Jednym z najciekawszych fenomenów w dzisiejszych czasach jest pokazywanie tego, że nowe gry komputerowe są okropnie brutalne i nie mają w sobie już nic z niewinności. Prawda jest taka, że nigdy nie miały. Cofnijmy się do początków – Fallout, Blood, Doom to były gry, które wręcz krzyczały: „Kochamy krew i dzieciobójstwa!”.
Zauważyliście tendencję ostatnich lat do zbliżania tego, co widzimy na ekranie, do podobnych prawdziwemu światu sytuacji? Odwzorowanie rzeczywistych ruchów ciała ludzkiego, naturalne reakcje, bolączki śmiertelnych i samochody w GTA IV, które nie posiadają pasów bezpieczeństwa przez co przy kolizji wypadamy przez szybę, jak prawdziwe ofiary wypadków. Mamy coraz więcej fizyki i kalki cielesnego świata w grach. Co jeśli w końcu granica między wirtualnym a prawdziwym się zatrze? Co w takiej sytuacji dostaniemy?
Z pamiętnika Turbogeeka, czyli blog o grach z różnej perspektywy. Myślę, że taki opis najlepiej określa to co tutaj będę publikował. Dlaczego księżniczkę ciągle przenoszą do innego zamku? Dlaczego Master Chief nie ma twarzy, tylko drugi hełm pod spodem?