Recenzja Rise of the Tomb Raider na PS4 – warto było czekać rok? - Antares - 12 listopada 2016

Recenzja Rise of the Tomb Raider na PS4 – warto było czekać rok?

Antares ocenia: Rise of the Tomb Raider
85

Microsoft wykupił czasową ekskluzywność  najnowszej odsłony kultowej serii Tomb Raider dla platform Xbox One i Windows Store na PC. Posiadacze PlayStation 4 musieli przez to czekać aż rok na poznanie kolejnego epizodu przygód Lary Croft. W międzyczasie na platformie Sony pojawił się jednak świetny Uncharted 4: Kres Złodzieja. Czy wobec tego wszystkiego warto było czekać na Rise of the Tomb Raider? Tak, gra jest bowiem bardzo dobra, a na PS4 prezentuje się naprawdę godnie.

Jako, że okres mojego zagłębiania się w fantastyczny świat gier wideo przypadał na pierwszą połowę lat 90. bardzo przeżywałem pojawienie się serii Tomb Raider. Kosmiczna jak na tamte czasy oprawa wizualna, wykorzystująca dobrodziejstwa akceleratorów graficznych, w połączeniu z klimatem tajemnicy i przygody, powodowały że hit firmy Eidos śnił mi się po nocach. Lara Croft stała się natomiast z miejsca moją ulubioną bohaterką gier wideo. Kolejne odsłony serii wprowadzały pewne innowacje, lecz szybko dało się wyczuć, że ewolucja przebiega zbyt wolno.

W efekcie, w czasach świetności konsol PlayStation 2 i PlayStation 3 zupełnie zapomniałem o Tomb Raiderze. Klimat awanturniczej przygody z archeologią w tle zapewniła natomiast fenomenalna seria Uncharted. Dlatego pomysł całkowitego restartu marki Tomb Raider przyjąłem z dużym entuzjazmem, pamiętając to co Square-Enix udało się osiągnąć z Deus Ex: Human Revolution. Nie myliłem się i nowy start przygód Lary z 2013 roku był naprawdę znakomity. Najważniejszy był w tym wszystkim fakt, że kultowa archeolożka nabrała wreszcie prawdziwego, ludzkiego oblicza. Dlatego też na Rise of the Tomb Raider  na PS4 czekałem z dużym zainteresowaniem. Na szczęście, gra spełniła w dużej mierze pokładane w niej nadzieje.

Fabuła i miejsce akcji

Reboot z 2013 roku koncentrował się na elementach sandboksa i jednej lokacji, którą była tajemnicza wyspa. Podobnie jest w przypadku najnowszej odsłony. Wprawdzie gra serwuje nam krótką wycieczkę do Syrii, właściwa rozgrywka toczy się w Rosji, a dokładniej na Syberii, w okolicach opuszczonego obozu pracy. Ponownie mamy więc w Tomb Raiderze mieszankę zapomnianych grobowców i opuszczonych, industrialnych zabudowań. I muszę przyznać, że to niecodzienne połączenie nadal bardzo dobrze się sprawdza.

Fabuła kręci się wokół podążania za badaniami nieżyjącego ojca Lary, który poszukiwał mitycznego artefaktu, zwanego Boskim Źródłem. Szybko okazuje się, że archeolożce depcze po piętach tajemnicza Trójca, będąca dziwaczną hybrydą sekty i paramilitarnej jednostki. Pod tym względem Rise of the Tomb Raider jest bardzo podobny do Uncharted. W jednym narożniku staje bowiem archeolożka wyposażona w spryt i broń palną, a z drugiej strony uzbrojony po zęby oddział komandosów, dysponujący helikopterami i innym ciężkim sprzętem.

Na Syberii okazuje się, że fabuła nowego Tomb Raidera ma na szczęście więcej ciekawych wątków i nie jest tak oczywista jak mogłoby się wydawać. Klasycznie nie zabrakło tu oczywiście motywu paranormalnego, który idealnie splata się z sowieckim kompleksem i mroczniejszą stroną kultury słowian. Warto dodać, że edycja gry na PS4 zawiera m.in. dodatek przedstawiający wątek przeklętego lasu zamieszkałego przez Bagę Jagę. Klimatu przygodom Lary nie można więc wiele zarzucić, choć mnie osobiście rozczarował odrobinę mało spektakularny finał. Być może wynikało to po prostu z faktu, że gry wideo przyzwyczaiły nas do epickich walk z bossami i wielkich wybuchów, a końcówka Rise of the Tomb Raider taka nie jest.

