Facebook, Twitch, UStream, Youtube – to tylko cztery nazwy, które już teraz przewijają się w kontekście możliwości nowej generacji konsol (a na 100% dojdzie do nich też Twitter). Gracze wymieniają je jednak z automatu, bez specjalnego poruszenia, niemal jak zło konieczne.
Czy faktycznie należy tak na nie patrzeć?
W co grasz? Masz tę grę? Udało Ci się ją ukończyć? W ile przeszedłeś? Na jakim levelu jesteś? Grałeś na hardzie? Znalazłeś tego sekreta? Ile punktów zdobyłeś? Przyjdziesz do mnie na kompa?
Kiedyś, by pochwalić się swoimi osiągnięciami, ktoś musiał uwierzyć nam na słowo, zobaczyć konkretnego sejwa lub ostatecznie screenshota. By z kolei umówić się na jakąś wspólną partyjkę, potrzebny był telefon. Stacjonarny, nie komórkowy, bo takowych wtedy jeszcze nie było. Dominowały "gorące krzesła" lub gra na zmianę w oparciu o zasadę: trochę Ty, trochę ja. Ta misja jest moja, twoja będzie następna. Teraz ja pojadę, potem Ty i zobaczymy kto będzie miał lepszy czas. Dzisiaj, dzięki przeróżnym programom i systemom oferującym masę możliwości, wszystko śledzić możemy na bieżąco. Komunikować, obserwować, analizować, poznawać się do woli. Opcje szpanu i lansu zostały rozbudowane do granic możliwości. Integracja i wzajemny, szeroko rozumiany podgląd dokonań. Otrzymaliśmy wspaniałe narzędzia gamingowej infiltracji.