Oda do serii Total War czyli wojna dziecięce marzenia złowrogie piękno kłamstwa i zapomniana historia pewnego pasterza - myrmekochoria - 13 listopada 2013

Oda do serii Total War, czyli wojna, dziecięce marzenia, złowrogie piękno, kłamstwa i zapomniana historia pewnego pasterza

I confess, without shame, that I am sick and tired of fighting — its glory is all moonshine; even success the most brilliant is over dead and mangled bodies, with the anguish and lamentations of distant families, appealing to me for sons, husbands, and fathers ... it is only those who have never heard a shot, never heard the shriek and groans of the wounded and lacerated ... that cry aloud for more blood, more vengeance, more desolation.

William Tecumseh Sherman

Zawsze chciałem napisać tekst, który złożyłby hołd serii Total War. Nie chciałem zawrzeć w nim tylko peanów, ale także o zwrócić uwagę na pewien, już sygnalizowany przez wielu, problem. Taki tekst już powstał, więc cóż mi pozostaje? Mityczne piękno wojny, którego nikt tak naprawdę nie widział.

Żołnierze ustawieni w perfekcyjne formacje przypominające sny Euklidesa. Idealne, proste linie, które łamią się nawet z gracją. Błysk brązu, żelaza, stali, zaklętych w miecze, pancerze, bagnety. Naiwność wojen napoleońskich wyrażona w pstrokatych barwach mundurów. Wielka Armia Napoleona zwolna rozpływająca się w bezmiarze Rosji. Mróz, którego nigdy do tej pory nie zaznali Francuzi czy Neapolitańczycy, rozrzucił, niczym kapryśne dziecko, pstrokatych żołnierzy po płaskim krajobrazie. Płatki wiśni opadające na pola wokół Segikahary, ujednolicenie władzy, morderstwa na tle politycznym ciągnące się przez następne pięćdziesiąt lat, nawet krajobrazy wyjęte z obrazów Hokusaia nie pomogą w leczeniu ran po wojnie domowej. Stoicyzm pionków czekających na śmierć jest godny podziwu niczym wciąż nie trzęsące się dłonie Cycerona przybite do drzwi senatu. Przepaska na oku Hanibala zdaje się zasłaniać dziesiątki tysięcy martwych Rzymian pod Kannami. Phobos nie panuje nad cyfrowym polem bitwy.

Genialny pomysł wyjściowy – cyfrowa zabawa ołowianymi żołnierzykami, jak napisał OSK, na niewiarygodną i niespotykaną skalę. Marzenie każdego chłopca. Rozwój serii jest imponujący. Trzynaście lat, nieustanne, choć czasem niewielkie, zmiany, konsultacje z historykami, zamiłowanie do historii i detali. Dalej jestem pod wrażeniem decyzji panów z The Creative Assembly, aby pierwszą odsłoną cyklu była gra osadzona w realiach XVI wiecznej feudalnej Japonii. Wielu prawdopodobnie się zdziwi, ponieważ Japonia, to obecnie zawsze strzał w dziesiątkę – nie w 2000 roku, gdy jeszcze nie ma zbyt wielu fanów i pasjonatów kraju kwitnącej wiśni. Bardzo odważna decyzja, jak na owe czasy, i jak się okazało, bardzo trafna. Nie będę streszczał historii serii, ponieważ to nie jest cel tego tekstu, ale warto zatrzymać się jeszcze nad dużymi zmianami w serii, które przypadają, mniej więcej, na obie odsłony Rome: Total War. Dzięki posłannictwu Merkurego dobra nowina dotarła do mnie szybko: Seria Total War w starożytnym Rzymie! Składanie hekatomb opłaciło się! Nie mogłem się doczekać, ale nie spodziewałem się aż takich zmian. Mapa strategiczna nie przypominała już nadpalonych manuskryptów, dowódcy zaczęli otrzymywać istotne zdolności i cechy, które wpływały na rozgrywkę, był to pierwszy krok do wprowadzenia elementów RPG do gry na stałe. Najważniejszą zmianą jednak było wprowadzenie trójwymiarowej grafiki na polu bitwy. Creative Assembly pozamiatało zupełnie, jak na owe czasy. Szarża słoni, trzy szeregi w armii Republiki (do reformy Mariusza, która ocaliła Republikę jednocześnie skazując ją na zagładę), falanga – to wszystko nabrało nowego smaku i znaczenia. Jeżeli ktoś ogląda (jeszcze…) telewizję, to może się natknąć na programy o starożytności na Discovery, gdzie używano Rome: Total War do wizualizacji strać pomiędzy ówczesnymi mocarstwami. Dziś wygląda to komicznie, ale wtedy? Zanim przejdę do drugiej odsłony Rome, to zatrzymajmy się nad pewną dygresją i wielkim powrotem Shoguna. Panowie z The Creative Assembly powielają pewną prawidłowość odnośnie  silnika graficznego tj. silnik pierwszego Shoguna jest wykorzystany w Medievalu, silnik Rome w Medievalu II,  silnik Shoguna II w Rome II – oczywiście ze zmianami idącymi w technologii: cieniowanie, anti-aliasing, mapowanie itd. .

