Hollywood tylko dla blockbusterów wybitni twórcy kręcą seriale - Floyd - 3 kwietnia 2013

Hollywood tylko dla blockbusterów, wybitni twórcy kręcą seriale

Ziemię zamieszkują dwa typy ludzi. Twórcy i odtwórcy. Ci pierwsi są niejako demiurgami naszego życia kreując kulturę, w którą każdy z nas wraz z wiekiem wrasta. Ci drudzy są naśladowcami, zdolnymi do formułowania jedynie wtórnych treści opartych o przetarte wzorce. Hollywood zamieszkują dwa typy ludzi. Teraz ma tam pozostać tylko jeden.

 

Mimo iż ten wstęp może się wydawać nieco kontrowersyjny to w mojej opinii doskonale przedstawia trendy, miotające obecnie branżą filmowo – serialową, których echa trafiają już znad „Wielkiej wody” nawet do Polski.  Miasto Aniołów przestaje być miejscem gdzie rodzą się nowe pomysły. Dziś głównym zadaniem reżyserów tam pracujących jest metaforycznie rzecz ujmując, wypełnianie tabelek w Excelu, tak aby bilans wytwórni mógł zostać podkreślony jak najgrubszą zieloną krechą. Od dawna już mówi się o tym, że najgłośniej reklamowane tytuły przestały nieść ze sobą jakąkolwiek wartość łączącą cokolwiek związanego z greckim terminem „kartharsis”, a zaczęły być maszynką do robienia pieniędzy.

Błędem byłoby jednak generowanie tak wielkiego przemysłu do jednego tylko prądu. Jak na razie na naszej błękitnej planecie nie stwierdzono istnienia czarnej dziury, która nieubłaganie pożerałaby twórców rozumianych w znaczeniu podanym wyżej. Skoro ambitna twórczość nie sprzedaje się jako dodatek do popcornu i coli, to znalazła ona sobie nowy azyl pod rozłożystymi skrzydłami stacji telewizyjnych nie lękających się inwestowania dużych funduszy nowatorskie projekty. W tworzenie seriali coraz częściej angażują się uznani twórcy mający na swoich kontach niejednego Oscara, jak chociażby dwukrotny laureat Nagrody Akademii Filmowej, Ang Lee, który wyreżyseruje pilotażowy odcinek serialu „Tyrant” dla stacji FX.

„Telewizje są wspaniałym miejscem dla ludzi takich jak ja, którzy czerpią radość z tworzenia materiałów, które Hollywood uważa za nudziarskie” – tak nową sytuację opisuje Neil Jordan autor takich filmów jak „Wywiad z wampirem” czy „Ondine”, obecnie zajmujący się przygotowaniami do kolejnego sezonu „Rodziny Borgiów” dla HBO. Jego słowa doskonale oddają funkcję jaką seriale zaczęły pełnić w nowoczesnej świadomości ludzi, z roli zwykłych „zapchajdziur” telewizyjnej ramówki stały się jej głównym atutem emitowanym w „prime time”. Skoro Hollywood produkuje powtarzalność, to telewizje z otwartymi ramionami przyjmują innowacje. 

Jednak i za nie trzeba płacić. Doprowadza to do sytuacji, w której serialowe budżety zaczynają dorównywać tym „blockbusterowym”. Wszystko zaczęło się w 2004 roku kiedy to po olbrzymim sukcesie komercyjnym „Zagubionych” ujawniono koszt produkcji dwuczęściowego pilota, który pochłoną bagatela 14 milionów dolarów, co wydawało się wtedy bajońską sumą zarezerwowaną jedynie dla „Fabryki Snów”. Dziś takie liczby nikogo, nie dziwią, a producenci walczą o znane nazwiska uzupełniające obsady aktorskie kusząc je wysokim gażami. Tak było np. z Jane Fondą, także dwukrotną laureatką Oscara, która zagości w osadzie nowego serialu „Newsroom”.

Wielkie nazwiska tworzące obecnie na małym ekranie można wymieniać dalej. Są wśród nich chociażby Martin Scorsese („Boardwalk Empire”), Michael Mann („Luck”) czy Sam Raimi twórca tegorocznego hitu „Oz Wielki i Potężny”, który zadebiutuje w świecie seriali obrazem „Rake”. Jednak specyfika tych produkcji powoduje, że osoba zasiadająca na stołku reżyserskim zmienia się przy każdym kolejnym epizodzie, a także, co warto odnotować pozycja scenarzysty jest o wiele istotniejsza, niż w przypadku produkcji z dużego ekranu, gdyż to właśnie ta osoba odpowiada za całokształt i kontinuum historii opowiadanej przez kilka sezonów.

Sytuacja ta zapewne w przyszłości doprowadzi do powstania pewnego stanu równowagi, między produkcjami filmowymi, które staną się jeszcze bardziej komercyjne i obarczone pejoratywnym sloganem „odmóżdzacza”, a serialami także nastawionymi na zysk (nie róbmy z nich mesjasza rynku!), ale dostarczającymi widzom bardziej wysublimowanych doznań z głębokimi kreacjami aktorskimi i wciągającą fabułą, która sprawi, że będziemy mogli sparafrazować Juliusza Cezara słowami „Veni, vidi, czekam na kolejny odcinek”.


 Jeśli chcecie być na bieżąco z tym co robię w sieci to zapraszam do:

Floyd
3 kwietnia 2013 - 18:49