Final Fantasy Tactics ukazało się w Japonii w 1997 roku. Odświeżona wersja hitu SquareSoftu, War of the Lions, liczy już prawie sześć lat. Czy dzisiaj ten niesamowicie rozbudowany, długi i skomplikowany turowy RPG wart jest zakupu i poświęcenia pięćdziesięciu godzin cennego czasu? Czy pomysły sprzed kilkunastu lat potrafią dzisiaj zachwycać, a historia wywoływać emocje jak dawniej? Ocena obok zdradza już, że tak. Co jednak sprawia, że historia Ramzy i świata Ivalice aż tak bardzo wciąga, a powolne i na swój sposób mało efektowne walki nie nużą?
Napisy końcowe to z reguły dobry moment, aby uznać grę za zakończoną i odłożyć ją na półkę. Są oczywiście produkcje nastawione na tryb wieloosobowy, który wciąga na kilkadziesiąt godzin, a i takie, które samotnika potrafią jeszcze czymś zainteresować np. przy pomocy „New Game+”. Niespodziewanie po pięćdziesięciu trzech godzinach zabawy z Final Fantasy Tactics: War of the Lions poczułem palącą potrzebę zabawy właśnie w takim trybie. Autorzy wskazali mi jednak wyjście i polecili szukać rozrywki gdzie indziej.