Dlaczego organizacja Orange Warsaw Festival 2015 wypadła słabo - Brucevsky - 15 czerwca 2015

Dlaczego organizacja Orange Warsaw Festival 2015 wypadła słabo

W minionych latach w ramach Orange Warsaw Festival na scenie wystąpiły takie muzyczne sławy, jak Kasabian, David Guetta, Kings of Leon, Timbaland, The Offspring czy Nelly Furtado. Festiwal śmiało można nazwać wielkim świętem muzyki, a tegoroczna edycja z Sheppard, Bastille czy Muse zdawała się tylko to potwierdzać. Niestety w parze z genialnym zestawem sław nie szła do tej pory często organizacja. Wydawać by się mogło, że powrót na tor wyścigów konnych na Służewcu, po poprzednich edycjach organizowanych na za ciasnym na takie imprezy stadionie Legii czy kiepskim akustycznie Stadionie Narodowym, przyniesie poprawę także w tej kwestii. Znów jednak organizatorzy dali ciała, sporo odbierając całemu OWF. Co konkretnie nie zagrało?

Zamieszanie z biletami

Zacznijmy od kwestii poprzedzającej muzyczne wydarzenie na Służewcu. Słowo zamieszanie chyba najlepiej oddaje sytuację związaną z dystrubucją wejściówek. Najpierw na rynek rzucono bilety w wysokich, sięgających dwustu złotych za dzień, cenach, które wiele osób odstraszyły. Potem wystartowała akcja marketingowo-sprzedażowa dla wszystkich klientów Orange, którzy rzekomo mogli skorzystać z bardzo atrakcyjnych zniżek. Gdy jakiś czas później do kogoś w Rochstar Events doszły wieści, że liczba chętnych wydać kilkaset złotych za kilka godzin z dobrą muzyką nie jest wcale duża, zaczęło się szybkie obniżanie cen i strzelanie kolejnymi promocjami jak z karabinu. Finansowo logiczne posunięcie, ale wizerunkowo był to strzał w kolano dla wszystkich związanych z organizacją i promocją imprezy. Klienci Orange, rzekomo tak dobrze potraktowani przez sieć, dostali w praktyce po tyłku, płacąc nawet dwukrotnie więcej niż każdy, kto potem kupował wejściówki na ostatnią chwilę. Podobnie zresztą jak wszyscy wierni fani festiwalu, którzy zainwestowali w bilety na początku, bojąc się o ich brak w późniejszym terminie.

Bałagan informacyjny

Każda impreza masowa ma swój regulamin, którego widzowie i organizatorzy powinni przestrzegać. Na OWF 2015 zasady były jednak respektowane bardzo wybiórczo. Sytuacja z wnoszeniem własnego jedzenia i picia jest tego najlepszym przykładem. Część osób przeszła z kupionymi wcześniej produktami przez pierwszą bramkę, by na drugiej dowiedzieć się, że jest zakaz ich wnoszenia. Inni mijali wszystkie punkty kontroli z butelkami i paczkami chipsów, nie napotykając na żadną przeszkodę. Jeszcze inni mogli za to dowiedzieć się, że wejść z własnym napojem nie mogą, no chyba, że wytłumaczą się cukrzycą. Wiele osób pewnie wykorzystało tę możliwość. Efekt był komiczny, choć śmiać się nie mogli na pewno ci starający się respektować pewne zasady.

Źródło: orangewarsawfestival.pl

Słowa krytyki muszą też paść pod adresem osób odpowiedzialnych za informacje o koncertach. Wyświetlany na telebimach „rozkład jazdy” prezentowany był zdecydowanie zbyt rzadko i za krótko. Czasami trzeba było sporo się naczekać, oglądając spoty i informacje o sponsorach, by zobaczyć, kto za kilkanaście minut będzie grał na kolejnych scenach. Tak to nie powinno wyglądać. Niby mamy dobę internetu i wszechobecnych multimediów, ale tradycyjna rozpiska na tablicy w centralnym punkcie czy zbiór plakatów w różnych miejsach powinny jednak znaleźć się na takiej imprezie.