Powróćmy jednak do drugiej odsłony Shoguna, bo ociera się ona o geniusz. Po raz pierwszy, jak do tej pory, zaczęła mnie nachodzić myśl, że świat zaklęty w serii Total War „żyje” naprawdę (wybacz mi Rome I, ale naszemu związkowi brakuje czegoś, myślę, że musimy spotykać innych ludzi…, ale możemy być przyjaciółmi, chyba, że się zmienisz…). Cytaty, towarzyszące poszczególnym technologiom, miały wpisane w siebie głęboką mądrość myśli (buddyzm, konfucjanizm, medytacja) wschodu wyrażoną w koanie, haiku, wierszu epitafijny, przysłowiach: „Choć nie zrobisz ostrza ze złota, to i tak przetnie ono ludzką duszę”. „Szacunek, honor i zysk piją w tej samej karczmie”. „Cel jest niczym - mistrz dąży do perfekcji w strzale”. „Ciszy nie należy mylić ze spokojem”. „Ręką pozostaje ręką, czy jest otwarta na powitanie, czy zaciśnięta w pięść”. „Ogrodnik jest zaledwie snem ogrodu”.

Cały styl graficzny Shoguna jest skąpany w japońskim malarstwie i jego motywach. Karpie koi pluskające w stawach, liście klonu opadające na taflę wody. Wróbel trzymający się kurczowo gałązki bambusa. Kwiaty wiśni. Rozległe farmy ryżu, mistyczne niemal krajobrazy naznaczone wodospadami, mgła błąkająca się po horyzoncie i góra Fuji majacząca w tle. Shogun 2 nie jest już tylko grą, staje się kwintesencją Japonii skondensowaną w audiowizualne arcydzieło, które czerpie z tradycji tego kraju. To, co zrobiło Creative Assembly jest niewiarygodne, niewiarygodne. Zaklęli nostalgie, epifanie, piękno, mono no aware, ale także prozaiczne (jeżeli ktoś nie lubi transcendencji) rzeczy pokroju rolnictwa, zdobnictwa, przemysłu, symboli frakcji, w krajobrazy, stylistykę, całą szatę graficzną. Niewiarygodne.

„Na siedmiu wzgórzach piętrzy się Rzym”.

