Odsłuch #1 - ProPejn [VNM] - Rasgul - 17 grudnia 2013

Odsłuch #1 - ProPejn [VNM]

„VNM się sprzedał”, „VNM robi teraz rap dla nastolatek”, „VNM to teraz rap czy pop?”. Wiele naczytałem się, a nawet nasłuchałem się opinii tego typu. To tylko udowadnia, że wystawianie się przed szereg grozi uwielbieniem, albo toną hejtu. Tomek Lewandowski otrzymał wiele pochwał oraz potępień, ale brawa dla niego za odwagę. W końcu poszedł nieco inną ścieżką niż większość raperów. Stworzył materiał, który idealnie plasuje się w definicji „true newschool”.

Sprzedaż płyt udowadnia, że to właśnie braggadocio i przypominające stare, amerykańskie produkcje tytuły schodzą u nas jak ciepłe bułeczki. Większość z nich stanowi polską branżę, w dodatku na takie krążki nadal jest popyt, więc podaż również być musi. Nie widzę w tym oczywiście nic złego, bo sam kilka razy uruchamiam sobie jakieś bangery od Gurala i bujam się w rytm klasycznie zrobionych bitów. Boli mnie tylko krytyka spadająca na newschool, który choćby w USA jest na porządku dziennym. Osobiście sądzę, iż jest to porządny powiew świeżości, na rynku śmierdzącym stagnacją już dobrą dekadę. Nowe nawijki takich wykonawców jak Ten Typ Mes, Pezet, Eldo, Bisz czy Zeus witam zatem z otwartymi ramionami. Wiem, że skłonią mnie one do poważnych refleksji, aniżeli do słuchania bezmyślnie napisanych i często powtarzających się wersów, które wiją się wśród dobrych rytmów. 

„ProPejn” to zatem kontynuacja drogi obranej przy „Etenszyn: Drimz Kamyn Tru”. Czyli po raz kolejny wzorowanie się na Drake’u, który jest idolem elbląskiego rapera. Mamy tu do czynienia z kawałkiem bardziej prywatnego wytworu. VNM opowiada tu o sobie, człowieku, który osiągnął komercyjny sukces przy okazji ostatnio wydanego dysku, ale jednocześnie nie potrafiącym odnaleźć się w świecie. Chociaż spełnił swoje ambicje dotyczące pieniędzy, przy okazji zyskując sławę, to i tak nadal dopada go smutek, często zamieniający się w załamanie. Przedstawia siebie jako rozbitego pomiędzy „normalnością”, a byciem do reszty pojebanym. Faktycznie łatwo można to dostrzec, przez klimatyczne zróżnicowanie. Każda piosenka różni się od poprzedniej atmosferą, która potrafi przygnębić do reszty, albo rozweselić i dodać motywacji. Dlatego mam problem z interpretacją samego tytułu płyty. Sam nie wiem czy „ProPejn” ma oznaczać „pro ból”, tudzież „propane”, czyli wybuchowy temperament. Brak w tym wszystkim jakiejkolwiek spójności, wszystko jest tu roztrzepane jak myśli wykonawcy. Jakoś mi się to szczególnie nie podoba. Wolę, kiedy utwory wzajemnie się dopełniają, aniżeli prezentują różne dziwne stany. Takie „rozstrzelanie nastrojów” zbytnio mi nie podeszło, choć sam zabieg rozumiem.

Kwaśnego posmaku dodają tylko teksty. Sama technika i flow Tomka to rzecz, którą ciężko podważyć. Co nie znaczy, że wszystko trzyma się tu kupy. Zdarzają się pojedyncze buble i pewne nieścisłości, ale czuć progres względem E:DKT. Nasz raper wreszcie śpiewa troszkę mniej, a jak już zaczyna, to uszy nie więdną od nieczystości. Chyba faktycznie wziął jakieś lekcje śpiewu, co obiecywał na tracku z poprzedniej płyty. Poza tym w wersach jest silny przekaz, pokazany w postaci ciekawych doświadczeń z życia autora. Dużo tu „ja”, „mnie” i czystej szczerości, co pozwala mentalnie połączyć się z wykonawcą. Zrozumieć go, poznać z innej strony. Zobaczyć, że boryka się z problemami podobnymi do naszych. Nie zabraknie wspominania większych imprez, ciepłych słów o miłości czy cięższych, filozoficznych przemyśleń. Tą immersję niestety burzą mi gościnne występy Flojda oraz Kamili Bagnowskiej. Ten pierwszy stanowi raczej smaczek dla tych, którzy twórczość V śledzą już od podziemia. Niestety pani Kamila kłuje w uszy angielskim akcentem, staczającym „Spejsszyp” na powierzchnię Ziemi. Nie można jej odmówić pięknego wokalu, ale jeżeli śpiewać już przy pomocy innego języka niż polski, to robić to co najmniej bardzo dobrze. W szczególności na takim dziele jak „ProPejn”.

