Corvo rośnie niezła konkurencja - recenzja The Knife of Dunwall - Montinek - 28 sierpnia 2013

Corvo rośnie niezła konkurencja - recenzja The Knife of Dunwall

Montinek ocenia: Dishonored: The Knife of Dunwall
80

Historia Corvo została zamknięta, Dunwall opuścił chaos… Lub też nie, w zależności od wersji wydarzeń. Co jednak zrobić z tak bogatym uniwersum, które aż prosi się o umieszczenie w nim kolejnych historii? Można by sklecić coś z „dwójką” w tytule. Jednak zamiast zapowiedzi sequela otrzymaliśmy jeden pakiet wyzwań oraz dwa rozszerzenia fabularne pod postacią DLC. Mimo to ja wolałbym nazywać je po prostu dodatkami. „DLC” większości zdecydowanie kojarzy się z wyciąganiem od graczy kasy, tymczasem w tym przypadku otrzymujemy soczysty kawałek mięska, taki od serca. Świadczy o tym już pierwsze rozszerzenie – The Knife of Dunwall.

Dodatek podejmuje wątek Dauda, mistrza skrytobójców, którego miał (nie)przyjemność poznać Corvo podczas swojej vendetty. Wydarzenia rozgrywają się przed ich pamiętnym spotkaniem. Naszego protagonistę dręczą wyrzuty sumienia – po raz pierwszy w karierze, jak mniemam – po zabiciu cesarzowej, a tajemniczy Odmieniec, od którego Daud ma swoje mroczne moce, wieszczy mu rychłą katastrofę. Zamiast pomocy, udziela mu tylko wskazówki, od której powinien zacząć poszukiwania odkupienia. I tym oto tajemniczym akcentem zaczynamy nasz żywot skrytobójcy.

Nożownik z Dunwall

Na samym początku muszę rozczarować wszystkich oczekujących po DLC rewolucji. The Knife of Dunwall to więcej tego samego Dishonored. Tylko tyle i aż tyle. Prawdę mówiąc czuję się odrobinę zdziwiony, że największy badass tego świata, gość przed którym trzęsą się wszyscy wielcy miasta, ma prawie identyczne ruchy i wyposażenie, jak Corvo. Ale mniejsza z tym. Jest jedna zasadnicza zmiana, za którą momentalnie autorzy zgarniają ogromnego plusa. Daud, w przeciwieństwie do cesarskiego strażnika z oryginału, jest osobowością barwną i z charakterem. Nijak się ma do bezdusznego Corvo, któremu śmierć cesarzowej najwyraźniej odebrała mowę. Tutaj przed każdą misją nasz skrytobójca snuje swoje przemyślenia, a i z postaciami w samej grze zamienia często kilka słów. Biorąc pod uwagę, że gość odpowiedzialny za jego głos – Michael Madsen – dysponuje mroczną, twardą chrypką, nie sposób nie polubić szorstkiego protagonisty.

Ale zaraz, coś przecież musieli dodać do gameplay’u? W sumie to tak, ale nic nadzwyczajnego. W naszym wyposażeniu pojawiają się nowe rodzaje min – elektryczne, z których mniej brutalny wariant obezwładnia wrogów jak paralizator, zaś ostrzejszy spala ich na gustowną kupkę popiołu do zamiecenia przez służących. Przetasowania zaszły wśród mrocznych mocy. Zabrakło znanych z oryginału podmuchu wiatru, przywoływania stada szczurów oraz przydatnego wnikania w ciała innych istot. Pojawiła się za to, adekwatna do naszej profesji, możliwość przyzwania skrytobójcy, który przez chwilę będzie asystował nam w walce lub zajmie strażników, gdy my będziemy przekradać się za ich plecami. Usprawnienie dotknęło jeszcze znak firmowy Dishonored – mignięcie, czyli błyskawiczną teleportację na krótki dystans. Otóż teraz, w momencie celowania mignięciem, czas staje w miejscu, co pozwala zabójcy wyczyniać prawdziwe cuda. Przez te niby drobne zmiany Daud stał się postacią znacznie bardziej ofensywną niż Corvo i powstrzymywanie się przed podrzynaniem gardeł strażników przychodzi z prawdziwym trudem. Inna sprawa, że przemykanie cichcem jak na mój gust stało się odrobinę bardziej wymagające przez dobry design lokacji.