753 r. p. n. e. . Data, cóż, symboliczna. Historia Rzymu jest fascynującą. Trudno wyobrazić sobie kształt świata bez skomplikowanych losów Republiki i Wiecznego Miasta. Historycy patrzą bardzo „niemiłym okiem” na gdybanie, ale ja nie jestem historykiem, więc zaryzykuje stwierdzenie, iż Juliusz Cezar jest najbardziej wpływową, razem z Gavriłem Principem (o tym może trochę później), jednostką w historii tej planety. Trudno w to uwierzyć zwłaszcza, że historia kojarzy się z niebłaganym procesem ciągłych zmian, które mielą ludzi w swoich trybach, jak jakaś dziwna ofiara dla krwiożerczych, wampirycznych bogów. Czasem przychodzi jednak ktoś, kto nadaje bieg Historii (z dużej litery). Nie zdarza się to często, ale można się po tym spodziewać zmian, burzliwych zmian.

Co zatem zrobimy dla Rzymu? Czy urodzimy się podczas upadku Republiki w szeregach najwybitniejszego pokolenia Rzymian? Czy będziemy chodzącą enigmą w osobie Juliusza Cezara, której nikt nie potrafi rozgryźć? Czy będziemy zaciekle bronić schorowanej Republiki jak Katon i Cyceron, widząc ratunek tylko w bogatej arystokracji? Czy będziemy podpalać domy i odkupywać je za bezcen jak Krassus podczas wojny domowej Sulli i Mariusza? Czy jak Krassus uderzymy na Partie z chciwości i chęci sławy, tylko po to, aby Partowie mogli wylać na nasza głowę  stopione złoto i użyć jej jako rekwizytu podczas sztuki teatralnej? Czy będziemy ego – maniakalnym narcyzem, domagającym się ciągłych pochwał, w postaci Pompejusza Wielkiego, czyli najwybitniejszego dowódcy (do momentu starcia z geniuszem Cezara…) w historii Rzymu?  A może po prostu będziemy zwykłym obywatelem Wiecznego Miasta szantażowanym przez gangi Tytusa Milona i Publiusza Klodiusza? Może będziemy chorym galijskim niewolnikiem, którego nikt nie chcę kupić. Sprzedawca niewolników będzie zły. Będzie pił w podłej knajpie tanie wino. Będzie nas bił przez drewniane kraty, aby ulżyć sobie w złej inwestycji. Na końcu zostaniemy dźgnięci krótkim mieczem podczas pijackiej orgii, aby usatysfakcjonować krwiożerczość pijanych gości. W końcu ile mógł być wart - powie Marek Antoniusz z zakrwawionym sztyletem. Może będziemy reprezentantem plebsu, a raczej zwykłym człowiekiem, który stracił pracę i teraz nie ma za co utrzymać rodziny, więc dołącza do gangów i obserwuje, z najniższego szczebla drabiny społecznej, wolny upadek imperium… .

Rome II ma w sobie pewien gorzki smak, ale ja wiele potrafię wybaczyć grom Creative Assembly, zwłaszcza jeżeli dotyczącą starożytnego Rzymu. Nie oznacza to jednak, że nie dostrzegam masy błędów, które psują rozgrywkę. Fatalna optymalizacja, sztuczna inteligencja pozostawiająca wiele do życzenia, graficzne niedoróbki, przekłamania i kilka innych irytujących drobiazgów. Wielu graczy czuje się „zdradzonymi” przez Creative Assembly, ale raczej ciężko to tak nazwać, bo gra jest wielka – dosłownie i w przenośni. Większość ludzi nie zdaje sobie sprawy, jak ciężko zapanować nad takim projektem bez ewentualnych poślizgów, porażek i poprawek. Nie oznacza to jednak, że Creative Assembly skupiło się chyba bardziej na marketingu niż na wyciskaniu resztek życia z programistów. Premiera gry miała pewien falstart, ale producenci postanowili to wynagrodzić, oferując za darmo DLC. Patch goni patch i niebawem Rome II będzie świętował triumf w glorii i chwale, ale żeby cieszyć się tym triumfem na maksymalnych detalach potrzeba naprawdę mocnego sprzętu. Pisałem, że podczas grania w Shoguna 2 nachodziła mnie myśl, że świat ten żyje. W Rome II żyje całe starożytne uniwersum. Kraje zdają się obcować ze sobą w ciągłych konfliktach, zależnościach finansowych i gospodarczych. Rome II to nareszcie frakcje, które nie różnią się tylko jednostkami, ale kulturą, poglądami na życie, religie, wojskowość, życie pozagrobowe, co ma przejaw w architekturze, gospodarce, sposobie prowadzenia wojny. Żołnierze w Rome II są zróżnicowani w zależności od danego państwa i jego położenia geograficznego. Nowa odsłona Total War daje również wgląd w barwność, pstrokatość pola bitwy, zanim uczestnicy tego kosmicznego żartu zostaną poplamieni krwią i kurzem wzbijającym się spod dziesiątek tysięcy stóp.

