Jestem już starym człowiekiem. Łupie mnie w kościach, kręgosłup nie ten i nie mogę jeść nic po północy, bo zamienię się w toaletowego potwora. Z powodu mojego podeszłego wieku pamiętam dawne czasy, gdy granie na konsoli było proste i przyjemne. Wystarczyło włożyć płytkę do czytnika i katować przez całą noc. Teraz sytuacja jest kompletnie inna.
Nie jestem fanbojem PlayStation. Jasne uważam, że PS2 jest prawdopodobnie najlepszą konsolą w historii, ale to głownie efekt jakości survival horrorów i gier RPG dostępnych na ten system. Nie jestem więc ślepcem, który widzi wyłącznie zalety japońskiej korporacji. Dlatego mogę sobie pozwolić na odrobinę narzekania jak Sony traktuje swoich fanów. Dokładniej jak ktoś w tej korporacji robi sobie jaja z fanów Forbidden Siren.
Branża gier wideo to jedno wielkie szambo, w którym od czasu do czasu pojawi się jakiś smaczny kąsek. Mniam, pyszniutki torcik wiedeński wykonany przez mistrzów. Tylko czemu kasjer, któremu mam płacić przed podaniem mi produktu wkłada go do toi toia? No i jeszcze „dziennikarze” growi, którzy tak sprawnie kopiują gotowe wiadomości prasowe i wychwalają gierki otrzymane wraz z promocyjnymi ręcznikami, klapkami. Ach jak ja lubię tuby propagandowe i speców… Zaraz, zaraz co ja wypisuję. Mój pierwszy narzegracz w wersji 2k19 miał zająć się czymś poważniejszym niż smęty twitterowego Tomka, którego bolą cztery litery bo Sony nie chce mi, tfu mu podesłać promki z bonusową zdrapką PSN. Tym razem postanowiłem po przynudzać o dziadowskiej praktyce jaką jest wprowadzanie mikrotransakcji do gierek trochę po premierze.
„By pokazać Ci jak masz żyć tu jest klif:
Bierz co chcesz i nie patrz czy to źle czy nie„
Ciągle słyszę pitolenie o tym, że gry wideo są sztuką. Ludzie próbują mi wmówić, że nie ma wielkiej różnicy pomiędzy filmem, rzeźbą, obrazem, książką a gierką na PlayStation 4. W końcu we wszystkich przypadkach ktoś musi się wykazać artyzmem i innymi pierdołami. Moją odpowiedzią na takie bzdety jest puknięcie się w głowę. Gry wideo są taka samą sztuką jak porno kamerki, gdzie roznegliżowane dziewczyny i chłopaki machają genitaliami by naciągnąć frajerów na talary.
Bycie fanem czy tam nawet fanbojem jest czymś cholernie dziwnym. To taka wersja politycznego ogłupienia, gdzie człowiek żyje w swoim własnym świecie. Jesteśmy otoczeni warstwą bezpieczeństwa w postaci przytakiwaczy, którzy są tak samo oślepieni jak my. Dzięki temu jesteśmy w stanie wmówić sobie wszystko. Prawie każdy cierpi na coś takiego ale poprzez zamknięcie się w odpowiednich kręgach nie ma świadomości, że tak jest. Czasem jednak wydarzy się coś co rozwali nasz domek z kart i nasze postrzeganie świata odmieni się o 180 stopni. W internetach takie coś nazywają red pill ( nawiązanie do filmu The Matrix). Ja podczas gry w Dynasty Warriors 9 połknąłem taką czerwoną pigułkę. Czy jest jakiś sposób żebym powrócił do wirtualnej rzeczywistości, gdzie wszystko jest cacy?
W dniach gdy pod moim 20 calowym kineskopowym telewizorem leżał szaraczek Resident Evil było wspaniałe. Teraz gdy w domach mamy płaskie telewizory i super konsole Biohazard jest raczej traktowane niczym kino klasy b. Seria jakoś tam sobie radzi ale do czasów RE4 nie ma startu. Premiera Resident Evil HD Remaster sprawia, że zaczynam się martwić o przyszłość cyklu. Obawiam się że ten odgrzewany kotlecik to tylko dowód, że cykl o zombiakach jest już tylko stęchłym kawałkiem mięsa.
Pewnego dnia grałem sobie z moją (podobno) lepszą połówką. Nieszczęściem było to, że zdecydowałem się odpalić któraś tam z kolei część Soul Calibur. Jedna z bohaterek tej produkcji (Ivy) może walczyć w stroju z powyższego obrazka. Dziewczyna zapytała się mnie kto jest na tyle zboczony, żeby chciał oglądać roznegliżowane wirtualne panienki. Odpowiedziałem że Japończycy bo jak przystało na typową Koreankę, moja dziewczyna nie darzy sympatią Kraju Kwitnącej Wiśni. Kilka chwil później partnerka zaproponowała mi pozbycie się wszystkich gier, gdzie na okładce nie ma Mario. Historyjka ta nie ma żadnego specjalnego przesłania. Po prostu ciesze się, ze tego dnia nie odpaliłem Dead or Alive. Dodatkowo zdarzenie to przypomniało mi się gdy usłyszałem o cenzurze w pewnej grze na Wii U.