Bycie fanem czy tam nawet fanbojem jest czymś cholernie dziwnym. To taka wersja politycznego ogłupienia, gdzie człowiek żyje w swoim własnym świecie. Jesteśmy otoczeni warstwą bezpieczeństwa w postaci przytakiwaczy, którzy są tak samo oślepieni jak my. Dzięki temu jesteśmy w stanie wmówić sobie wszystko. Prawie każdy cierpi na coś takiego ale poprzez zamknięcie się w odpowiednich kręgach nie ma świadomości, że tak jest. Czasem jednak wydarzy się coś co rozwali nasz domek z kart i nasze postrzeganie świata odmieni się o 180 stopni. W internetach takie coś nazywają red pill ( nawiązanie do filmu The Matrix). Ja podczas gry w Dynasty Warriors 9 połknąłem taką czerwoną pigułkę. Czy jest jakiś sposób żebym powrócił do wirtualnej rzeczywistości, gdzie wszystko jest cacy?
Nie określiłbym się mianem rozsądnego człowieka. W końcu marnuję czas na gierki i podobne pierdoły. Zawsze uważałem, że mam w miarę zrównoważone poglądy i moje opinie są w miarę wyważone. Ma świadomość, że każdy oszołom o koszmarnych poglądach myśli tak o sobie. Ja jednak byłem na 100% przekonany o swojej obiektywności. W każdym razie odpalenie Dynasty Warriors 9 zmieniło całą moją rzeczywistość.
Od lat jestem fanem cyklu Musou. Lubię tez inne japońskie gierki i zazwyczaj staram się dostrzegać pozytywy w produkcjach z kraju Kwitnącej Wiśni. Mam w zwyczaju z góry zakładać, że twórcy gier starają się robić jak najlepszą robotę a niedociągnięcia i błędy to wypadki przy pracy. Często zatrzymuje się i zastanawiam nad różnicami kulturowymi i kwestiami, które pozwalają wytłumaczyć takie a nie inne elementy pewnych gier. Do czego z tym wszystkim zmierzam?
Otóż przez długi czas podchodziłem do gier, zwłaszcza tych tworzonych w Japonii z optymistycznym nastawieniem. Drobna krytyka swoją drogą ale wierzyłem, że każdemu w branży gier przyświeca ten sam cel – stworzenie produktu, który zadowoli graczy. W wraz z nadejściem epoki, DLC, mikrotranskacji i lootboxów moja opinia ulegała pewnej korekcie. Wolałem jednak widzieć szklankę do połowy pełną.
Dynasty Warriors 9 zmieniło to nastawienie. Pierwszy raz gra po prostu złamała mi serce. W przeszłości miałem do czynienia z zawodami powiązanymi z grami wideo. Metal Gear Solid 4 nie wgniotło mnie w fotel tak jak poprzednie odsłony serii, GTA V było tylko dobre a Resident Evil 6 reprezentowało wszystko co złe w „globalizacji horrorów”. Najnowsza odsłona cyklu Musou to jednak ten moment, kiedy poczułem, że ktoś ze mnie zakpił. Ktoś zrobił sobie jaja ze MNIE. Nie chodziło już o komentowanie EA i tego jak traktuje fanów swoich durnych gier sportowych i fanów strzelania z laserowego pistoleciku. Tym razem to ja zostałem ofiarą jakiegoś przekrętu.
Nie chodzi tu tylko o to, że Dynasty Warriors 9 nie spełniło olbrzymich oczekiwań. To jest raczej nagminne bo jako gracze mamy tendencję do wyobrażania sobie czegoś nieosiągalnego. Nie chodzi nawet o to, że Omeg Force w jakiś sposób stworzyło kiepską grę. Takie rzeczy się zdarzają. To co mnie zabolało to fakt, że finalny produkt jest ewidentnie popsuty i nie nadaje się do niczego. Ktoś jednak zdecydował, że fani i tak to kupią.
