Wyprowadzony w pole ryżowe przez filmik - Brucevsky - 30 czerwca 2012

Wyprowadzony w pole ryżowe przez filmik

Znajomi często coś polecają. A to dobry film, a to fajny zespół muzyczny, a to informują o jakimś wydarzeniu kulturalnym, czy o nowym napoju lub smakołyku, który pojawił się w pobliskim sklepie. Można im ufać lub nie. Czasami dodają oni do swojej opinii jakąś reklamówkę, fragment utworu, urywek filmu, chwytliwą opowiastkę czy działające na wyobraźnię porównanie.

I w ten właśnie sposób obejrzałem poniższy fragment anime Guardian of the Sacred Spirit, o którym nigdy wcześniej nie słyszałem:

Akurat szukałem nowego serialu do oglądania, więc po tym efektownym wycinku pomyślałem, że to będzie właściwy wybór. Sugestywnie pokazana akcja, bardzo ładne wykonanie, ciekawe zapowiadające się postacie i intrygujący zarys fabuły. Wszystko wydawało się być na swoim miejscu. I czego tak naprawdę mogłem się spodziewać po takim fragmencie i kilku pozytywnych opiniach w sieci? Produkcji nastawionej na akcję, w której nie zabraknie też jednak trudnych wyborów moralnych i wielowymiarowych postaci?

Jeśli tak sądzicie to uratuję was przed powtórzeniem swojego błędu. Obejrzałem Guardian of the Sacred Spirit i zajęło mi to zdecydowanie więcej czasu niż zakładałem. Przez kilkanaście odcinków czekałem jak na szpilkach na zawiązanie się akcji i dynamiczne przyspieszenie opowiadanej historii. Wydawało się przecież niemożliwe, że ten fragment z początku anime, który już widziałem, jest jedynym momentem akcji w pierwszej połowie dwudziestosześcioodcinkowej serii. A jednak!

Źródło: goddessofwings.com

Liczbę walk na miecze i efektownych pojedynków w tej produkcji można policzyć na palcach jednej ręki niezbyt utalentowanego drwala. Guardian of the Sacred Spirit nastawiony jest na historię kobiety-najemnika, która chce odkupić swoje winy i przyjmuje pod opiekę młodego księcia, którego ojciec skazał na śmierć. Teoretycznie postacie są może i ciekawe, ale ich dialogi i cała historia są tak miałkie jak przeciętny odcinek dowolnej telenoweli stworzonej przez telewizję publiczną. Nie wiem, czy ze dwa razy bohaterowie tej opowieści wywołali u mnie jakiekolwiek emocje. Nie lubi się ich, nie jest ich szkoda, nie czuje się do nich jakiegokolwiek przywiązania. Ot jakieś ludki ze swoimi problemami.

Obejrzałem Guardian of The Sacred Spirit, bo dałem się wyprowadzić w ryżowe pole jednemu filmikowi z sieci. Odpowiednio wybranemu i narysowanemu tak, jakby główkował nad nim cały dział marketingu dużej korporacji. Odpowiednio wyrwany z kontekstu i umieszczony w sieci urywek tej animacji zupełnie zniekształca obraz całej produkcji. To nie jest anime nastawione na walkę, a dramat obyczajowy w realiach dawnej Japonii. I do tego całkiem przeciętny dramat. Oglądał ktoś może i ma inne zdanie?

Brucevsky
30 czerwca 2012 - 11:37