Overwatch jest za drogi, oczywista to rzecz dla każdego. Dwieście dwadzieścia złotych za grę? Blizzard oszalał, nie wiedzą, że Polska to nie Ameryka? A, co tam Polska, cały świat narzeka – Brazylijczycy, Hindusi, nawet Kanadyjczycy. Dlaczego mam wydać na to pieniądze? Przecież obok mam darmowe Team Fortress 2, LoLa itd. Ale oczywiście gimbusy i fanboye Blizzarda to kupią i znowu normalni gracze wyjdą na tym najgorzej.
Prawda?
Serie Battlefield i Call of Duty od lat traktowane są jako bezpośrednie konkurentki, czego dowodem jest powszechne porównywanie wciąż rosnącej liczby łapek w dół pod trailerem najnowszej części FPSa Activision z bijącym rekordy popularności zwiastunem kolejnej iteracji cyklu od EA. Mało kto pamięta jednak, że rywalizacja ta zaczęła się tak naprawdę dopiero przed premierą trzeciego Battlefielda w 2011 roku i została zainicjowana przez marketingowców EA. Mocno atakowali w tamtym czasie Call of Duty, chcąc wypromować nowy dla serii „poważny”, w odróżnieniu od Bad Company, singleplayer, w stylu CoDów. Od tamtej pory gracze, nawet ci, którzy nie grywali w żaden z tytułów, podzielili się na dwa wrogie obozy. Nikt nie zwraca za to uwagi na to, jak te dwie serie w gruncie rzeczy niewiele łączy.