Harry Potter i przeklęte dziecko - na spokojnie - qGard - 24 stycznia 2017

Harry Potter i przeklęte dziecko - na spokojnie

Z dużym tytułem często bywa tak, że twórca, albo ten, kto akurat ma do niego prawa, nagle sobie o nim przypomina. Dochodzi do niego, że ludzie kochali ten świat. Gwałtowne olśnienie: na tym można zarobić, zarobić na sentymencie ludzi. Nie będę co prawda tutaj wysuwał tezy, która określałaby, że ożywianie serii zawsze było czymś złym i polegało tylko na kasie, ale nie bądźmy też ślepi - często tak jest. Dlatego prawie 20 lat po premierze pierwszej książki o Harrym Potterze pojawia się jej kontynuacja. Nie pierwszej książki, a kontynuacja wielkiej serii, która zarobiła swoje i popularnością mogłaby konkurować z Biblią. Dlatego też, pojawiła się "kolejna część", która przenosi nas do wydarzeń 19 lat po wielkiej bitwie, dokładnie w ten moment, którym kończy się, ostatni tom serii. Zanim jednak przejdę do dalszej części to muszę wspomnieć, że doczynienia mamy tutaj ze sztuką teatralną, a dokładniej scenariuszem do tej właśnie sztuki, a nie pełnoprawną opowieścią. Jak już nadmieniam na co warto zwrócić uwagę, to jeszcze nie zapominajmy, że autorami scenariusza są Jack Thorn oraz John Tiffny. Podpisane przez autorkę oryginału, ale jej magii to ja tam nie czuję.

Źródło: http://digitalspyuk.cdnds.net/


                Przejdę po tym nieco dłuższym wstępie do konkretów. Naszym, powiedzmy głównym, bohaterem jest Albus Severus Potter, jeden z trójki dzieci jakich dorobił się Harry. Jest to pierwszy raz gdy bohater wsiądzie do expresu jadącego do Hogwardu, jednak jest bardzo wystraszony rozpoczęciem nauki w szkole Magii i Czarodzejstwa (trochę się nie dziwię, nigdy nie skakałem ze szczęście, że rozpoczyna się nowy rok). Czujecie już magię wcześniejszych książek z Harrym Potterem w tytule? Nie napalajcie się tak. Czy wyobrażaliście sobie jakby to było gdyby Harry trafił do Slytherinu? Powiedzmy, że czytając ten scenariusz mamy okazję zobaczyć jakby to było. Szkoda tylko, że sam syn Harrego nie do końca się jego synem czuje, a cały Hogward jest przekonany, że ktoś podmienił dzieci. Bo Albus, nie jest taki jak ojciec i w sumie TO tak naprawdę jest główną osią fabularną, czyli problemy głównego bohatera, którego przytłacza nazwisko. To co, mam nadzieję, wszyscy kochali we wcześniejszych częściach Herrego Pottera, czyli szkoła, tutaj jest nie tylko potraktowana po macoszemu, co więcej - jest tutaj nie uwzględniona. Część akcji, która działa się w szkole przez czas gdy Albus się uczył została pominięta. A jeszcze bardziej skupiono się na tym jak to główny bohater nie umie poradzić sobie z nazwiskiem. Gdy Albus wchodzi w wiek buntu - zaczyna się zabawa. Chociaż ta część scenariusza moim zdaniem byłaby bardzo interesująca jako pełnoprawna książka, pomysł sam w sobie nie był najgorszy. Nie zmienia to faktu, że wydarzenia pokazane w tej części sztuki, łamią prawa świata. Wydaje mi się, że autorzy nie brali pod uwagę kto jest głównym teragetem tej części. Bo scenariusz jest napisany tak jakby był fanfikiem, który zmienia pewne ustalone zasady na takie, które przydadzą się do tej historii. A jak dobrze wiemy pierwszymi czytelnikami byli najwięksi fani, którzy od razu wskazali tak wielkie niedociągnięcia. Nie chce dokładnie nakreślać co tam się działo, bo wszystko może okazać się całkiem sporym spoilerem. Powiem tylko, że 2/3 sztuki było całkiem fajne, a dopiero zakończenie mnie załamało.

Źródło: http://media.vanityfair.com/

                 Co do rzeczy, które fani zapewne wyklinali długi czas po przeczytaniu tego scenariusza, to zapewne bohaterowie i ich przyszłość. Niektórzy bardzo mocno śledzili to, co Rowling ogłaszała i wspominała na temat przyszłości postaci, które przewinęły się przez te lata. Autorzy scenariusza mieli o dziwo inne zdanie na temat tego jak potoczyło się życie Hermiony, Rona czy Ginny. Nie byłoby to aż tak wielkim problemem, gdyby ci sami bohaterowie nadal mieli ten sam charakter. Postacie, które przewinęły się przez Przeklęte Dziecko, są odmienne od ich pierwowzorów, a to już za duży problem. I nawet próba rozgrzeszenia tłumaczona minionymi 19 latami, nie ukoi zranionego serca. Jest jeszcze sprawa z expresem do Hogwartu i kobiecie, która sprzedaje słodycze. Wiele z tych nagannych błędów logicznych można było wyjaśnić bardzo, ale to bardzo naciągając świat. Za to postać tej pociesznej kobiety została tutaj zmaltretowana i wywróciła prawa uniwersum do góry nogami. Są też pozytywy tego scenariusza, powróciliśmy do świata czarodziejów, pojawił się Scorpius, czyli bohater, który najbardziej przypadł mi do gustu ze wszystkich jakich spotkałem przez całą przygodę ze światem Harrego Pottera. Powieść, nie licząc ukazania bardzo ciekawej historii, daje twórcy przemycić trochę uczuć, myśli czy przekonań do swojej książki. Sztuka teatralna, a w tym wypadku scenariusz, to trudny przekaźnik. Nie jest łatwo przelać tyle co w powieści, a w wypadku tej jednej sztuki, udało się jedynie przekazać, jak ciężko jest być rodzicem i jak równie ciężko jest być kimś po kim oczekuje się bardzo wiele. Dla mnie te około czterysta stron w zasadzie pozwoliło wrócić do świata, w którym wymachiwanie różdżką nie jest aż tak głupie, a miotła czy klozet mają więcej zastosowań. Choć zakończenie było tragiczne, fabuła przeczyła prawom świata, a bohaterowie nie byli sobą, to i tak bawiłem się całkiem nieźle. Jeśli nie czytaliście, a kochacie, to znaczy, że albo tak naprawdę nie kochacie, albo przespaliście kilka ostatnich miesięcy. Polecam pożyczyć tę książkę od kogoś kto kupił i przeczytać, mimo niedoróbek miło wrócić.

qGard
24 stycznia 2017 - 15:14