Dynasty Warriors 9 to jedna wielka kupa, która poziomem wykonania przypomina szmelce z Early Acces, które swój rodowód mają w crapach z telefonów z systemem Android. Innymi słowy tandeta do kwadratu, której powinien wstydzić się każdy. Z początku myślałem, że to ambitny produkt, który nie wypalił. Twórcy chcieli zrobić coś nowego, unikatowego i po drodze coś poszło nie tak. Kolejne godzin gry i dziesiątki napotkanych bugów sprawiły, ze zdałem sobie sprawę, że tak nie było. Skrajna niekompetencja byłaby dopuszczalnym wytłumaczeniem, gdyby nie to że studio ma za pasem kilkadziesiąt gier, w tym produkcje z (mniej lub bardziej ) otwartym światem. Tutaj po prostu ktoś napluł mi w twarz i próbował wmówić, że to jakieś perfumy.
Czy mam dowód na to, że cała sprawa jest jednym wielkim przekrętem i żerowaniem na fanach Musou? Nie. Mam jednak prawo przypuszczać, że coś jest nie tak. Wystarczy rzuić okiem na kilka produkcji stworzonych przez Omega Force przed wydaniem DW9. Berserk, Attack on Titan, Samurai Warriors: Sanda Maru czy Dragon Quest Heroes 2 to solidne tytuły z przyzwoitą oprawa graficzną. Kazda z tych gier wygląda znacznie lepiej od najnowszych Warriorsów. Dodatkowo żadna z tych gier nie jest nawet w jednej szesnastej tak zbugowana jak „nowa jakość w serii Dynasty Warriors”. Przypadek czy celowe działanie twórców? Nie chodzi już nawet o to, że Omega Force ewidentnie tworzy lepsze produkcje gdy kasę wykłada Square Enix, Bandai Namco czy ktokolwiek kto nie ma słowa Tecmo w nazwie swojej firmy. Różne firmy mogą pozwolić sobie na budżety na gry. Jednak jeśli najnowsza produkcja z konkretnej serii wygląda i działa gorzej od każdej z wcześniejszych iteracji to coś na serio jest nie tak.
Może byłbym w stanie przyjąć wytłumaczenie, że to ambitny produkt, który po prostu nie wypalił. Jednak ponownie muszę zwróci uwagę na to, że każdy element gry jest skopany, niedopracowany lub pełen błędów. Rozgrywka, mechanika, oprawa graficzna i dźwiękowa leżą i kwiczą. To nie może być przypadek. Jeśli dodamy do tego tendencję Koei Tecmo do oszczędzania na serii Musou to moja teoria o celowym dostarczeniu kiepskiego produktu staje się coraz bardziej prawdopodobna. W końcu nie ma sensu się przepracowywać jeśli fani i tak kupią każdą tandetę. Za kilka miesięcy wyda się poprawioną wersję z podtytułem Extreme Legends i wszystko wróci do normy.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że przekręt częściowo się udał. Dość wysokie oceny crapa serwowane przez mniejsze i większe portale jest samo w sobie dość podejrzane. Czyżby ci ludzie odpalili grę tylko na pierwsze 30 minut i stwierdzili, że jest ona podobna do poprzedników i na podstawie tego zaczęli pisać recenzje? Recenzje są jednak przedstawieniem subiektywnej opinii, więc zawsze będą z nimi jakieś problemy. Każdy ma prawo do własnego zdania i tak dalej. To co mnie na serio zdziwiło to powstanie grupek fanatyków atakujących jakąkolwiek krytykę gry. Bagno jakim jest internet i wartość intelektualna komentarzy pod filmikami na YouTube to oczywista kwestia. Nie spodziewałem się jednak takiego grona osób broniących tej gry i ataków na każdego kto ma czelność skrytykować Koei Tecmo.
Wyżaliłem się dostatecznie i teraz z sercem pełnym nienawiści do gier mogę zabrać się za krytykowanie wszystkiego co wpadnie mi w łapy. Tak na serio jestem zbyt leniwy żeby kogokolwiek i cokolwiek nienawidzić. Dlatego za jakieś 5 minut wrócę do swojej tradycyjnej bylejakości. Puki mam jednak siłę do refleksji to naszło mnie coś niezwykle oczywistego. Może jestem głupi ale trochę dziwnie zdać sobie sprawę, że są ludzie, którzy mają cie gdzieś i chcą tylko zarobić na twojej pasji, zamiłowaniu czy wierze w jakąś sprawę. Dla nich na serio nie liczy się nic poza szmalem. Tym stwierdzeniem ponownie odnoszę się do nie tylko do gierek ale i całego, brudnego świata polityki, gdzie opozycje i koalicje rządzące wykorzystują nas do swoich gierek. Tomek na prezydenta 2025!