Jeszcze więcej sandboksa, ale nadal bez przesady

Gra zabiera nas również na krótką wycieczkę do Syrii

Odsłona z 2013 roku była bardzo dobrze wyważona pomiędzy przedstawianiem fabuły, a elementami tzw. piaskownicy. Mieliśmy częściowo otwarty świat, z opcjonalnymi grobowcami do zwiedzenia i przedmiotami do zebrania, jednak gra cały czas popychała nas do przodu. Podobnie jest w Rise of the Tomb Raider i z ulgą zauważyłem, że pomimo rosnącej mody na sandboksy, gra nadal jest dość zwarta. Pojawiły się wprawdzie klasyczne misje poboczne, które wykonać możemy dla lokalnej, syberyjskiej społeczności, ale w żaden sposób nie odciągają one gracza od właściwej przygody. Nie są to także klasyczne, powtarzalne zapychacze w stylu zbierania piórek z Assassin’s Creed.

Na plus należy także zaliczyć nowe gadżety i sztuczki, które pojawiły się w arsenale Lary Croft. Dwa czekany pozwalają się wygodnie wspinać po lodowych ścianach i działa to wszystko bardziej intuicyjnie i mniej sztucznie niż w reboocie. Jeszcze fajniejsze są jednak specjalne strzały, które mogą służyć bohaterce za uchwyty podczas wspinaczki. Dzięki temu, nasz łuk pozwala przedostawać się w pozornie niedostępne miejsca. Skoro już o łuku mowa, w Rise of the Tomb Raider znalazło się sporo opartych na fizyce otoczenia zagadek, które wykorzystują tę broń.

Eksplorowanie kolejnych lokacji, zdobywanie nowych umiejętności Lary i kolejnych artrfaktów, a także poznawanie historii okolicy – to wszystko naprawdę daje radę. I chociaż Tomb Raider nie jest aż tak spektakularny i filmowy jak Uncharted, to właśnie przygody panny Croft oferują więcej swobody i są przez to wierne klasykom z lat 90. Warto także dodać, że gra jest znacznie bardziej nastawiona na skradnie niż reboot z 2013 roku, co wzbudzało we mnie lekkie skojarzenia z The Last of Us. Często możemy bowiem wykorzystywać rzucanie butelkami do odwracania uwagi przeciwników.

Co dostajemy na PlayStation 4

Śnieg i lód wyglądają niesamowicie sugestywnie

Rise of the Tomb Raider wygląda bardzo dobrze i jest to obecnie jedna z najładniejszych gier na konsoli Sony. Pomijam fakt zapowiedzianego wsparcia dla PS4 Pro – na starej wersji konsoli gra prezentuje się naprawdę bardzo dobrze. Projektantom należy się uznanie zwłaszcza dlatego, że stworzyli atrakcyjne wizualnie lokacje pomimo mrocznego i brudnego klimatu. W porównaniu z Tomb Raiderem, świat Nathana Drake’a jest wręcz cukierkowy. A mimo to, krajobrazy na które natrafiamy wraz z Larą naprawdę potrafią zachwyci ć.

Świetnie wypada również pełny polski dubbing. W rolę Lary Croft ponownie wcieliła się Karolina Gorczyca i grając miałem wrażenie, że aktorka zdążyła się bardziej oswoić z odgrywaną bohaterką, dzięki czemu brzmi jeszcze lepiej niż w reebocie z 2013 roku. Lara ma teraz znacznie silniejszą osobowość – wydarzenia z wyspy zmieniły ją z zagubionej dziewczyny w dojrzałą kobietę i czuć to w Rise of the Tomb Raider.

Fani docenią także fakt, że gra na PS4 została wyposażona we wszystkie wydane dotychczas rozszerzenia. Największą gratką jest dodatek Więzy Krwi, wydany z okazji dwudziestolecia powstania serii. Odkrywamy w nim tajemnicę posiadłości Croftów. Zawarte w niej dokumenty i artefakty bardzo zgrabnie łączą stare odsłony Tomb Raidera ze światem wykreowanym na potrzeby reebota. Jest to swoisty ukłon w stronę fanów, którzy nie mogli przeboleć kilku drastycznych zmian w uniwersum.

Drobne zgrzyty są, ale nadal warto

Rise of the Tomb Raider to naprawdę solidna przygodowa gra akcji. Można się tu przyczepić do kilku rzeczy, np. mało efektownego zakończenia, czy trochę zbyt mało sportretowanej postaci głównego antagonisty. Nie wpływa to jednak na fakt, że nowa odsłona dobitnie pokazuje, iż reboot serii był świetnym pomysłem, a ona sama podąża w dobrym kierunku. Lara jest znów młoda, wygląda świetnie, a w głowie ma pełno pomysłów. A na nowego Tomb Raidera warto było czekać na PS4 i zdecydowanie warto zagrać.

Antares
12 listopada 2016 - 23:58