fantastyka) i w ten sposób uzyskać władzę nad światem, po czym stworzyć utopię na własne podobieństwo.

 

Gdy szanowny autor zakończył już wygłaszanie kontrowersyjnych tez mających przyciągnąć czytelnika wszelakiego, na czele z paroma duchownymi i publicystami, którzy próbowali już zdobyć kapitał żerując na źle sianym przez Harry'ego Pottera zaczyna kreować obraz pewnego nadwiślańskiego mocarstwa, które gnębione przez katolików i feministki jednocześnie, wydaje pieniądze na rzeczy, które zdaniem autora są obywatelom owego mocarstwa jak najbardziej zbędne. Wytyka rządzącym i przy okazji całemu społeczeństwu brak konsekwencji i podejmowanie absurdalnych decyzji, jakby zdążył już zapomnieć co napisał na początku własnego tekstu. Można się z opiniami autora zgadzać lub nie, ale ten idzie coraz dalej i żonglując coraz zabawniejszymi i absurdalnymi propozycjami zbliża się nieubłaganie do punktu kulminacyjnego, w którym stwierdza, że społeczeństwo nie jest (jeszcze) na tyle głupie by dać się złapać na wyczyny artystów, polityków i publicystów (heh), ALE fantastyka to co innego! Bum! Pojawiają się "granice absurdu", wyjęte żywcem z trzech dość mocnych tekstów popularnych polskich fantastów, którzy zaprezentowali swoje wizje społeczeństw przyszłości, których funkcjonowanie oparli na mocno przejaskrawionych, wręcz rozrośniętych do absurdalnych rozmiarów ideologiach opartych na współczesnych ruchach społecznych.

 

Wydaje mi się, że Wiśniewski przypadkiem trafił na któreś z trzech wyżej wspomnianych opowiadań i postanowił dopisać na ich podstawie całą ideologię do twórczości wszystkich fantastów. Skąd takie wnioski? Ano gdy autor odnosi się do fantastyki jest to dla niego jedynie "opowieść o kosmolotach i robotach", a gdy trafia wreszcie na twórczość sięgającą nieco głębiej koniecznie musi doszukać się w niej jakieś opcji politycznej i gubi się mieszając ze sobą w przykładach Orwella, Wellsa, Asimova i Le Guinn. Autorów, właściwie nie związanych ze sobą, ale potrzebnych do skonstruowania dalszej części tekstu, wszak nazwiska znane, ale już niekoniecznie czytane. Zapomniał tylko dodać Lema, ale tutaj istnieje ryzyko, że ktoś poza fandomem mógłby jego twórczość kojarzyć.

 

Jak łatwo autorowi przychodzi myśl, że pisarz fantasta jest w swojej twórczości bogiem i może na własne potrzeby kreować rzeczywistość i naginać wszystkie obowiązujące reguły do własnej wizji i prezentowanej przez siebie ideologii. Zupełnie jakby twórca czegokolwiek innego musiał się czymkolwiek na czele z logiką przejmować. Na dobrą sprawę trzymając się wytycznych Wiśniewskiego można wziąć Sienkiewicza i na podstawie jego trylogii udowodnić, że był to fantasta przemycający do umysłów pokoleń młodych Polaków zamiłowanie do monarchii utopijnej. Wszak w jego twórczości co kawałek natykamy się na szlachcica, który za wszelką cenę chce chronić ojczyznę czyli właściwie osobę króla, bo to on tutaj kraj jako taki reprezentuje.

 

Myślicie, że przesadzam? Oh, nie ma tak łatwo! W tekście pana Michała mamy całą gamę podobnych bredni. Pilipiuk chwalił pańszczyznę, wkładając tą kontrowersyjną kwestię w usta cholernej szlachcianki. Co ta biedna kobieta miała powiedzieć? "No w sumie to się myliliśmy i wszyscy byliśmy pijawkami żerującymi na uciskanej masie robotniczej"? Rafał Kosik gromił wegetarian wsadzając do jednej ze swych książek dla młodzieży "antywegetariańską tyradę (złożoną zresztą z argumentów, które nie wytrzymałyby w internetowej dyskusji)". Jak długo żyję nie widziałem jeszcze argumentów, które utrzymałyby się w internecie pełnym wszak trolli, haterów i co gorsza miłośników fantastyki. Serio, Panie Wiśniewski? Próbował Pan kiedyś dyskutować o czymś w sieci w ramach otwartej społeczności?

