Przeraża mnie to jak mało wiemy o świecie. Nasza wiedza na temat historii czy kultury innych państw jest znikoma. Z tego powodu ikona mieszkańców jednego państwa może być kompletnie obca. Tak jest z legendarnym japońskim wojownikiem Yukimurą Sandaą. Na szczęście Koei Tecmo przybywa z pomocą i serwuje nam całą grę o losach tego bohatera. Czy Samurai Warriors: Spirit of Sanada sprawi, że więcej osób zainteresuje się historią Kraju Kwitnącej Wiśni?
Samurai Warriors: Spirit of Sanada to spin-off serii Samurai Warriors. Gra została wydana w Japonii w 2016 roku z okazji powstania serialu telewizyjnego Sanda Maru. Produkcja podobnie jak gra opowiada o losach rodu Sanda koncentrując się na perypetiach Nobushige. Postać ta jest znana jako jeden z największych wojowników w historii Japonii. Z tego co wiem to Sanda Maru nie jest dostępne do obejrzenia poza Krajem Kwitnącej Wiśni. Z tego powodu tegoroczna premiera Samurai Warriors: Spirit of Sanada trochę mnie zdziwiła. Zwłaszcza, że konkurencyjna gra od Capcom – spin-off serii Sengoku Basara nie pojawił się na zachodzie. Cieszę się, że Koei Tecmo zdecydowało się na wydanie takiego dziwadełka jak Spirit of Sanada w Europie. Inaczej przepadłaby nam jedna z fajniejszych odsłon Warriors.
Fabuła gry skupia się na losach rodu Sanada w XVI i XVII wieku. Przez pierwszą połowę gry naszym bohaterem jest ojciec Yukimury. Dowiadujemy się jak stanął na czele swojego klanu i w jakim kierunku poprowadził swoją rodzinę. W międzyczasie mamy też pierwsze misje młodym Yukimurą. Później gra koncentruje się na legendarnym samuraju i jego relacjach ze starszym bratem. Epicka historia jest zakorzeniona w historycznych wydarzeniach, które ukształtowały Japonię na kolejne wieki. Fabuła Samurai Warriors: Spirit of Sanada wymaga od nas podstawowej znajomości historii Japonii. Ewentualne braki są uzupełnione przez słowniczek przybliżający nam informacje niezbędne do zrozumienia kontekstu akcji bohaterów.
Rozgrywka wpisuje się w standard serii Musou. Mamy więc pokonywanie tysięcy przeciwników i walki z silniejszymi oficerami. Prosty system combo bazujący na klepaniu dwóch przycisków plus potężne ataki. Pod względem podstaw gameplayu mamy to samo co zawsze. Pojawiło się jednak trochę zmian. Teraz większe bitwy podzielone są na kilka etapów dziejących się o różnej porze dnia i nocy. Dzięki temu rozwiązaniu jedna potyczka rozgrywana jest na trzech różnych mapach. Z elementem tym powiązano odrobinę strategii. Otóż mamy okazję odpalać specjalne taktyki pozwalające nam łatwiej walczyć z wrogiem. Może to być na przykład dodatkowe oświetlenie w nocy czy wsparcie jednostki generała. Część z tych zagrań strategicznych odblokowujemy po uprzednim wykonaniu jakiegoś dodatkowego zadania na wcześniejszej mapie. Pokonanie wrogiego oficera w jednej bitwie może nam pozwolić na przekupienie go i wykorzystanie winnym starciu. Jest to całkiem ciekawy element, który ma spory potencjał strategiczny. Docenimy go jednak tylko i wyłącznie grając na najwyższym poziomie trudności. Na medium i easy te zagrywki nie wpływają na przebieg bitew w sposób, który będziemy w stanie odnotować.
Przed bitwami mamy okazję zapoznać się z polem walki i celami jakie zostaną przed nami postawione. Mamy taż okazję zdecydować jakie przedmioty chcemy zabrać ze sobą do walki. Od sprzętu zależą nasze pasywne zdolności i mniejsze bajery, które przełożenie mają tak naprawdę tylko na wyższych poziomach trudności. Poza umiejętnościami mamy także możliwość wyboru konia i broni, które będą służyć nam w przelewaniu wrogiej krwi. Tym razem możemy rzeczy te ulepszać poprzez łączenie posiadanych przedmiotów. Warto także nadmienić, że każda z postaci ma odgórnie przypisany do siebie typ orężu. Nie ma więc mowy o zabawie z różnymi typami broni jak to miało miejsce choćby w Dynasty Warriors 7. Bajerki które zabieramy z sobą na misje dają nam skromne bonusy do statystyk. Osobiście wolałem system z Samurai Warriors 4-II, gdzie mieliśmy skille pozwalające na przykład na zwiększenie otrzymywanego złota lub bonusowe punkty doświadczenia za pokonywanie przeciwników.
