Anime Corner #23 - squaresofter - 21 lutego 2018

Anime Corner #23

Dawno nie pisałem nic o anime, które oglądam, ale doszedłem do wniosku, że nie mogę przecież rozpaczać do końca życia po bardzo smutnym finale Anohany i wypadałoby wrócić do cyklu, którym kiedyś się już zajmowałem w innych miejscach w internecie. Nie samymi grami człowiek żyje, a skoro znajomi wciąż podsuwają mi tytuły nowych serii postanowiłem napisać w kilku zdaniach o tym co aktualnie oglądam. Kto wie, może i Wy polecicie mi coś ciekawego? Co oglądam ostatnio? Tym razem będzie to klasyk o nocnych wyścigach ulicznych Initial D, drugi sezon Overlorda, opowiadający o fikcyjnym świecie fantasy oraz Konosuba, która jest parodią wszystkich anime z miejscem akcji umieszczonym w takich właśnie światach. W Anime Cornerze opisuję swoje wrażenia z konkretnych anime, więc nie zdziwcie się, jeśli rozbiorę w którymś z jego odcinków konkretne sceny na czynniki pierwsze.


Overlord II (2018r.)

Długo przyszło czekać fanom Overlorda na jego kontynuację. Perypetie Ainza Ooala Gowna i jego podwładnych w grze komputerowej bardzo przypadły mi do gustu. Za wielką zaletę tej serii uznaję bardzo dobre projekty bohaterów, idealnie pasujące do jakiejś gry fantasy, widowiskowe potyczki oraz humor, który nieraz sprawił, że zrywałem boki ze śmiechu. Dlatego bardzo się zdziwiłem, że pierwsze odcinki drugiej serii Overlorda przypominają raczej program przyrodniczy pt. Z kamerą wsród jaszczurek aniżeli anime, które polubiłem. Zamiast kolejnych scen zazdrości z Shalltear i Albedo w rolach głównych, popisów retorycznych Demiurge oraz potężnych zaklęć o sile rażenia zdolnej zrównać z ziemią dowolną wioskę otrzymałem historię jaszczurzych klanów, opatrzoną scenami biesiad, spacery na hydrze, ohydne przypadki kanibalizmu i inne głupoty. Na szczęście kilku przedstawicieli jaszczurzej rasy polubiłem od razu, więc nawet się do nich przyzwyaczaiłem, ale od Overlorda oczekuję fabuły skupiającej się na gildii Nazarick, zuchwałych aktów nekromancji ze strony jej szefa, robienia krzesła za karę z jednej z podwładnych protagonisty, czy dziur w scianie, które "przez przypadek" zrobiła Albedo.

Kolejny arc jest mroczniejszy. Półświatek, handel narkotykami, burdele, skrytobójcy, słabi ludzie narzekający na swoją niemoc i inne mroczne sekrety to jest coś co powinno stanowić osnowę tej historii. Nie mogę się doczekać co stanie się dlaej z Sebasem i nie ukrywam, że chcę zobaczyć jak się wykaże i stanie w obronie swoich wartości oraz bliskich.

Koniec końców uważam, że warto było czekać na kontynuację Overlorda, bo Madhouse stanęło na wysokości zadania i stworzyło kolejną już animację, która robi wrażenie poziomem swojego wykonania. Szkoda tylko, że za jakieś dwa miesiące znów przyjdzie mi czekać ze trzy lata na kolejną część tej absorbującej opowieści. Jeszcze dzisiaj miałem kilka zaległych odcinków do obejrzenia a teraz muszę czekać cały tydzień na następny.


Kono Subarashii Sekai ni Shukufuku wo! (2016r.)