 

Mało? Kawałek dalej nasz ukochany autor sugeruje, że twórcy haseł dla kiboli czerpią z twórczości Pilipiuka, który jak wszyscy wiemy bardzo kocha panów w dresach. Przecież w jego tekstach dresiki wcale nie pełnią roli goblinów z fantasy. Cholernie ciężko znaleźć książkę tego autora, w której nie nabija się on z dresiarzy, a co bardziej wojowniczy bohaterowie stworzeni przez Pilipiuka powinni dostać po kilka wyroków za pobicia, a nawet morderstwa dokonane na przedstawicielach tej "profesji". Jakby tego było mało z tekstu Wiśniewskiego można dowiedzieć się, że Pratchett forsuje ideę rządów silnej ręki (czyt. Korwina-Mikkego) za pomocą postaci Lorda Vetinariego i... Sama Vimesa. Autor ma najwyraźniej Pratchettowi za złe, że Vetinariego stworzył geniuszem, który rządzi miastem pełnym szaleńców właściwie tańcząc na polu minowym. Co gorsza lord patrycjusz jest naprawdę dobry w tym co robi i rzadko powinie mu się noga. W oczach Wiśniewskiego właśnie w ten sposób Pratchett nieświadomie (a może i świadomie, hm?) hoduje elektorat Nowej Prawicy. Nie bardzo wiem jednak czemu uczepił się też biednego Vimesa, który zaczynał jako alkoholik ( i na pewno NIE twardy glina jak sugeruje Wiśniewski), a Pratchett na kartach kilku tomów zrobił z niego powoli kochającego męża, ojca i bohatera, na jakiego Ankh-Morpork zasługuje. Cokolwiek to znaczy. Z jednej strony autor czepia się, że Pratchett złymi przykładami wychowuje nacjonalistów, a z drugiej jest rozczarowany, że tworzy bohatera, zamiast dać postaci zdechnąć w rynsztoku z nożem między żebrami? Jakiż piękny byłby to autorytet!

 

Najzabawniejsze jest to, że Wiśniewski co kawałek pisze, że czytanie (w szczególności fantastyki) może być szkodliwe, ale uparcie odcina się od cenzury. Zamiast tego sugeruje żeby to rodzice pilnowali swoich pociech i sprawdzali "jakie idee przyswajają z niewinnych książek o kosmolotach i robotach.". Co u diabła? Skąd się nagle u Pratchetta wzięły te wszystkie kosmoloty i roboty? Ostatnio jak sprawdzałem to w jego książkach ich ilość była znikoma, nieco więcej takich wynalazków pojawia się może u Pilipiuka, ale to nadal mały ułamek. Może by tak rozszerzyć horyzonty zamiast wystawiać się na pośmiewisko fandomu i potem móc grać pokrzywdzonego chłopca do bicia prawicowych fanatyków?

 

Swoją drogą pan Wiśniewski chyba jednak chce tej cenzury, ale oddaje ją w ręce rodziców, którzy pilnować mają by ich pociecha czytała tylko właściwe rzeczy. Najwyraźniej do końca życia, bo gdzieś tam przytacza nawet przykłady licealistów i studentów. Tak tych to najbardziej trzeba pilnować żeby czytali jedynie to co prawe i dobre, bo młodsi i tak niechętnie jeszcze czytają. Szkoda tylko, że nie da się ich przypilnować poza domem – szkoły, uczelnie i media nadal przemycają treści szkodliwe. Ciekawe jak temu zaradzić?

 

Dobra idę po flagę, bo czas iść na wiec, a potem podpalimy jakąś tęczę z chłopakami...

 

evilmg
30 grudnia 2014 - 19:38