Recenzja: Zgasić Słońce. Szpony Smoka. - Froszti - 22 kwietnia 2020

Recenzja: Zgasić Słońce. Szpony Smoka.

Boska Amaterasu, mityczne smoki, wielkie i niebezpieczne machiny wojenne, latające statki i wyniszczająca globalna wojna. Wszystko to podane w otoczce alternatywnej historii, w której to szansa na odrodzenie Rzeczypospolitej upatrywana jest przez Piłsudskiego w niepokonanym Imperium Wschodzącego Słońca.

Początek XX wieku (dokładnie 1905 rok) świat powoli zaczyna się pogrążać w największym do tej pory konflikcie zbrojnym. Wszystko zaczęło się od uwolnienia po tysiącu lat mitycznych smoków i ich przerażającej siły, której nie jest wstanie przeciwstawić żaden człowiek. Poskromić bestie może tylko bóstwo, które skieruje ich wściekłość i przemożny głód niszczenia przeciwko wrogom Japonii. Imperializm Kraju Kwitnącej Wiśni zaczyna rozlewać się na sąsiednie tereny, coraz mocniej zagrażając innym kontynentom. Przywódcy największych światowych mocarstw doskonale zdają sobie sprawę z powagi sytuacji i gotowi są rzucić wszystkie swoje zasoby militarne na jedną szalę. Największa i najpotężniejsza armada latających statków, wyrusza z tanią misją, której zadaniem jest zmiecenie z powierzchni ziemi Tokio, a wraz z miastem boskiego cesarza. „Koalicja” liczy, że tym sposobem oddali zagrożenie od swoich terenów i zmusi wroga do poddania się. Jak łatwo można się domyślać, nie wszystko jednak idzie zgodnie z założeniami, szczególnie kiedy przeciwnikiem są nie tylko ludzie, ale również mityczne bestie. Gdzieś w tym całym militarnym galimatiasie szansę na odrodzenie Polski upatruje Józef Piłsudski, który liczy na to, że Imperium Wschodzące Słońca będzie potrzebowało w Europie wiernych sojuszników. Pomocny w realizacji jego planu może okazać się młody kadet carskiej floty Andrzej Horodyński, który będzie musiał zdecydować, jak wyglądać ma jego przyszłość i co jest dla niego najważniejsze.

Pomysł autora na fabułę, w której magiczny świat fantasy miesza się z alternatywną historią, jest na tyle szalony i jednocześnie ciekawy, że nikogo chyba nie powinno dziwić zaliczanie publikacji przez spore grono czytelników do kategorii: Bestsellery roku. Mamy tutaj do czynienia z najprzeróżniejszymi i najlepiej dobranymi elementami różnych gatunków, które powinny mocno przykuwać uwagę szerokiego grona odbiorców.

Są niebywale dynamiczne i świetnie opisane (zarówno pod względem akcji, jak i szczegółów technologicznych) podniebne potyczki rodem z powieści sci-fi. Tym razem jednak walka nie odbywa się w przestrzeni kosmicznej, a bardziej znanym nam środowisku, gdzie po przeciwnych stronach stają latające ogromne stalowe pancerniki/niszczyciele i magiczne bestie. Jest mnóstwo odniesień do Japońskiej mitologii i kultury dalekiego wschodu, która świetnie zostaje tutaj skontrastowana ze zwyczajami reszty świata (szczególnie starego kontynentu). Są również bardziej dramatyczne treści, gdzie młody bohater (Andrzej Horodyński) coraz mocniej zagłębia się w świat intryg, w którym nie ma przyjaciół i każdy może być wrogiem. Całości dopełnia bardzo lekkie pióro twórcy, które doskonale wpasowuje się w bardziej poważną militarną treść.

Umiejętność stworzenie nietuzinkowego i świetnie opisanego świata to nie wszystko, co przygotował dla czytelników Robert J. Szmidt. Dosyć istotną częścią powieścią są jej bohaterowie, którzy ogrywają tutaj znaczące role. Pierwsze „skrzypce” gra tutaj zdecydowanie Horodyński, który z każdym kolejnym rozdziałem przemienia się z młodego marynarza w człowieka, który coraz mocniej dostrzega złożoność sytuacji. Wewnętrznie rozdziera go chęć bycia wiernym towarzyszom broni i rodząca się miłość do nieistniejącej ojczyzny. Dosyć naiwnie wierzy on, że te dwie sprzeczny rzeczy da się jednak jakoś pogodzić. Swoje pięć minut znajdzie tutaj również Piłsudski pokazany jako niebywale charyzmatyczny człowiek, gotowy zrobić wszystko, aby tylko jego ukochany kraj powrócił na mapę nowego świata, czy dowódca obozu jenieckiego, który traktuje więźniów jako odskocznię do dalszej wspaniałej kariery wojskowej, dość często pokazując swoje psychopatyczne oblicze.

Zgasić Słońce. Szpony Smoka to dzieło, które być może nie jest rewolucyjne, jeśli chodzi o pewien szkielet pomysłu fabularnego, jednak na pewno rewelacyjne, jeśli weźmiemy pod uwagę jakość przekazu i umiejętność połączenia różnych elementów. Są książki średnie, dobre, świetne i takie, które pochłania się za jednym posiedzeniem z wielkimi wypiekami na twarzy, to właśnie do tego grona należy zaliczyć recenzowany tytuł. Krótko pisząc – polecam, polecam i jeszcze raz polecam!

 

Radosław Frosztęga




Froszti
22 kwietnia 2020 - 10:11