Konosuba jest antytezą wszystkich anime, które za miejsce akcji obrały sobie świat gry mmo, czyli takich jak przykładowo Overlord. Jej głównym bohaterem jest NEET Kazuma, czyli piwniczak, który ani nie pracuje, ani się nie uczy, tylko gra w gry komputerowe. Spotyka on boginię Aquę, która brzydzi się takimi nolife'ami, ale że jest boginią, to musi podarować mu jakiś specjalny prezent, jak każdemu innemu graczowi, który udaje się do świata wykreowanego w świecie gry wideo. Protagonista nie jest przystojny, nie jest popularny i bogaty, ale na szczęscie dla nas jest złośliwy, więc postanawia zadrwić z tej, która drwi z innych i jako swój prezent w drodze do innego świata wybiera właśnie nią. Młodą boginię ogarnia rozpacz, ale nie oszukujmy się bez jej nieporadności i ciągłego świecenia tyłkiem przed widzem nie byłoby tej komedii.

Kolejną bohaterką jest czarodziejka Megumin, która upodobała sobie magię wybuchową. Ona nie zastanawia się nad tym jaki ustrój polityczny jest najlepszy dla ludzi, nad tym czym jest sprawieliwość, nad tym czy Atlantyda kiedyś istniała i nad tym czy Homerowi wolno było pisać te wszystkie przykre rzeczy o bogach, których wymyślił. To bardzo prosta dziewczyna. Jeśli coś jest w zasięgu jej wzroku, to chce to wysadzić, zupełnie nie licząc się z kosekwencjami swoich czynów. Ot, i cała filozofia. Prowadzi to do wielu komicznych sytuacji. Wyobraźcie sobie niewinne spacery głównego bohatera i potężnej czarodziejki, które kończą się codziennymi bombardowaniami opuszczonego zamku za pomocą eksplozji. Niby nic niezwykłego. Dziewczyna musi się przecież jakoś wyszaleć. Gorzej jest wtedy, gdy okazuje się, że ów zamek wcale nie był opuszczony. Mieszkał tam potężny jeździec bez głowy, który za karę rzuca klatwę na Darkness, kolejną bohaterkę Konosuby. Przedstawicielka klasy krzyżowca, do której przynależy powinna rozpaczać, gdyż został jej po tym fakcie tydzień życia. Trzeba Wam jednak wiedzieć, iż owa nieustraszona wojowniczka nie boi się śmierci i choć nie potrafi trafić nikogo w walce, to uwielbia być poniżana, znieważana, poniewierana, bita, obdzierana z ubrania itd. Każdy ma swoje fetysze a przecież wiadomo, że żadna dobra drużyna nie obejdzie się bez zakutej w zbbroję masochistki.

Z początku możemy wziąć Konosubę za kolejne anime fantasy jak wszystkie inne. Nic bardziej mylnego. Główni bohaterowie ledwo wiążą koniec z końcem. Aqua, która była boginią w nowym świecie jest kompletnie bezużyteczna. Kazuma marzy o spokoju a musi się codziennie użerać z bandą idiotek a i sam swoim nieprzemyslanym zachowaniem doprowadza do sytuacji, w których nawet okazałe zwycięstwa w walce z potężnym oponentem kończą się koniecznością zapłaty za zniszczenia wywołane przez jego drużynę. Przez co wszyscy popadają w długi i muszą brać kolejne misje do wykonania. Kto wie co się może na nich stać? Nawet wtedy kiedy wszystko idzie jak z płatka ktoś może skończyć w klatce, z traumą do końca życia albo pokryty śluzem ogromnych ropuch.

Uwielbiam gagi w tym anime oraz dialogi, w których z pozoru niewinna i niezbyt pewna siebie dzieczyna leje po mordzie rozmówcę, bo wpędził ją w długi i wymusza na nim oddanie gotówki, z której trzeba będzie pokryć szkody, żądając oczywiście wiecej niż trzeba.

Polecam tą serię każdemu kto lubi się pośmiać. Za stwierdzenie, że Konosuba jest lepsza od RE Zero jeden z moich kolegów nazwał mnie kiedyś krętaczem. A może to z innego powodu? Nieważne, przejdźmy dalej. 