Załoga Creative Assembly włożyła ogrom pracy w stworzenie wiarygodnego, starożytnego świata. Przyłożono się zwłaszcza do Rzymu. Doskonale przedstawiono karierę dowódcy jako preludium do dalszej działalności politycznej. Przyznano niewolnikom całkiem sporą rolę. Walka o prymat kultury łacińskiej jako indoktrynacja w szeregi imperium. Wydawanie edyktów, opracowanie technologii, przedmioty i towarzysze generała, to wszystko tworzy bardzo plastyczny obraz epoki. Przysłowia, cytaty z łacińskiego świata, podobnie jak w Shogunie 2, również pomagają. Rome to także piękno: zarys Alp na horyzoncie, najczystszy błękit morza, rzeźbiony dziób triremy, taran okuty brązem, szpaler kolorowych i wzorzystych tarcz. Patrzę na barwne i fantazyjne emblematy frakcji podczas oddawania tury i widzę przeszłość. Niebieska sowa na marmurowym (kolumny) tle patronuje Atenom jako symbol bogini mądrości. Błękitny sokół na białym tle odnosi się do boga Ra. Brązowy dzik na zielonym tle wskazuje na siłę i dzikość galijskich plemion. Czerwony jeleń na żółtym tle pokazuje, co liczy się dla kultury nomadów. Żółty sfinks na purpurowym tle należy do Partów, którzy mogą konkurować z potęgą Rzymu. Fantazyjne symbole na godłach, tarczach, sztandarach mogę przenieść do świata mitu.

Piękno Total War i samej wojny jest jednak zwodnicze, bardzo łatwo się nim odurzyć. Wojna uwodzi bardzo podstępnie, wydaje się być sposobem na wyeliminowanie naszych wrogów, wygnaniem ze świata żywych tych, którzy chcą nas skrzywdzić. Kiedy boimy się daje nam fałszywe poczucie bezpieczeństwa.

War  is the pornography of violence. It has a dark beauty, filled with the monstrous and the grotesque. War gives us a distorted sense of self. It gives us meaning. It creates a feeling of comradeship that obliterates our alienation and makes us feel, for perhaps the first time in our lives, that we belong. War allows us to rise above our small stations in life, to find nobility in the cause, feelings of selflessness, even bliss. Once in a conflict, the shallowness of much of our lives becomes apparent; the fruitless search to find fulfillment in the acquisition of things and wealth and power is laid bare. The trivia that dominates our airwaves is exposed as empty chatter.

We feel, in war time, comradeship. We confuse this with friendship, with love. There are those who will insist that the comradeship of war is love, the ecstatic glow that makes us, in war, feel as one people, one entity, is real. But this is part of war's intoxication. We connected with strangers, even with people we did not like. We felt we belonged, that we were somehow wrapped in the embrace of the nation, the community. In short, we no longer felt alienated. As this feeling dissipated in the weeks after the attack, there was a nostalgia for its warm glow. War time always brings with it this comradeship, which is the opposite of friendship.

