20 lat to dla kinematografii sporo czasu. Moda się zmienia, technologia się zmienia, publiczność też się zmienia. Spec od kina katastroficznego, mistrz wysadzania znanych budynków w powietrze, Roland Emmerich, wraca z kontynuacją produkcji, która dwie dekady temu wyniosła go na hollywoodzki szczyt. Czy Dzień Niepodległości: Odrodzenie ma szansę powtórzyć sukces poprzednika? Czy film o kolejnej inwazji kosmitów jest w ogóle komukolwiek potrzebny?
Odpowiadając krótko: nie i nie. Dzień Niepodległości z 1996 roku to wielki film. Może niespecjalnie dobry, pełen scenariuszowych idiotyzmów, zbyt nadmuchany, ale przy tym szalenie rozrywkowy i wyznaczający pewne standardy. Bardzo lubię tę produkcję i okazjonalnie (dzięki nieśmiertelnej telewizji ze słoneczkiem w logo) do niej wracam bez poczucia żenady. Mając na uwadze takie hasła jak "wybuchy", "kosmici", "Ameryka", "bardziej", "więcej", "zabawa" i "niczego tu nie można traktować serio" zasiadłem w kinowym fotelu i przeżyłem nowy Dzień Niepodległości, by teraz zdać Wam z niego raport.
Tytuł tekstu jest oczywiście nieco na wyrost, bowiem wszystkie poniżej opisane filmy są tylko potencjalnymi hitami, i to raczej kasowymi niż artystycznymi. Ale przecież lato to w USA okres wypuszczania na ekrany tych największych, najdroższych i długo oczekiwanych filmów, pozwoliłem więc sobie stworzyć listę 11 produkcji spod znaku "duży budżet, znane nazwiska", które nawiedzą polskie kina w okresie czerwiec-sierpień. Zapnijcie pasy, załóżcie okulary 3D i wyrzućcie za okno uprzedzenia - oto kinowa rozrywka bez pretensji do bycia czymkolwiek więcej.
Wojownicze żółwie ninja: Wyjście z cienia
1.06.2016