Muzyczna, a raczej producencka strona płyty to istny majstersztyk. Twórcą wszystkich bitów na CD jest SoDrumatic i prawdę mówiąc, nie potrafię wyobrazić sobie na „ProPejn” kogokolwiek innego z Polski. To właśnie on dosyć mocno pomaga VNMowi, przy budowaniu uniwersalnej atmosfery piosenek. Pojawia się porządny R’n’B, troszkę soulu, funku, jakieś bangery, dubstep, brzmienie różnych instrumentów, gdzie przy okazji SD bawi się różnym tempem oraz rozciąganiem niektórych dźwięków w czasie. Jest zróżnicowanie, w uszy nie wali monotonia, przez co każdy kawałek brzmi inaczej. W uszach do dziś pobrzmiewa mi mistrzowski „Obiecaj Mi”, ale taki „Bipolar”, „Ale Kiedy” czy „Propejn” równie mocno wyryły mi się w pamięci. Tego pierwszego wymienionego ciężko nie przypisać do najlepszych singli 2013 roku. Reprezentuje ona bowiem cały krążek najlepiej. Tutaj właśnie czuć tę depresyjność, przygnębienie, brak motywacji twórcy najlepiej. Piosenka stanowi prawdziwy kontrargument przeciw twierdzeniu, że osiągnięcie marzeń daje spełnienie w życiu.

Tekst i bity spokojnie można nazwać: łamiącymi schematy polskiej sceny hip-hopowej. Chociaż jest to rap newschoolowy, to jednak ciężko nie oprzeć się wrażeniu, że gdzieś w zwrotkach siedzi nadal ten sam Tomek Lewandowski. Zmieniony lekko przez wydarzenia w swoim życiu i samą karierę, ale w kwestii mocy, flow, stylówki pozostaje nadal na najwyższym poziomem. Niezależnie, co SoDrumatic mu zaserwuje, to V wkręca się w to ze swoją świetną klasą. „ProPejn” wydaje się stać poziom wyżej od „Etenszyn: Drimz Kamyn Tru”. Wszystko gra ze sobą lepiej, a płyta jest po prostu lepszym sequelem, niż ciekawym eksperymentem, który zaserwowano nam przy okazji poprzedniczki. VNM utwierdza nas, że potrafi stworzyć porządny newschool i wkręcić słuchacza w swoje często wahające się nastroje. Ciężko nie ocenić tej płyty negatywnie, bo w kwestii technicznego i merytorycznego wykonania stoi na najwyższym poziomie. Co nie znaczy, że w tej doskonale naoliwionej maszynie nie pojawią się zgrzyty. Pełno tu emocji, brutalnego pokazania życia, bólu i radości, ale też odstających od siebie singli. Brak tu spójności, ostatniego szlifu, ale słucha się tego naprawdę dobrze. Serdecznie polecam, o ile lubicie takie newschoolowe klimaty. Jeżeli Etenszyn Was do siebie zraziło, to nie macie tu czego szukać. Reszcie polecam najpierw płytę odsłuchać, potem zastanowić się nad zakupem. Osobiście myślę, że warto. 


Zachęcam do odwiedzania mojego fanpage na facebooku oraz ćwierkacza. Znajdziecie tam sporo różnych przemyśleń, głupot i dowiecie się co słychać u Rasgula. Pozdrawiam!

 

Rasgul
17 grudnia 2013 - 11:27