Przemoc to choroba, choroba, która dotyka każdego kto jej używa, niezależnie od pobudek. Gdybyśmy naprawdę zobaczyli wojnę, co wojna robi ciałom i umysłom, to nie moglibyśmy przyjąć bohaterskiego mitu wojny. Gdybyśmy stanęli nad zmasakrowanymi ciałami dzieci i musieli usłyszeć zawodzenia ich rodziców, to nie potrafilibyśmy już używać frazesów, które usprawiedliwiają wojnę. Właśnie dlatego wojna jest sterylna i zdezynfekowana. Wojna jest medialnym produktem, który oferuje nam zdeprawowany, sadystyczny dreszczyk emocji, ale oszczędza nam widocznych konsekwencji i natychmiastowej psychicznej degeneracji. Mityczna wizja przedstawia wojnę jako coś heroicznego i godnego podziwu. Ranni, okaleczeni, martwi, w tej szaradzie, zostają szybko wyniesieni poza scenę. Są niepotrzebnymi odpadami wojny. Nie widzimy ich. Nie słyszymy ich. Są skazani, niczym błąkające się duchy, unoszą się na krawędzi naszej świadomości, ignorowani, znieważani i wyśmiewani. Wiadomość, którą mają nam do przekazania, jest dla nas zbyt bolesna, abyśmy mogli ją usłyszeć. Wolimy słuchać bębnów wojennych, obchodzimy się bohaterstwem, heroizmem, honorem i patriotyzmem – słowami, które w obliczu walki stają się puste i pozbawione sensu.

Hanibal patrzy teraz na młodego Scypiona w przededniu bitwy pod Zamą. Hanibal nie czuje już nienawiści, widzi w Scypionie samego siebie; młodego, pełnego energii do wielkich czynów, żądnego krwi nieprzyjaciół. Hanibal jest już zmęczony. Szesnaście lat wojny podjazdowej, nieustanna walka o utrzymanie dyscypliny wśród wielonarodowej armii, nieprzyjazne warunki atmosferyczne i klimatyczne, śmierć brata, niekończące się problemy z logistyką, majacząca na horyzoncie starość, brak wsparcia z własnego kraju. Stary kartagiński wódz, po klęsce, nie  jest mile widziany w ojczyźnie - będzie uciekał przed potęgą Rzymu aż do swej samobójczej śmierci. Los Scypiona nie będzie lepszy. Osławiony zwycięzca spod Zammy zostanie z czasem pożarty przez polityczne rozrachunki i gry Senatu. Już nikt nie stoi Rzymowi na drodze do wielkości – poza samym Rzymem. Rzymianie stali się tyranami dla słabszych od siebie i zaczęli wierzyć, że skoro mają zdolność do prowadzenia wojny, to mają również do niej prawo. Okrutne i bezduszne oblężenie Alezji, chciwość Krasusa ukrócona pod Karrami, konflikt z Mitrydatesem VI, powstania niewolników, wojna ze sprzymierzeńcami, to wszystko powróci, aby nawiedzać Rzymian uzależnionych od wojny.

I do not miss war, but I miss what it brought. I could never say I was happy in the fighting in El Salvador or Bosnia or Kosova, but I had a sense of purpose. This is a quality war shares with love, for we are also able to choose fealty and self-sacrifice over security for those we love. This is why war, at its inception, always looks and feels like love, the chief emotion war destroys.  In war time, when we feel threatened, we no longer face death alone, but as a group. And this makes death easier to bear. We ennoble and self sacrifice for the other, for the comrade. In short, we begin to worship death, and this is what the god of war demands from us.



Bóg wojny domaga się czci. Wystarczy spojrzeć na twarz Gawriła, aby zobaczyć desperacje, biedę, brak perspektyw całego pokolenia, które zwolna zostaje zauroczone przez nacjonalizm. Jesteśmy skłonni wierzyć, jak skazane XIX wieczne mocarstwa w przeddzień Wielkiej Wojny, że technologia czyni nas niezniszczalnymi. Teraz XIX wieczni dżentelmeni dowiedzą się czym jest wojna wsparta nauką i współczesnym przemysłem. Princip wypuścił na świat najstraszniejsze i najważniejsze wydarzenie ostatnich dwustu lat. Jeszcze nikt w historii planety nie widział tego, co ma nadejść.

