Mimo młodego wieku, ma już na koncie pokaźną liczbę zagranych ról i zaskakująco mało aktorskich wpadek. Ryan Gosling, bo o nim mowa, jest dziś bożyszczem zarówno kobiet, jak i mężczyzn, niedoścignionym ideałem, a przy tym wszystkim piekielnie utalentowanym aktorem, jednym z niewielu wśród tzw. „młodych zdolnych”, którzy odnieśli sukces pełną gębą, na całego. A wydaje się, że najlepsze dopiero przed nim. Cały czas czekamy na prawdziwą bombę atomową w wykonaniu Goslinga, rolę, która wyniesie go na aktorski Olimp, tam gdzie znajdują się najwięksi. Może już w przypadku „Blade Runnera 2049” Denisa Villeneuve'a, który za kilka dni zagości na polskich ekranach?
W dobie coraz częściej produkowanych głupich komedii romantycznych, rzadko kiedy można znaleźć warty uwagi film mówiący o miłości, niekoniecznie tej ze szczęśliwym zakończeniem. Na szczęście od czasu do czasu znajdzie się jakaś perełka, która pokaże iż jest jeszcze miejsce na tworzenie mądrego, skromnego kina z jakimś tam przesłaniem.