Najnowszy sezon najlepszej* animacji jeszcze trwa, ale patrząc na jego jakość jest już na tyle dobrze, że warto napisać kilka akapitów na jego temat. Bo South Park ma trwać! Trwa mać!
Zapoczątkowana w 1997 roku seria celowo słabo animowanych historyjek o czterech kolegach z małego miasteczka w stanie Colorado szybko stała się prawdziwym fenomenem i zgarnęła masę nagród (w tym 5 nagród Emmy). Wszystko dzięki ciętemu poczuciu humoru, który nie uznaje tematów tabu i wprawnemu komentowaniu rzeczywistości. Tak było od początku, ale niedawno przyszedł czas na zmiany. Odcinki samowystarczalne, zamknięte, zostały zamienione w prawdziwy serial, gdzie epizody się łączyły i wymagały oglądania sezonu od A do Z.
Rynek stworzony przez Simpsonów, Futuramę, South Park czy Family Guya to prawdziwa żyła złota, bezczelności i chamstwa. Niektórzy lubią się na to obrażać, inni po prostu „to lubią”. Ja doceniam funkcję tego typu show i lubię „czyścić” sobie mózg takimi animowanymi, szybkimi, przejawami prostactwa. Teraz dołączył do nich nowy serial Comedy Central – Brickleberry.
*niezły kontrast względem treści poprzedniego wpisu.