Tego, co ma nadejść nie widział również pewien mężczyzna urodzony w małej małopolskiej wsi pod koniec XIX wieku. Był nieślubnym dzieckiem pewnego chłopa, ale, o dziwo, nie było to ważne dla mieszkańców. Chłopak był wysoki i postawny. Mówiono, że może mielić mąkę na żarnach jedną ręką. Pewnego dnia przybył żandarm i przyniósł list. Chłopak poszedł do austriackiej armii bić się za Franciszka Józefa niczym bohater „Soli ziemi” Józefa Wittlina. Wszyscy mówili, że będzie wyglądał jak malowany w mundurze. Pod koniec wojny został ranny w prawą nogę - do domu powrócił jako kaleka. Wielu ludzi opowiadało wojenne historie, ale młody chłopak milczał, nie chciał rozmawiać o wojnie. Zaczął paść krowy i tym zajmował się przez następne pięćdziesiąt lat. Po śmierci rodziny został sam, nie chciał się żenić, stronił od ludzi. Musiał się wyprowadzić z rodzinnego domu na rzecz prawowitych synów, ale mieszkańcy postawili mu mały domek z dziurą w strzesze przez którą uchodził dym. Mężczyzna stał się wiejskim pasterzem. Wraz z upływem czasu pasterz niedołężniał, nikt nie mógł się nim zajmować, niektórzy mówili, że słyszą w nocy krzyki dochodzące z małego drewnianego domku nad potokiem. Pod koniec lat 60. Mieszkańcy postanowili, że złożą się na dom starców dla swojego pracownika. Pasterz bronił się przed tym pomysłem, ale nie miał wyjścia. Kilku mieszkańców odwiedzało go na święta, ale pasterz nie był szczęśliwy. W rok przed śmiercią rozmawiał z sołtysem. „Nie chcę tu być. Boli mnie głowa, to jeszcze z wojny. Grzeje się jak lufa karabinu, woda, którą mnie studzą zamienia się w parę i czuje oddechy tamtych, leżących w ziemi, na karku. Pozwólcie wrócić, dom starców przypomina mi szpital, jęczenie rannych, zakrwawione przepaski na oczach, nieruchome zwłoki zostawione w dziurach, ciała chłopów rozrzucone na resztkach drzew, jak świnie rozwieszone przez rzeźnika na łańcuchu". Po jakimś czasie pastuch stał się apatyczny, nie rozmawiał z nikim, patrzył tylko przez okno, siedząc na wózku inwalidzkim. Po jakimś czasie zmarł. Nie mógł wrócić do domu, gdyż dom został zburzony, aby zrobić miejsce dla remizy strażackiej. Jego kulawy krok nie odprowadzał już krów do olszyn. Dzwonek, którym dawał znać wszystkim dzieciom aby wyganiały dla niego krowy, przestał brzęczeć. Jego dusza nie unosiła się już przez dziurę w strzesze jego domu... .

War is the beautiful young nymph in the fairy tale that when kissed exhales the vapors of the underworld. The ancient Greeks had a word for such a fate - ekpyrosis. It means, "to be consumed by a ball of fire." And they used it to describe heroes.

P.S.1 Tekst miał się pojawić 11 listopada - z wiadomych względów. Niech to będzie mój mały hołd dla wszystkich ofiar I wojny światowej.

P.S.2 Niepodpisane cytaty są wyjęte z mowy "War is the force that gives us meaning" jej autorem jest Christopher Hedges.

P.S.3 Kiedyś pisałem o tym, że "tnę" teksty - w tym nic nie zmieniałem na potrzeby gameplaya.


myrmekochoria
13 listopada 2013 - 20:48