Initial D: First Stage (1998r.)

Nie planowałem oglądać tej serii. Swoim zwyczajem przeglądałem MyAnimeList w poszukiwaniu jakichś nowych anime, które miały premierę w tym roku, żeby pogadać z innymi animemaniakami o czymś nowym, ale zawsze zastanawiało mnie co to jest to Initial D? Obejrzałem z ciekawości opening, potem kilka odcinków i w życiu nie spodziewałbym się, że anime poświęcone nielegalnym nocnym wyścigom tak mnie wciągnie.

Po kresce od razu widać, że mamy tu do czynienia z czymś, co powstało dwie dekady temu. Takumi jako protagonista jest nudny jak flaki z olejem. Podobało mi się, że na początku udawał przed kolegami kogoś kto zupełnie nie zna się na motoryzacji, ale kiedy wszystko wyszło na jaw,  to czar prysł i w każdym nowym segmencie tej historii wszystko odbywa się jak w najgorszych shounenach. Znajomi głównego bohatera dostają bęcki a on potem mści się na winowajcy całego zamieszania. Tu jest podobnie. Oglądanie kilka razy pod rząd jak ten niepozorny na pierwszy rzut oka pracownik stacji benzynowej ośmiesza kolejnych samochodowych wymiataczy jest przewidywalne i męczące, podobnie jak brak umiejętności prowadzenia wozu przez jego znajomych.

Co więc sprawia, że oglądam dalej Initial D? Klimat, klimat  i jeszcze raz klimat. To naprawdę niesamowite, że Japończycy wzięli popularne samochody z lat dziewięćdziesiątych takie jak Toyota Corolla, Honda Civic, Mazda RX-7, Volkswagen Golf i inne i zrobili z tego tak rajcowną serię. Oglądanie tych wszystkich wyścigów przy akompaniamencie eurobeatu bardzo szybko wpadającego w ucgo widza nadaje temu animowanemu serialowi samochodowemu niezwykłą aurę. 

Codzienność Takumiego i jego kolegów koncentruje się na rozmowach o samochodach i na randkowaniu, ale prawdziwa zabawa zaczyna się jak ktoś z innego gangu obrazi kogoś z otoczenia głównego bohatera i zaczyna się kolejny wyścig. Ciężko mi uwierzyć w to, że przeszło dwie dekady temu mieszkańcy z Kraju Kwitnącej Wiśni potrafili zrobić nie tylko tak przełomową grę jak Gran Turismo, ale wzięli co bardziej rozpoznawalne bryki w tamtych czasach i zrobili anime, które wyprzedziło te wszystkie bardziej znane NFSy Undergroundy oraz Szybkich i Wściekłych. 

Gdy słyszę te wszystkie utwory muzyczne towarzyszące kolejnym zakrętom branym z poślizgiem oraz gdy patrzę na celowe opóźnianie momentu hamowania, żeby dogonić oponenta, to przypomina mi się Kapitan Jastrząb, w którym bohaterowie zawsze wyjaśniali sobie wszelkie różnice na boisku piłkarskim. Tu jest tak samo, tylko wszystko odbywa się nocą, na japońskich szosach.

Może i autorzy tego cyklu nie mieli pieniędzy, żeby wykupić licencję na samochody użyte w ich historii, ale ciężko się nie domyślić, że jak ktoś mówi o samochodzi Civic, to ma na myśli Hondę. Initial D to hołd oddaney motoryzacji i nawet pomimo swoich wad potrafi przyciagnąć widza do ekranu i dalszego śledzenia losów głównych bohaterów. Są ludzie, którzy przekreślają anime sportowe z automatu. Ja wolałem sprawdzić coś nowego i absolutnie tego nie żałuję. 


To tyle z mojej strony. Jesli chcecie dodać coś od siebie, to nie krępujcie się. 

squaresofter
21 lutego 2018 - 21:40