International Assassin - Film o niczym! - Improbite - 15 września 2017

International Assassin - Film o niczym!

Jestem świeżo po obejrzeniu American Assassin, który wyreżyserował Michael Cuesta. Jeśli planowaliście iść na ten film... Powiem wam, dlaczego tego nie robić i pójść na coś o wiele lepszego.

 

Trailer nie pokazuje wszystkich dobrych rzeczy, które oferuje całość.

Uwierzcie, że chciałem pisać o tym filmie ciepłe słowa, ponieważ uwielbiam produkcje, gdzie pojawiają się zabójcy. Po tym, co zobaczyłem nawet, nie wiem od czego zacząć listę, dlaczego ten film jest zły.  

Fabuła opowiada o Mitchu Rappie (Dylan O’Brien), który w wyniku ataku terrorystycznego traci ukochaną. W wyniku tych wydarzeń ma tylko jeden cel, a mianowicie jest nim zemsta. Zaczyna on swoją drogę do tego, by stać się zabójcą na własną rękę. Nie wie on jednak, że pewna dyrektor CIA (Sanaa Latham), ma go na oku.  W pewnym momencie dzięki jej interwencji zostaje uratowany od pewnej śmierci.

Proponuje mu układ, mianowicie podjęcie szkolenia pod okiem byłego członka Navy Seals Stan Hurley (Michael Keaton), który szkoli członków specjalnej i jednocześnie tajnej jednostki, których jedynym zadaniem jest eliminacja wyznaczonych celów bez pozostawienia jakichkolwiek śladów niczym ekipa Ghost Recon. 

Przyznam pomysł dobry, ale z wykonaniem było już gorzej. Nie wiem, kto układał tempo rozwoju akcji, ale dla mnie ten film był za wolny. Tym sposobem reżyser próbował wydłużyć swoje dzieło, ale niestety sprawił, że całość stała się nudna i momentami ciężko było powstrzymać się od ziewania. Co najgorsze: Gdy dochodziliśmy do momentu, kiedy rozwijała się akcja, nic na to nie wskazywało, co sprawiło, że nie było tego uczucia, iż oglądamy film akcji.

Im dalej rpzwija się to, co przygotował scenarzysta mam wrażenie, że jego film to mieszanka najprostrzych motywów i pomysłów na fabułę. Wrzućmy wszystko, ale niech będzie to film o zabójcach. Bo przecież wszystko można w takim filmie zrobić, prawda? 

Jednak International Assasin miał kilka dobrych scen. Szkoda tylko, że było ich tak mało, a czas oczekiwania na następne, w których coś się dzieje, ciągnie się dłużej niż saga Zmierzch Stephenie Meyer. Gdyby film był o jakieś dwadzieścia minut krótszy to jeszcze dałoby radę wysiedzieć. 

Gry aktorskiej w całym filmie jest tyle, co nic. Jedynym, który przez cały czas się stara jest Michael Keaton. Od samego początku widać, że stara się wycisnąć ze swojej postaci jak najwięcej. Wyszło mu to bardzo dobrze, a to sprawiło, że jego postać mnie kupiła. Przechodząc do gry pozostałych aktorów, których widzimy na srebrnym ekranie, to ich postaci były po prostu papierowe. W wielu produkcjach mamny widoczny rozwój postaci w miarę tego jak mija fabuła... Tutaj może widać to przez moment pod koniec filmu. W ogólnym odbiorze nic to nie wnosi.

Jeśli jesteście fanami Michaela Keatona to niestety, ale muszę was zmartwić. Nawet dla niego nie warto. Starał się, ale nawet on nie jest w stanie pociągnąć całości samemu. 

Żaden film nie byłby kompletny bez soundtracku. W tej produkcji za to odpowiedzialny jest Steven Price, który stworzył ścieżkę dźwiękową do Baby Driver. Niestety tutaj jego praca niczego nie wnosi. Wydaje się nawet momentami, że jego pracy tam nie ma. Jakby zapomnieli o dodaniu czegokolwiek.

Podsumowując: W tym filmie nie ma niczego dobrego, co by podnosiło ogólną jego ocenę. Jest to produkcja nudna, niebudująca akcji, pusta. Bez czegokolwiek, co by sprawiło, że zapamiętam w jakimś stopniu. Jak wiecie, skala ocen u mnie zaczyna się od 5 do 10. Jednak tutaj spada do 1/10. W nowym filmie reżysera serialu Dexter nie ma dosłownie nic wartego uwagi i czasu na sali kinowej.

Naprawdę kibicowałem filmowi by odniósł sukces, ale zawiodłem się. Jeśli zastanawiacie się na co iść do kina to napewno nie na American Assassin. No chyba, że chcecie zmarnować sobie prawie dwie godziny życia.

Improbite
15 września 2017 - 21:24