Max Payne po prostu się nie starzeje - Brucevsky - 30 sierpnia 2014

Max Payne po prostu się nie starzeje

Źródło: http://hexarrow.deviantart.com

Od momentu, gdy Max Payne pierwszym celnym strzałem położył nieuważnego kryminalistę minęło już trzynaście lat. Zabawnie jest po takim czasie włączyć tytuł, o którym wiele lat temu namiętnie dyskutowali znajomi, opowiadając sobie najbardziej efektowne akcje i zapadające w pamięć momenty. Teraz sam mogę przekonać się, skąd czerpali oni tyle frajdy. Czy upływający czas łagodnie obszedł się z jednym z najbardziej charyzmatycznych bohaterów świata gier?

Oprawa graficzna mogła się przez ten czas zestarzeć, a sterowanie dla przyzwyczajonych do współczesnych wygód zrobić nieco zbyt toporne, ale początek słynnej trylogii wciąż ma w sobie ten miód i klimat, by bawić i wciągnąć gracza na długie godziny. Jeśli ktoś ma obawy, czy dzisiaj w debiucie Maxa wciąż strzela się przyjemnie, wystarczy, że włączy tutorial. To chyba jeden z najprzyjemniejszych samouczków w historii gier, który nie tyle zapoznaje gracza ze sterowaniem i podstawowymi założeniami gry, ale pozwala się też bez zbędnych zobowiązań „wyszaleć”. Wystarczy jedno kliknięcie w magiczny przycisk na ścianie budynku, by na planszy znowu pojawili się przeciwnicy, a Payne mógł rozpocząć kolejny taniec śmierci ze strzelbą i dwoma Berettami. Miłośnicy efektownych strzelanin i bullet time’a powinni mieć tę grę zawsze na dysku lub półce i w razie potrzeby wskoczyć sobie nawet na kilkadziesiąt sekund w tutorial, by postrzelać dla przyjemności i zabicia czasu.

Nie samą rozgrywką Max Payne ujął jednak tysiące fanów na całym świecie. To ciężki, poważny, momentami nawet przytłaczający klimat, znakomity scenariusz, genialna gra aktorska i ciekawe postacie, sprawiają, że chce się pokonywać kolejne etapy przygody, przebijać przez zastępy wrogów i pokrywać kolejne korytarze, pomieszczenia i ulice setkami pustych łusek. James McCaffrey w niesamowity sposób zagrał tytułowego bohatera, sprawiając, że jego komentarzy, przemyśleń i rozmów wyczekuje się z niecierpliwością, wprost chłonąc każde słowo i dialog z jego udziałem. Wiele uroku dodają grze komiksowe przerywniki, które okazują się idealnym sposobem opowiadania takiej historii. Ręce same składają się do braw dla twórców, którzy podjęli decyzję, by właśnie tak przedstawić losy Maxa, rezygnując z tradycyjnych przerywników na silniku gry.

Obecnie jestem na początku drugiego rozdziału, zmierzam na statek Charon w ramach niespodziewanej współpracy z Vladimirem. Zmierzyłem się już z kilkoma „bossami” i posłałem do piachu dziesiątki szumowin z Nowego Jorku. Przede mną jeszcze co najmniej kilka godzin zabawy na najwyższym poziomie. Może i Max Payne nie jest wolny od wad (zbyt spostrzegawczy przeciwnicy, którzy potrafią cię przyuważyć w zaskakujących okolicznościach, czy niezbyt przyjemny etap-koszmar), a i nie jest idealnym wyborem do grania na PlayStation 2, ale to wciąż tytuł wielki, zasłużenie legendarny i dający niesamowitą frajdę. Czy tak będzie do końca? Trzymam za to kciuki.

Polecam też dwa nieco inne spojrzenia na Maxa - Robsona i bartha89.

Gralingrad potrzebuje Twoich komentarzy, rad, uwag i opinii! Jeśli masz coś do dodania, z czymś się nie zgadzasz lub chciałbyś napisać kilka słów pochwały to śmiało kieruj swe kroki w stronę komentarzy lub na profil na Facebooku, gdzie oprócz informacji o nowych materiałach znajdziesz też ciekawostki dotyczące sportu, motoryzacji, filmu, anime, muzyki i gier. Zainteresowani mogą też uderzać na anglojęzyczną wersję Gralingradu, gdzie sporadycznie trafiają krótkie teksty na rozmaite tematy.
Brucevsky
30 sierpnia 2014 - 10:54