Trwa mać! Recenzja 21. sezonu South Parku - fsm - 3 listopada 2017

Trwa mać! Recenzja 21. sezonu South Parku

Najnowszy sezon najlepszej* animacji jeszcze trwa, ale patrząc na jego jakość jest już na tyle dobrze, że warto napisać kilka akapitów na jego temat. Bo South Park ma trwać! Trwa mać!

Zapoczątkowana w 1997 roku seria celowo słabo animowanych historyjek o czterech kolegach z małego miasteczka w stanie Colorado szybko stała się prawdziwym fenomenem i zgarnęła masę nagród (w tym 5 nagród Emmy). Wszystko dzięki ciętemu poczuciu humoru, który nie uznaje tematów tabu i wprawnemu komentowaniu rzeczywistości. Tak było od początku, ale niedawno przyszedł czas na zmiany. Odcinki samowystarczalne, zamknięte, zostały zamienione w prawdziwy serial, gdzie epizody się łączyły i wymagały oglądania sezonu od A do Z.

Pierwsze nieśmiałe kroki w tym kierunku robiono tworząc trylogie w obrębie sezonu (jak np. ta o Grze o Tron i Czarnym piątku czy mini-seria Imaginationland), ale dopiero sezony 19 i 20 postawiły w pełni na nową formułę. Ten pierwszy był świeży, śmieszny i śmiały – wprowadził doskonałą postać PC Principala i robił sobie jaja z reklam. Te drugi chciał dobrze, ale rzeczywistość go przerosła. Sami twórcy stwierdzili, że trudno było robić kolejne odcinki w momencie, gdy cały świat skupiał się tylko na wyborach prezydenckich w USA. Ale brnęli w to dalej nie przewidując najbardziej absurdalnej i psującej sezon opcji: Donald Trump wygra. Efekt był taki, że sezon 20. South Parku został oceniony dosyć słabo, a sporo wątków nie znalazło satysfakcjonującej konkluzji. Ale Matt Stone i Trey Parker konkluzję znaleźli: zaorać i zacząć od nowa. I oto jesteśmy w sezonie dwudziestym pierwszym.

Główna zmiana w tym roku została podsumowana przez Parkera w jednym z wywiadów: „Tęsknię za czasami, gdy Cartman przebierał się za robota i pierdział na Buttersa.” Inaczej rzecz ujmując: wracamy do pojedynczych, zamkniętych odcinków i odchodzimy od polityki na rzecz durnowatych przygód. Obiecali i słowa dotrzymali. 6 z 10 zaplanowanych części nowego sezonu to kolejna dobra zmiana, jakiej potrzebował South Park. Tym razem jednak ta zmiana to powrót do starych rozwiązań.

Sezon otworzyła parodia rasowych zamieszek z Charlottesville w wykonaniu panów buraków narzekających, że „zabrali nam pracę”. Pracę zabrały maszyny w rodzaju Amazon Alexa czy Google Home, ale już np. obrotny Randy radzi sobie świetnie nagrywając program o odnawianiu domów. No i wyszło zabawnie, ale czuć było swego rodzaju zmęczenie materiału. To nie był aż tak dobry powrót, jakiego można było się spodziewać. Na szczęście kolejne 5 odcinków szybko zmieniły mieszane uczucia w „wow, to jedne z lepszych odcinków ostatnich lat”.

Epizod numer dwa skupia się na grożeniu Korei Północnej, a otwarcie odcinka w wykonaniu znerwicowanego Tweeka odwołuje się do najlepszych monty-pythonowskich tradycji. Później twórcy zajmują się Dniem Kolumba i rdzennymi Amerykanami, przygotowują graczy na nadejście The Fractured But Whole (odcinek z Markiem Zuckerbergiem to wstęp do fabuły gry o superbohaterach i jednoczesna nagonka na fałszywe newsy pojawiające się na Facebooku) i zderzają więzienną gangsterkę z seniorami. W tym ostatnim odcinku – numer 5 – pojawia się zresztą rewelacyjny zestaw coverów klasycznych piosenek z młodości starych ludzi (np. wiekowa pieśń Nirvany pt. Rape Me) w wykonaniu cudownie ubranych chłopców. Epizod szósty zaś to jeden z lepszych halloweenowych odcinków w całej historii serialu, który w świetnym stylu łączy głupoty wyprawiane przez Randy’ego Marsha z perypetiami chłopaków i - to nowość od zeszłego roku - Cartmana uwiązanego przez swój związek z Heidi.

Pierwsza zmiana formuły odświeżyła South Park, ale nowy sezon pokazuje wyraźnie, że „jeśli nie jest popsute, nie naprawiaj”. Cykl produkcyjny każdego odcinka to 6 szalonych dni – każdy gotowy epizod zostaje ukończony zaledwie na 1 dzień przed emisją i taka forma publikacji dużo lepiej współgra z absurdalnymi, 20-minutowymi fabułkami niż pełnym sezonem. W tym momencie nowy South Park ma u mnie 5 na 6. Jeśli pozostałe epizody nie obniżą znacząco lotów, będziemy mieli w kolekcji kolejną wyśmienitą serię.

Na koniec przypominam, że:

  • nowe odcinki SP można oglądać na oficjalnej stronie
  • South Park: The Fractured But Whole to dobra gra
  • Mobilny South Park: Phone Destroyer oficjalnie zadebiutuje już 9 listopada

*No dobra, jednej z najlepszych: Simpsonowie nadal maja dużo do powiedzenia, a BoJack Horseman czy Archer to też bardzo dobre rzeczy są.

fsm
3 listopada 2017 - 16:50