Za dużo golizny w grach - Buja - 20 maja 2013

Za dużo golizny w grach

W zeszłym tygodniu cały Internet aż huczał po wiadomości o usunięciu obu piersi Angeliny Jolie. Aktorka, która dwa razy na srebrnym ekranie wcielała się w rolę Lary Croft, przeszła zabieg mastektomii aby zmniejszyć ryzyko zachorowania na nowotwór. Problem ten nie grozi na szczęście wirtualnym postaciom kobiecym, w które możemy się wcielać w grach niemal wszystkich gatunków od FPSów, przez przygodówki, na cRPGach kończąc. Chciałbym tutaj poruszyć temat aż nazbyt eksponowanej seksualności w branży gier wideo. Często w procesie tworzenia bohatera mamy możliwość wyboru płci żeńskiej, przez co światy w produkcjach MMO nie wyglądają jak sale wykładowe na politechnice i tu i ówdzie spotykamy kobiety. Tyle że wszystkie z nich to kuso odziane awatary z przesadnie dużymi cyckami i bardzo kształtnymi udami. Nie byłoby to aż tak rażące, gdyby postacie męskie były ubrane na podobieństwo chippendalesów w skórzane spodnie i prężyły napakowane torsy, a do tego wielki miecz na plecach. Ale nie, facet zawsze biega zakuty w pełną zbroję płytową. Od stóp do głów. 

Rozebrane elfki i czarodziejki to magnes dla męskiej części graczy. Choćby marketingowcy stawali na głowie i prześcigali się w coraz to wymyślniejszych kampaniach reklamowych, nigdy nie znajdą prostszego sposobu na przykucie uwagi niż posłużenie się fajną laską. Po opublikowaniu grafiki ze zdrową kobiecą postacią zainteresowanie produktem w branży zdominowanej przez facetów rośnie. Sex sells, wiadomo. Wszystko fajnie, ale może w końcu czas na to, żeby trochę dorosnąć? Jeżeli producenci chcą przyciągnąć przed monitory więcej kobiet, powinni przestać traktować je przedmiotowo w swoich grach. Przy czym podkreślam, że rozchodzi się tu tylko i wyłącznie o wygląd, temat wirtualnych słodkich idiotek zostawiam sobie na inną okazję. Komiks, który widzicie wyżej, bardzo trafnie obrazuje zaistniałą sytuację. Mamy graczkę, choć ta wcale nie musi być stereotypowym nerdem, która staje przed wyborem: grać facetem czy babką. Często okazuje się, że babkę przedstawia się tak, jakby zamiast na wojnę szła na plażę. I jak ma czuć się dziewczyna, która chce wczuć się w klimat i zbudować jakąś więź z postacią, kiedy zdaje sobie sprawę z faktu, że tak naprawdę kieruje maskotką dla napalonych nastolatków?

Klimat. No właśnie. Jaki ma sens odkrywanie ponad połowy powierzchni ciała wystawiając je na wszelkie możliwe ataki? Dlaczego najlepszy w grze pancerz dla faceta robi z niego zakutego w stal, budzącego grozę rycerza, a pancerz dla kobiety to srebrzyste łaszki eksponujące biust? Może wynika to z faktu, że designerzy mają tak mało źródeł przedstawiających historyczne zbroje dla kobiet i w ruch idzie ich niepohamowana wyobraźnia... Druga sprawa, która mnie zastanawia, też jest oczywista. Czy te biedne heroiny w skąpych pancerzach podczas przygód w mroźnych krainach w ogóle nie marzną? Śniegi, mrozy i deszcze to stały element wielu gier. Nie wymagam od każdego cRPGa hiperrealizmu, ale wojowniczka z odsłoniętymi ramionami, brzuchem i udami przedzierająca się przez śnieżne zaspy wygląda śmiesznie. Klimat gdzieś ucieka.

Na szczęście świecące golizną postacie kobiece to nie jest reguła i jest trochę tytułów, które pokazują kobiety w grzeczniejszy sposób. Ich kobiecość jest kreowana przez charakter, a nie przez dupę i cycki. Za przykład weźmy Wiedźmina 2. Choć gra nie stroni od seksu, to czarodziejka Triss Merigold pokazuje biust tylko w łóżku bohatera, a nie na polu bitwy. I tak powinno być w każdej dorosłej grze. Kobieta komandor Shepard ma kombinezon który uwydatnia jej figurę, ale zakrywa całe jej ciało z góry na dół. W Skyrimie co prawda możemy rozebrać postać do bielizny (a z modami nawet bardziej), ale każdy żeński pancerz wygląda jak zbroja, a nie średniowieczne bikini. Żebyście nie odebrali tego tekstu jako sztandarowego przykładu pruderii muszę podkreślić, że są gry, w których golizna i cycki są na miejscu, bo taka stylistyka do nich pasuje. Tak jak w powstającej właśnie Dragon’s Crown, o której niedawno pisał Pita. W bijatykach również mi to zbytnio nie przeszkadza, bo skoro tam każdy facet ocieka testosteronem, to każda kobieta może być „sexy as fuck”.



Do napisania tego krótkiego tekstu skłoniły mnie po części obserwacje, które prowadzę od dłuższego czasu, ale bezpośrednią przyczyną było odkrycie przeze mnie bloga Repair Her Armor. To blog dziewczyny, która wkurzyła się na obecny stan rzeczy i poprawia kobiece pancerze w grach i komiksach zasłaniając niepotrzebnie odsłonięte części ciała. Robi to z dobrym smakiem i wyczuciem, a w odróżnieniu od cenzorów z muzułmańskiej prasy – przykłada się do swojej roboty. Sprawdźcie ją.

Podoba Ci się mój wpis? Subksrybuj mnie na fejsie, a na pewno nie przegapisz następnego.


Buja
20 maja 2013 - 16:41