A ja myślałem, że to dentyści są straszni...

Podziwiając konające wieloryby

The Knife of Dunwall oferuje nam trzy misje, z czego każda nie schodzi poniżej poziomu tych z podstawki. Oznacza to całe multum dróg do wyboru, szperanie za wskazówkami czy podsłuchiwanie rozmów, możliwość rozstrzygania sporów bez rozlewu krwi, dodatkowe podmisje etc. Co prawda nie są zbyt długie, ale wybierając czysto składankowe podejście mogą się przeciągnąć. Cieszy ogólnie większa ilość wrogów, w szczególności kataryniarzy (pozbawiających Dauda za pomocą muzyki jego mrocznych mocy) i debiutantów – rzeźników z ogromnymi piłami mechanicznymi, na których frontalny atak jest równoznaczny z samobójstwem. Poza tym nieodmiennie przyciągają oko projekty lokacji: przyjdzie nam wreszcie odwiedzić osławione rzeźnie, gdzie przetwarza się wydobyty z wielorybów tran, a oprócz tego zawitamy do schludnych posiadłości prawników i zaliczymy sentymentalny powrót do zatopionej dzielnicy.

Widać, że twórcy postarali się nadać rozgrywce choćby pozory działania jako mistrz skrytobójców. Przed misją, za odpłatą, możemy przykładowo przekupić ludzi, by podrzucili w określone miejsce sprzęt, ewentualnie wyłączyli alarm przy którymś mechanizmie, jednak nie jest to nic znacząco obniżającego poziom trudności. Klimat nakręcają też sami skrytobójcy, pojawiający się znikąd z informacjami o terenie i znikający po zasalutowaniu.

Powraca też znany z przygód Corvo system chaosu – niestety, tak samo uproszczony. Niby ciche i mało krwawe rozwiązania stawiają nas po „dobrej” stronie, przeciwne działania po „złej”, ale zasadniczo wystarczy zabić kilku gości i chaos skacze nam na „wysoki”, z czego trudno zejść w dół na przestrzeni jednej / dwóch misji. Inna sprawa, że zakończenie dodatku, zależne od aktualnego poziomu chaosu, lekko mnie zaskoczyło – różnicą między dobrym, a złym wariantem. Wracając przy tej okazji do fabuły, trzeba nadmienić, że dodatek kończy się klasycznym urwaniem wątku i niewypowiedzianą obietnicą „see you in the next episode”. Cóż, trzeba będzie zaopatrzyć się w kolejny add-on, The Brigmore Witches, wtedy na serio ocenimy scenariusz.

Skrytobójco, wybieram cię!

Klasyczne pytanie: czy warto? Generalnie mamy tu wysokiej jakości produkt, ewidentnie powstający jako coś odrębnego od oryginału (nie mamy do czynienia odcinaniem kuponów), choć jak na moje oko cena rzędu czterech dyszek jest trochę wygórowana. Dziesięć złotych w dół i polecałbym bez wahania. Ja sam, jako duży fan Dishonored, nie mogłem się powstrzymać – projekt Dunwall, jego atmosfera i historia to coś, wobec czego po prostu nie mogę zdobyć się na obojętność.

Na plus:

+ Daud jako główny bohater (nawet babunia Łach miała więcej charakteru od Corvo)

+ trzy misje nieodbiegające poziomem od tych z podstawki

+ to cały czas ten sam, przyjemny gameplay Dishonored

Na minus:

- mało zmian związanych z pojawieniem się nowego bohatera

- mimo wszystko mogłoby być ciut taniej

Montinek
28 sierpnia 2013 - 20:17