Jak zapewne wielu z was już słyszało, ponad połowa (a dokładnie 63%) fanów „Gwiezdnych wojen” uważa, że „Przebudzenie mocy” będzie najlepszą częścią gwiezdnej sagi. Tak, lepszą nawet od „Imperium kontratakuje”. Szaleństwo, prawda? Równie interesujące są powody tych wysokich oczekiwań. 36% osób sądzi, że wyższość „Przebudzenia” nad pozostałymi epizodami będzie polegała na… użyciu lepszych efektów specjalnych, natomiast po 25% wskazuje na bardziej interesującą historię oraz większą wierność wobec klimatu całej serii.
Zapraszam do obejrzenia video recenzji książki Claudii Gray Gwiezdne wojny. Utracone gwiazdy. Przy okazji tłumaczę w niej, czym dokładnie jest nowy gwiezdnowojenny kanon.
Chcecie wiedzieć, kto cytował Gandalfa w pierwszych szkicach scenariusza „Nowej Nadziei”? Albo kto miał wyreżyserować „Powrót Jedi”? Pewnie wszystkie te informacje możecie wyszperać w Internecie. Istnieje jednak lepsza alternatywa – większość tego rodzaju ciekawostek została zebrana w książce Charlesa Taylora „Gwiezdne Wojny. Jak podbiły wszechświat?”. Dodatkowo autor wplótł je w zajmującą historię o rozwoju gwiezdnej sagi: od pomysłów młodego Lucasa, który rysował w notatniku kosmicznych żołnierzy, do kulturowego fenomenu dalece wykraczającego poza świat filmowy. Rzecz czyta się świetnie i to nawet pomimo błędów w polskim tłumaczeniu (np. Order 66 przełożono jako „Zakon 66”, przynajmniej w wersji ebookowej).
Poniżej parodiuję najmniej udane - moim skromnym zdaniem - zarzuty pod adresem "Przebudzenia mocy". Dla jasności - nie twierdzę, że ludzie nie mają prawa krytykować filmu Abramsa. Ależ oczywiście, że mają. Tak samo jak ja mam prawo krytykowac ich krytyki, a Wy macie prawo krytykować moją krytykę tych krytyk i tak dalej.