Interstellar - odyseja kosmiczna Christophera Nolana - fsm - 10 listopada 2014

Interstellar - odyseja kosmiczna Christophera Nolana

Interstellar, nowa produkcja Chrisophera Nolana, to dla wielu najbardziej oczekiwana premiera roku. Pierwsze informacje o filmie o czarnych dziurach i międzygwiezdnej podróży (wow, czadowy temat, Nolan na pewno zrobi z tego coś super) pojawiły się jeszcze w 2013 roku i od samego początku elektryzowały fanów. Gotowa produkcja weszła na nasze ekrany w ostatni piątek, kilka dni wcześniej zadebiutowała w USA i nastąpił elektryzowania ciąg dalszy. Z tą różnicą, że jedni się mocno zawiedli, a inni ogłaszają nadejście nowej 2001: Odysei kosmicznej.

Jeśli chodzi o opinie tzw. ludożerki, to zaskoczenia nie ma, bo rozkłada się ona niemal na całym spektrum, ale jeśli spojrzymy na recenzje prasowe czy portalowe, to mam wrażenie, że krytycy ze Stanów są dla filmu zdecydowanie bardziej przychylni, niż ci po naszej stronie Atlantyku. Ja w samym rdzeniu mojej słowiańskiej duszy jestem amerykańskim geekiem, więc mi Interstellar bardzo się podobał, choć zdecydowanie nie był filmem bez wad.

Fabularnie punkt wyjścia ma się następująco: gdzieś za X lat na Ziemi jest źle: szaleje śnieć, która zżarła już całe zboże i ochrę, a następna w kolejce jest masowo uprawiana kukurydza. Amerykański rząd się skurczył, armia przestała istnieć, różnego rodzaju agencie również. Najważniejsi są farmerzy, dzięki którym jest co włożyć do talerza. Cooper, owdowiały ex-astronauta i najlepszy pilot, jaki stąpał po tej Ziemi, a obecnie farmer i ojciec dwójki dzieci, zostanie postawiony przed najtrudniejszą decyzją w swoim życiu. Zbieg okoliczności (no, powiedzmy) sprawia, że dostanie propozycję pilotowania statku udającego się na najambitniejszą misję w historii gatunku ludzkiego - z nieliczną załogą musi wlecieć w tunel czasoprzestrzenny, który pojawił się koło Saturna, i odnaleźć po drugiej stronie dom dla nas wszystkich. No przecież!

Filmem, z którym najłatwiej porównać mi Interstellar, jest Kontakt. Jest tu bardzo podobna tematyka i klimat, długość trwania, powaga mierzenia się z pewnymi kwestiami i emocjonująco-emocjonalny finał. Oczywiście Nolan nie byłoby sobą, gdyby nie skorzystał z całej tony inspiracji maści wszelakiej, z kubrickowską Odyseją kosmiczną na czele (obu rąk nie starczy na wyliczanie podobieństw). Po obejrzeniu filmu jestem w stanie zrozumieć niechęć części krytyków do tej produkcji, choć mam trochę wrażenie, że strasznie się czepiają. Czy postacie w filmie są prosto naszkicowane? Owszem. Czy zdarza im się wygłaszać frazesy i Ważne Kwestie? A jakże. Czy scenariuszowi zdarza się być dosłownym do bólu? Tu i tam. Czy można by coś wyciąć z korzyścią dla całości? Zdecydowanie: szczególnie mam na myśli pojawiające się na początku pseudo-dokumentalne wstawki z wypowiedziami wiekowych ludzi oraz niepotrzebny epilog, którego jedynym zadaniem jest dołożenie kilku ciężarków na szalę z emocjami. Ale czy to wszystko wpływa negatywnie na odbiór Interstellar jako ambitnego, pełnego rozmachu i serca filmu fantastyczno-naukowego? Na pewno nie w takim stopniu, by wystawiać 5/10 na lewo i prawo.

Może to po prostu kwestia nastawienia? Przeczytałem kilka dalekich od optymizmu recenzji przed seansem i pewnie wewnętrznie nastawiłem się na małe rozczarowanie. A może to tych kilka naprawdę genialnych scen, na które zwracali uwagę inni, przesłoniło wady? Nie będę zdradzał zbyt wiele, jeśli napiszę, że akcji w Interstellar jest niewiele, ale jak już ma miejsce, to pazury wchodzą tak głęboko w oparcie fotela, jak na Grawitacji. Albo że Matthew McConaughey w scenie oglądania wiadomości z Ziemi jest tak wspaniały, że nawet najtwardsze męskie serce się wzruszy (a że czasami balansuje na granicy autoparodii i kojarzy się z samym sobą z reklam Lincolna, to już inna sprawa). Ewentualnie gdy potwierdzę to, co wszyscy zdążyli już przeczytać - efekt czarnej dziury i lotu tunelem jest po prostu najlepszy. Podobnie jak najlepsze są dwa wojskowe roboty - TARS i CASE - obdarzone najlepszymi liniami dialogu oraz bardzo ciekawym projektem wizualnym.

Christopher Nolan niezaprzeczalnie jest bardzo zdolnym reżyserem i potrafi mnie przekonać do swojej wizji. Interstellar podzielił widzów, a ja się czuje bardzo komfortowo po stronie jego sympatyków. Cieszę się ze świetnych zdjęć, szczególnie tych w kosmosie. Cieszę się, Hans Zimmer w końcu napisał muzykę, która nie przypomina jego ostatnich kilkunastu dokonań. Że historia rozwija się i kończy tak, jak to Nolanowie sobie wymyślili, nawet jeśli dwie tajemnice pojawiające się w trakcie są do rozwikłania na długo przed końcem filmu. Po prostu się cieszę, bo sporo czasu minęło, od kiedy oglądałem w kinie tak emocjonujący i wciągający film s-f.

Interstellar jest tylko i aż bardzo dobry, a mógł być genialny... Prawdziwy kamień milowy w rozwoju gatunku. Gdyby tylko postacie były lepiej naszkicowane, gdyby zabrać nieco tkliwości, gdyby skrócić całość. Bo zgadzam się z tym, co gdzieś przeczytałem: "science" dzięki zaangażowaniu fizyka teoretycznego Kipa Thorne'a, jest świetna. "Fiction" ma się nieco gorzej, ale i tak z czystym sumieniem mocne 8/10 :)

fsm
10 listopada 2014 - 15:50