Recenzja Senran Kagura: Estival Versus - Danteveli - 16 marca 2016

Recenzja Senran Kagura: Estival Versus

Danteveli ocenia: Senran Kagura: Estival Versus
75

Dobrą dekadę temu uznawałem siebie za fana anime. Oglądałem różne serie i myślałem, że Japonia jest spoko. Niestety mniej więcej w tym okresie rozpoczynała się epoka tak zwanego fan service. Zamiast interesujących historii zaczęto nam serwować biusty i pupy kreskówkowych lasek. Dziwaczne haremy i bardzo sztampowe postacie zastąpiły wszystko co interesowało mnie w animowanych produkcjach. Zdałem sobie też sprawę z tego, że Kraj Kwitnącej Wiśnie jest w dość trudnej sytuacji. Jak ma się to wszystko do recenzowania gierek? Pierwszy raz miałem okazję zobaczyć destylat tego co nienawidzę w anime. Ten koszmarny twór nazywa się Senran Kagura: Estival Versus.

Senran Kagura to jedna z tych serii, które są mi kompletnie obce. Dlatego podchodziłem do tej 7 części cyklu uzbrojony jedynie w założenie, że jest to coś w stylu mojego ukochanego Dynasty Warriors. Okazuje się, że ocenianie gry po jednym screenshocie może nie być miarodajne.

 

Senran Kagura: Estival Versus opowiada o bandzie dziewczyn należących do różnych szkół shinobi, gdzie uczą się jak być wojowniczkami ninja. Nagle, w wyniku jakiejś magii zostają one przeniesione na tajemniczą wyspę. Na miejscu okazuje się, że w miejscu tym odbywa się jakiś dziwaczny festiwal i turniej walki pomiędzy reprezentantkami różnych szkół. Tyle przynajmniej udało mi się zrozumieć z tego całego bełkotu jaki obserwujemy przez kilkanaście minut przed rozpoczęciem każdej kolejnej misji w grze. Po części jest to wynik tego, że gra jest bezpośrednią kontynuacją Senran Kagura Shinovi Versus i bez znajomości fabuły tej gry człowiek może być trochę zagubiony. Tak naprawdę chodzi jednak o to, że gra ma gdzieś ten wątek fabularny i wszystko koncentruje się na jakichś pobocznych sprawach. Nikt nie przejmuje się tym, że został porwany na wyspę, gdzie zmarli powracają do życia. Dziewczyny wolą bawić się na plaży w kostiumach kąpielowych i się obmacywać.

 

System walki w grze opiera się na silnym i słabym ataku plus potężnych ciosach dostępnych po napełnieniu paska special. Pod tym względem Senran Kagura przypomina gdy z cyklu Musou. Wszystko zostało jednak zdecydowanie bardziej rozbudowane. Mamy duży nacisk na system parowania, jest przycisk pozwalający na szybkie doskoczenie do przeciwnika by kontynuować kombo. Każda z postaci ma kilka technik ataków specjalnych o rożnej sile rażenia. Jest atak służący do odrzucenia od siebie wroga za cenę kilku punków życia. Jest dziwaczny tryb ataków, gdzie po rozebraniu się nasza postać jest silniejsza ale otrzymuje większe obrażenia. Dzięki temu gra daje nam całkiem spory wachlarz możliwości rozwalania dziesiątek przeciwników.

 

 

Jak już wspominałem gra pierwotnie skojarzyła mi się z Dynasty Warriors. Okazało się to nie do końca prawdą. O ile oba systemy rozgrywki trzymają się podobnej konwencji tak sam gameplay tych dwóch odmiennych produkcji jest kompletnie odmienny. Wynika to z tego, że Senran Kagura oferuje nam bardzo małe mapy. Nie ma mowy o wielkich polach bitew, są to raczej małe pomieszczenia. Z tego też powodu gra przypomina trochę bardziej Dragon Quest Heroes. Na szczęście sama siepanka nie jest tak męcząca jak w przypadku gry bazującej na uniwersum Dragon Quest. Zazwyczaj pokonujemy jedną lub dwie fale słabiutkich przeciwników po czym mierzymy się z którąś z pozostałych dziewczyn. Rozwiązanie to sprawia, że zaliczenie poziomu to jakieś 4 minuty. Normalne byłaby to wada ale w wypadku tej gry walki w formie przekąsek sprawdzają się całkiem dobrze. Wynika to z faktu, że pośród ponad 30 postaci jakimi będziemy musieli grać trafiają się te mniej interesujące. Chodzi mi o zawodniczki z powolnymi atakami i animacjami zamachów wprost z Dark Souls. W tym typie slashera nie ma dla nich miejsca i sterowanie nimi jest raczej udręką. Jest oczywiście cała masa postaci którymi gra się naprawdę świetnie. Moją faworytką jest wymachująca naraz 6 katanami shinobi. Dlatego też jest mi trochę szkoda, że w trybie fabularnym muszę co chwilę zmieniać postać. Dopiero po zaliczeniu danej mapy można na niej grać dowolnie wybraną przez siebie wojowniczką.

