DC Comics męczyło się z realizacją Ligi Sprawiedliwości, aż w końcu dopięło swego - obraz wchodzi na ekrany kin i ma dużą szansę na solidny zarobek. Po drodze nie obyło się bez problemów - liczne dokrętki, prace w ukropie podczas montażu, przekraczane budżety oraz słaba kampania reklamowa (Panowie producenci, ukrywać Supermana też trzeba umieć!) nie zwiastowały niczego dobrego. Tym bardziej, że przy tytule dłubało 2 reżyserów. A jak jest w rzeczywistości?
Nie jest tak źle i fani uniwersum powinni się uspokoić. O blamażu rodem z Batman v Superman nie ma tym razem mowy. Nie oznacza to jednak, że Liga Sprawiedliwości jest tym, na co czekaliśmy.
DC bardzo chciałoby mieć swoje własne, piękne, rozwinięte kinowe uniwersum. Chwalone przez krytyków i hołubione przez widownię. Niestety na razie próby jego stworzenia to festiwal błędów i pomyłek. Choć trzeba przyznać, że „Wonder Woman” przyniosła włodarzom DC pewne światełko nadziei. Czemu dotychczasowe filmy poniosły porażki, czemu film o wojowniczej Amazonce ponieść jej nie musi i czy uniwersum DC ma szansę na harmonijny rozwój?
Przykro mi. Naprawdę mi przykro - wychodząc z kina, z przedpremierowego pokazu Wonder Woman, czułem się po prostu przygnębiony. Nie dlatego, że DC po raz kolejny zaprzepaściło szansę na dobry film o superbohaterach, bo tym razem jednak wyszło im nad wyraz dobrze, ale dlatego, że wyjątkowo zżyłem się i uwierzyłem w chemię między postaciami, a nie wszystkie dotrwały do końca. Wonder Woman to dobre, superbohaterskie kino - czasem przepełnione patosem wywołującym uczucie politowania, czasem niepotrzebnie się dłużące, ale koniec końców wyjątkowo satysfakcjonujące i przywracające wiarę w filmowe uniwersum DC. Czy warto pójść do kina, aby zobaczyć Wonder Woman?