Atrakcje... tylko dla palących

Orange Warsaw Festival to nie tylko muzyczna uczta dla fanów różnych gatunków, ale też okazja, by poznać oferty partnerów imprezy i sponsorów oraz spędzić miło wolny czas w ich strefach. Na tegorocznym OWF naprawdę znakomicie bawić mogli się przede wszystkim... palacze. Najlepsze stanowisko przygotowało i zdecydowanie najbardziej do przyszłych i obecnych klientów wyszło bowiem Marlboro, zaskakując rewelacyjną, pełną rozmaitych niespodzianek strefą. By jednak do niej wejść i cieszyć się konkursami z atrakcyjnymi nagrodami, darmowymi napojami czy tunelem aerodynamicznym trzeba było wypełnić ankietę skierowaną do... osób palących. Jeśli do nich nie należałeś lub nie udawałeś palacza nie miałeś tam wstępu. Wtedy pozostawały ci tylko dużo słabsze, mające mniej lub praktycznie nic do zaoferowania strefy pozostałych partnerów.

Jedz do woli, ale nie popijaj

OWF 2015 na Służewcu sprzyjała aura. Pogoda dopisywała, niebo było niemal bezchmurne, a temperatura dochodziła do trzydziestu stopni Celsjusza. Szaleństwa pod sceną i długie spacery po sporym terenie robiły swoje i uczestnicy zabawy szybko robili się głodni i spragnieni. Wtedy jednak spotykała ich przykra niespodzianka ze strony organizatorów. Żaden z kilkunastu food trucków nie sprzedawał niczego do picia, więc pozostawała jedynie konieczność wyczekiwania w kolejkach do stanowisk Coca-Coli. A tych było na Służewcu w ten weekend zdecydowanie za mało, a do tego nie były specjalnie wydajne, więc szybko kolejki spragnionych osób zaczęły tworzyć długie wężyki. Skąd takie niedopatrzenie? Skąd nagły brak napojów w ofercie sprzedawców różnych słodkości i szybkich przekąsek? Dlaczego osoby, które kupiły sobie jedzenie musiały potem z nim wyczekiwać w długich kolejkach po picie?

Coca-Cola odpowiedziała na moje zapytanie dotyczące niewielkiej liczby stanowisk i problemów z dostępnością ich produktów, tłumacząc, że dostarczyła organizatorowi napoje, namioty oraz lodówki zgodnie ze złożonym zamówieniem. Wygląda więc na to, że to Rochstar Events pomylił się gdzieś w szacunkach. Niestety w kwestii braku dostępności napojów u właścicieli food trucków żadnej odpowiedzi nie uzyskałem. Nie wiem więc, czy ich brak wynikał z dobrowolnej decyzji poszczególnych firm, czy był wymogiem organizatora.

Rozstawienie scen

Pomysł z trzema scenami, na których występują rozmaici artyści jest zacny i godny pochwały. To sprawia, że zaprezentować widzom się może więcej zespołów, a w trakcie imprezy brakuje praktycznie momentu, w którym nic by się nie działo. I ten atut udało się jednak organizatorom zmarnować poprzez dyskusyjne rozstawienie scen na dostępnym terenie. O ile jeszcze kryta Warsaw Stage była odpowiednio oddalona od innych, o tyle dwie pozostałe znajdowały się jednak zbyt blisko siebie, co potrafiło często przeszkadzać w zabawie. Kakofonia na święcie muzyki to grzech śmiertelny.

Kiepska współpraca z ZTM

Po wielu godzinach dobrej zabawy odwiedzający na pewno chcieliby szybko wrócić do swoich domów. Mówimy o nocy z niedzieli na poniedziałek i perspektywie wczesnej pobudki do pracy na początku tygodnia. Chyba nikt w tej sytuacji nie chciał wyczekiwać długo na przystanku na autobus. Niestety po ostatnim dźwięku z głównej sceny uczestnicy zabawy zostali trochę pozostawieni sami sobie. Jedna linia uruchomiona specjalnie dla wracających do domów? Na tyle tysięcy odwiedzających? Na tyle możliwych kierunków powrotu? A wystarczyło przedłużyć o godzinę kursowanie pobliskich tramwajów i wykazać trochę więcej empatii w stosunku do setek uczestników festiwalu. Chyba każdemu o północy zależało już, by wszyscy szybko rozeszli się do domów.

Orange Warsaw Festival 2015 na pewno zadowolił wielu fanów dobrej muzyki. Energetyczny, spektakularny  i genialny występ Muse wynagrodził liczne niedogodności i sprawił, że wielu wcześniej narzekających wracało ostatecznie do domów w dobrych humorach. Warto jednak, by organizatorzy przemyśleli niektóre kwestie i poprawili pewne dotkliwe błędy i niedociągnięcia. Szkoda, by takie święto muzyki psuły wspomniane wyżej wpadki.

Brucevsky
15 czerwca 2015 - 20:33