 

Głupia historia połączona z całkiem fajnym gameplayem i masą postaci powinna dać naprawdę interesujący wynik. Mógłbym nawet rzec, że jest to produkcja w sam raz stworzona pod kogoś takiego jak ja. Nie wspomniałem jednak jeszcze o najważniejszej części tego tytułu. Senran Kagura: Estival Versus to definicja zjawiska znanego jako fanservice. W tym wypadku chodzi mi wyłącznie o to, że produkcje stworzono dla przedstawicieli płci męskiej, którzy są w stanie wyobrazić sobie narysowane dziewczynki jako obiekty seksualne. Mówiąc wprost mamy tu cycki i tyłki tak eksponowane, że nawet Dead or Alive rumieni się ze wstydu. Wszystkie dziewczyny obdarzone zostały przez naturę biustami wielkości arbuzów, które to zachowują się jak balony wypełnione wodą. Wszyscy eksponują swoje ciała w kostiumach kąpielowych i skromnych wdziankach. Do tego wszystkie akcje bohaterek przypominają pozowanie do aktów. Jedną z najważniejszych mechanik gry jest zdzieranie ubrań z naszych przeciwniczek i każda z postaci ma swoją transformacje w stylu Czarodziejki z Księżyca.

 

Nie znam się na tym ale wydaje mi się, że twórcy przesadzili z tymi elementami. Dosłownie nie ma minuty kiedy jakiś biust nie jest wpychany w naszą twarz. Takie coś jest na dłuższą metę niezwykle męczące. Pomiędzy misjami mamy ekspozycję dziwnych fetyszy poszczególnych bohaterek. Da się to jeszcze przeżyć bo niektóre dialogi są zabawne. Przemiana bohaterek, gdzie przez kilka skeund widzimy ich nagie ciała w jakiejś mgiełce też jest do zniesienia bo przywołuje na myśl popularny motyw z anime. Problemem było dla mnie natomiast nakopanie dziewczynie, która wygląda jak dziecko z podstawówki i jej bronią jest wiaderko do piasku. Nie żebym miał coś przeciwko obijaniu dzieci ale to co zobaczyłem na ekranie przekonało mnie do tego, że zakup Senran Kagura Estival Versus z automatu wpisuje danego gracza na listę potencjalnych pedofilów. Może trochę przesadzam ale nie chciałbym aby moja lepsza połówka albo ktoś z rodziny nakrył mnie na graniu w ten tytuł.

 

Poza trybem dla pojedynczego gracza mamy także możliwość zabawy online w grupie do 10 graczy. W grze dostępne są trzy tryby, które można rozgrywać drużynowo albo w wariancie każdy przeciwko każdemu. Mamy zabawę w siepanie za punkty, gdzie wygrywa ten kto pokona najwięcej postaci. Jest opcja zbierania spadających z nieba majtek a także tryb, gdzie jedna osoba za zabijanie pozostałych graczy otrzymuje gacie. Musze przyznać, że sferze online poświęcono więcej uwagi niż bym tego się spodziewał. Poza możliwością zmierzenia się z innymi ludźmi z całego świata mamy także CPU w kilku wariantach zdolności. Dzięki temu jak i wrzuceniu do online rankingu graczy mamy całkiem fajny bajer dla miłośników Senran Kagura.

 

Najwięksi fani tego typu gier na pewno spędzą masę czasu w trybie dioramy. Podobnie jak w Star Wars: Battlefront mamy do dyspozycji zabawę z makietami. Ubieramy bohaterki gry i ustawiamy je w jakichś tam pozycjach i tak dalej. Komuś to pewnie sprawia radość. Jest jeszcze biblioteka, gdzie da się zobaczyć wszystkie odblokowane przez nas bajery i poczytać na temat postaci i świata gry.

 

Oprawa graficzna tej produkcji jest całkiem spoko. Wszystko wygląda jak trójwymiarowe anime. Na ekranie jest masa postaci i nie przytrafiło mi się jakieś chrupnięcie czy inny poważny spadek ilości klatek animacji. Modele postaci są bogate w detale co zawdzięczamy olbrzymiej customizacji strojów naszych bohaterek. Nic nie wywołało u mnie zawrotu głowy ale też nie miałem poczucia, że gra jest brzydka. Oprawa dźwiękowa to już standard dla tego typu produkcji. Mamy japoński voice acting w wariancie anime. Trudno mi powiedzieć więcej na ten temat bo przez większość gry nie rozróżniałem postaci pomiędzy sobą i nie mam pojęcia czy głos pasuje do charakteru danej dziewczyny.

 

Mam mieszane uczucia co do tej gry. System walki naprawdę mi się spodobał i chciało mi się bawić w siepanie kolejnych fal przeciwników. Nie mam też specjalnie nic do odrobiny nagości. Wydaje mi się jednak, że tutaj przesadzono z tym elementem i to bardzo. Pozy dziewczyn po ich pokonaniu sprawiły, że chciałem wyłączyć konsolę i wpisać się do jakiegoś feministycznego ruchu na rzecz równouprawnienia kobiet w grach wideo.

 

Senran Kagura: Estival Versus to gra nie dla mnie. O ile gameplay przypomina mi bardziej dopakowaną wersję Dragon Quest Heroes tak cała otoczka jest dla mnie przerażająca. Nie jestem jednak docelowym odbiorca tego typu gier. Dlatego też nie poczytuję tego co do mnie nie trafia za wielki negatyw. Pozostaje mi więc jedynie stwierdzić, że produkcja ta to całkiem spoko slasher, który powinien spodobać się fanom fanservice. Osoby zdegustowane przesadną seksualizacją wszystkiego powinny się trzymać z dala od tej produkcji. Ja wiem tylko tyle, że kolejnej części Senran Kagura na pewno nie kupię.

 

Danteveli
16 marca 2016 - 08:52