Komiksy „Kaczor Donald” pokochałem w wieku siedmiu lat, bo były to pierwsze obrazkowe historie na jakie trafiłem. Potem je znienawidziłem stwierdziwszy, że budują płytki, infantylny obraz komiksowego medium. Dziś wracam do nich za sprawą najbardziej uznanych twórców jak Don Rosa czy Carl Barks, bo wiem, że jak w każdej legendzie tkwi ziarno prawdy, tak w morzu słabizny trafi się niejedna cenna perła.
W listopadzie Egmont zrobił fanom Disneya ogromny prezent. 30-tomową kolekcję Barksa rozpoczął z rozmachem wydając od razu 2 pierwsze tomy. Kolekcja bazuje na norweskiej: "Carl Barks' Andeby"
Kilka dni temu pomyślałem, że dobrze będzie odświeżyć sobie niektóre książki i komiksy, które czytałem w dzieciństwie. Wśród nich znalazł się, chyba już dziś nieco zapomniany, numer specjalny "Kaczora Donalda" z 2000 roku, pt. "Życie i czasy Sknerusa McKwacza". Szczerze mówiąc, to po trzynastu latach niewiele już z niego pamiętałem, chociaż swego czasu stawiałem go na pierwszym miejscu wśród wszystkich historii związanych z Kaczogrodem. Po komiks sięgnąłem dość niepewnie (nie chciałem psuć pięknych wspomnień) i... wsiąknąłem po uszy.
Historia rozpoczyna się w połowie XIX wieku, w szkockim Glasgow, w którym mieszkają jedni z ostatnich przedstawicieli starego rodu McKwaczów. Niewiele już pozostało z dawnej potęgi w tym niegdyś możnym klanie: średniowieczny, zadłużony i opuszczony zamek, położony kilka kilometrów od miasta oraz przylegający do niego cmentarz, przedmioty odwiecznej walki sądowej McKwaczów z Wiskervillami. Starzy McKwaczowie widzą tylko jedną szansę na powrót do dawnej chwały – wychowanie młodego Sknerusa na kaczora, który z podniesionym dziobem stawi czoła wszystkim przeciwnościom świata, spłaci długi i zapoczątkuje nowy okres świetności rodu. W tym celu nieopierzony jeszcze "Sknerusik" zaciąga się jako palacz na statek płynący do Ameryki, by tam odnaleźć swego stryja Angusa i zacząć nowe życie...