Filmowe uniwersum DC od samego początku średnio działało jako współdzielony świat. