Zanim zacznę wylewać pomyje na NBA 2K15 chciałbym wyjaśnić kilka rzeczy. Przede wszystkim to nie jest zła gra. Tak jak złymi grami nie były nowe Thief, Tomb Raider czy Hitman: Rozgrzeszenie. Z każdą z nich jednak coś było nie tak. Miała poprzedników.
Wyobraźcie sobie, że dzisiaj rozdajecie growe złote maliny? Do kogo trafia główna nagroda podsumowująca całokształt pracy w roku 2014?
Nie Ubisoft, nie EA
Nie da się ukryć, że Elektronicy czy Ubi nie popisali się w poprzednim roku. Ja wybieram jednak 2K Sports wraz ze studiem Visual Concepts z powodu tego co zrobili z najnowszą serią traktującą o najlepszej lidze świata (niektórzy dodają przymiotnik koszykarskiej) czyli NBA 2K15. Aby dobrze pokazać dlaczego tą jedną odsłoną zburzyli zaufanie zbudowane przez kilka odsłon poprzednich muszę cofnąć się w czasie. Nie uważam się za kogoś znającego się bardzo dobrze na serii NBA 2K, jednak od edycji na sezon 2010 gram co roku. Wcześniej jako fan NBA grałem w niektóre starsze gry, w których swoją wizję ligi prezentowało EA Canada.
Co prawda tenisowy sezon dopiero nabiera rumieńców, ale tegoroczne Australian Open pokazało, że możemy liczyć na naprawdę udane kolejne kilka miesięcy z największymi gwiazdami w roli głównej. Fani tej dyscypliny nie muszą z utęsknieniem patrzeć w kalendarz i odmierzać czas do kolejnego Wimbledonu czy Rolanda Garrosa. Wystarczy, że odpalą Top Spin 4.