Piwo bez orzeszków - Fulko de Lorche - 17 sierpnia 2010

Piwo bez orzeszków

Coś się kiedyś zaczyna, coś się kończy. Jakkolwiek brzmi to drętwo i banalnie, taka jest prawda. Na dodatek Fulko stał się przykładem i ofiarą tej prawdy.

Mimo, iż jest to prawie niemożliwe, Fulko ostatnio trochę przytył. Lata pracy na siłowni poszły kurna na marne, a Fulko zaczał wyglądać jak chłopak śląski (w dupci wielki, w klatce wąski). Znajomy dietetyk poradził: odstaw chłopie te wysokokaloryczne używki. To i chłop odłożył. Koniec zatem z solonymi orzeszkami. Pozostaje tylko maca, chlebki ryżowe, pumpernikiel i od czasu do czasu dietetyczne piwko. Poświęcenie to duże, ale gdy ponownie można popatrzeć na to, czym się sika, radość rekompensuje stratę.

To, że kończy się era wszamiania orzeszków, to jeszcze nic. Co powiecie na koniec wieloletniego flirtu Fulko z GOL-ami? Że co, że się cieszycie, że super? Hej, nie bądźcie takie świnki. Zważcie, że spod pióra waszego mistrza nie popłyną już w świat legendarne poradniki (GTA: San Andreas, Prince of Persia: Dwa Trony, Tomb Raider: Anniversary), kultowa publicystyka (Zapach papieru, Gwiezdne wojny w grach, Stare ale jare) czy genialne autorskie cykle (Piwo i orzeszki), nie wspomniawszy o setkach newsów, zapowiedzi i recenzji. No dobra, może tych ostatnich nie było aż tyle. Mówiąc szczerze było całkiem niedużo. No dobra - drastycznie mało. Ale to nie wina Fulko, że kolejni rednacze zawsze dawali mu najgorszą robotę. I jeszcze te sugestie, że jest leń, leser, obibok, nierób i bumelant! Jak można było. Ano można, ale wasz bard już im wybaczył.

Określenie "piwny brzuch" jest niesprawiedliwe. Przecież piwo to prawie sama woda, którą po wypiciu kufelka wydala się w postaci moczu. Czyli że w brzuchu nic nie zostaje.

 Kolejne, co dla autora tego ciekawego wpisu się kończy, to czas beztroskiego ciupania na kompie i konsoli. Całkiem beztroski okres to skończył się lata temu, gdy bocian przyniósł dwa zawiniątka z dwoma rozwrzeszczanymi Fulczątkami. Teraz jednak wolny czas na granie trzeba było jeszcze podzielić na połowę, by nie kolidował z dodatkowymi obowiązkami i zajęciami. Jakimi? Ano związanymi z nową pracą. Bo Fulko dostał AWANS! Nie, drodzy czytelnicy, nie awansowali go w GOL-ach. Na redakcyjnej pensyji człowiek z potrzebami Fulko na pewno by nie przytył. Wasz ulubiony felietonista został managerem w branży stalowej. Da da!!!

I tu w końcu coś się nie tylko kończy, ale i zaczyna. Na pewno zaczynają się przyzwoite pieniądze. Można wkońcu zrezygnować z McDonald'sa na rzecz kalmarów, krewetek i innych robali w porządnym lokalu. Można z pewnością kupić sobie lepszą niż 10-letnia Felka brykę. Można szarpnąć do Chorwacji na urlop półrocznego oszczędzania. Można też kupić firmowe jeansy zamiast wietnamskie podróby z bazaru (choć dalibóg - obie pary wyglądają tak samo!). Można w końcu zrobić jeszcze wiele innych rzeczy i w ogóle życie staje się łatwiejsze, ale... nie można kupić sobie wolnego czasu. Niestety, tego towaru Fulko zbyt dużo już nie ma.

Podsumowując, Fulko przestał być już wybitnym autorem tekstów w branży gier. Ale nie znaczy to, że przestał się interesować grami i grać. O co to to, to nie! Wewnętrzny głos nakazuje codziennie: Fulko grać! K..wa mać! I Fulko gra. Nie za dużo, ale gra. I będzie dzielił się na tym szacownym blogu swoimi uwagami i wrażeniami z grania. Nie samą konsolą zresztą człowiek żyje, można zawsze pogadać o czymś innym, np. o gołych babach. Ale dopiero po 23-ciej. Gdy żona już smacznie śpi.

Fulko de Lorche
17 sierpnia 2010 - 16:51