Są pewne serie gier w przypadku których się spóźniłem. Romance of the Three Kingdoms jest tego dobrym przykładem. Moim pierwszym kontaktem z serią była recenzja 8 odsłony na PlayStation 2, która pojawiła sie w PSX Extreme. Tytuł mnie zaintrygował i polowałem na niego przez sporo czasu. W końcu udało się wyrwać i stałem się fanem. Miałem nawet okazję recenzować kilka z następnych odsłon cyklu. Jednak 8 pozostanie w moim sercu jako pierwszy kontakt z tym wybornym cyklem strategii. Dlatego ucieszyła mnie informacja, że tytuł powraca za sprawą Romance of the Three Kingdoms 8 Remake.
Wspominałem o tym wiele, wiele razy, ale interesują się historią różnych krajów azjatyckich. Obok Chin i Korei to właśnie Japonia jest moim oczkiem w głowie. Zwłaszcza okresy konfliktów które kształtowały kraj i postacie wybijające się w najtrudniejszych momentach. Nobunaga Oda to jedna moich ulubionych postaci historycznych z Kraju Kwitnącej Wiśni. Człowiek, który dla taktycznej przewagi w początku swojej politycznej i militarnej kariery udawał głupka by w kilka lat później podbić prawie cały kraj i zrewolucjonizować japońską sztukę wojenną, jest fascynująca postacią. Moja mini obsesja Nobunagą sprawiła, że niczym ćma do ognia pędzę do każdej gry z udziałem Ody. Teraz w moje ręce trafiło Nobunaga's Ambition: Awakening. Będzie jazda.
Niewiele gier pozwala na odwrócenie losów II Rzeczpospolitej przed, w trakcie i po II wojnie światowej. Seria Hearts of Iron między innymi właśnie dlatego szybko zaskarbiła sobie moje serce i pożarła prawdopodobnie kilkaset godzin życia, że alternatywnym scenariuszom otwiera furtkę, jeśli tylko gracz ma pomysł na ich zrealizowanie. Najnowsza odsłona cyklu, Hearts of Iron IV, wyniosła te możliwości na jeszcze wyższy poziom, choć po rozegraniu kilku kampanii nie mam wątpliwości, że czwórce, mimo wydania dwóch patchów od czerwca, do ideału jest niestety daleko.