W większości pozytywne reakcje publiczności na najnowszą produkcję Jima Jarmuscha przyćmiewają te negatywne i pozwalają wierzyć w szansę „Patersona” w szczurzym wyścigu po Oscary (EDIT. jak widać nie). Jednak głosy sprzeciwu przed zachwytem nad filmem nie dają mi spokoju. Naprawdę można nie zrozumieć lub nie polubić rozprawki o nas samych?
W pewnym zatęchłym barze, paląc papierosy, choć rzuciłem, rozmawiałem ze znajomym entuzjastą filmów. Dowiedziałem się od niego, że któryś z jego znajomych z seansu wyszedł bardzo zawiedziony. Ten ktoś uznał film za nudny i rozlazły, a głównego bohatera za ciamajdę oraz życiową porażkę. Brakowało akcji, brakowało przygody, brakowało ekscytacji. Sam film był brakiem.