Innym znaczącym dodatkiem rozgrywki jest wprowadzenie miasta jako naszego punktu wypadowego. Przypomina to trochę tryb Kingdom z innych odsłon Musou. Mamy swoją wioskę, która rozwija się wraz z postępami grze. W przypadku Spirit of Sanada mamy dostęp do łowienia ryb, siania zboża itp. Surowce wykorzystujemy do zjednywania sobie przyjaciół, których zabieramy na misję a także do produkcji przedmiotów i mikstur leczniczych. Z tym elementem powiązany jest cały system pobocznych questów, które rozgrywają się na mniejszych mapkach. Tam zamiast sporych bitew mamy bieganie w poszukiwaniu miodu i małe potyczki z bandytami. Nie wywraca to rozgrywki do góry nogami, ale dostajemy coś co lekko przypomina gry RPG i stawia na większą niż zwykle swobodę.
Cała gra prezentuje nam trochę inne podejście do tematu niż cykl Musou ma to w swoim zwyczaju. Nie mamy masy postaci, które wybieramy. Zamiast tego jesteśmy przywiązani do garstki bohaterów, których widzimy w różnych sytuacjach. Pozwala nam to przywiązać się do postaci i trochę lepiej zrozumieć ich motywację. Uważam to za świetne rozwiązanie, które dodaje tym wszystkim bitwom więcej kontekstu. Dotychczas mieliśmy do czynienia z szeregiem starć, które bazowały an historycznych wydarzeniach. Teraz mamy dodatek elementu ludzkiego, który stara się nam wytłumaczyć czemu ród Sanada postępował w takie a nie inny sposób. Z wielką chęcią zobaczę kolejne spin-offy Samurai i Dynasty Warriors, które będą koncertowały się na konkretnych postaciach i rodzinach.
Samurai Warriors: Spirit of Sanada powstało na silniku Samurai Warriors 4. Dlatego też całość prezentuje się dokładnie tak samo jak wcześniejsze tytuły. Mamy więc znośną oprawę graficzną, która pokazuje swoja moc głównie tym, że gra jest płynna nawet gdy na ekranie pojawia się setka postaci i wykonujemy mega atak rodem z Marvel vs. Capcom. Oczywiście od czasu do czasu zdarzają se zgrzyty ale jestem przekonany, że spadki framerate są rzadkością. Oprawa dźwiękowa to dalej ten sam japoński voice acting i dobrze znane melodie towarzyszące grze od lat. Trudno powiedzieć coś odkrywczego o grze dokładnie takiej samej jak dwie inne produkcje noszące ten sam tytuł. Oprawa graficzna nie zrobiła na mnie olbrzymiego wrażenia w 2014 roku i tym bardziej nie wgniata mnie w ziemię dzisiaj. Wolałbym trochę bardziej unikatowy styl graficzny jakie prezentowały ostatnie gry od Omega Force. Mam też nadzieję, że Dynasty Warriors 9 przyniesie nam nowy, wspaniały silnik, który pokaże pazura.
Czasami zastanawiam się czy pisanie o kolejnych odsłonach Musou ma większy sens? Wiele osób kompletnie olewa te tytuły. Słyszę stwierdzenie, że ciągle otrzymujemy tą samą grę opakowaną w jakąś inną, bardziej rozpoznawalną markę. Nie mogę się zgodzić z tym stwierdzeniami. Jako osoba, która ograła wszystkie odsłony cyklu na serio widzę spore różnice pomiędzy poszczególnymi grami.
Omega Force nadal eksperymentuje z formułą swojej serii. Zmiany wprowadzone w tym tytule są dość ciekawe i sprawdzają się dobrze jako spin-off skoncentrowany na historii konkretnych postaci. Cykl bitew gdzie akcje podjęte we wcześniejszej misji przekładają się na strategiczne możliwości w dalszej części rozgrywki to świetnie przemyślany dodatek sprawiający, ze to co robimy na polu bitwy ma jeszcze większe znaczenie. Otwarte mapki z masą mniejszych zadań są fajnym pomysłem, który po odpowiedniej rozbudowie może stać się czymś co przybliży Samurai Warriors do typowych gier RPG. Mamy więc masę kroków do przodu, które pokazują w jakie strony może ewoluować cała seria.
Samurai Warriors: Spirit of Sanada to kolejna odsłona dobrze znanej serii. Nikt nie będzie zaskoczony czym ta gra jest. Mamy więc produkcje skierowaną tylko i wyłącznie do fanów. Tytułem mogą zainteresować się jeszcze miłośnicy historii bo wątpię aby w Polsce było wielu fanów serialu, który zainspirował powstanie tej produkcji. W każdym razie ja jestem zadowolony bo dostałem to za co uwielbiam produkcję Musou. Nowe dodatki są mile widziane ale nie rewolucjonizują tej odsłony Samurai Warriors. Osobiscie mam nadzieję, że pewnego dnia masy się obudzą i dostrzegą wspaniałość produkcji Koei Tecmo. Ja chcę więcej Musou!!!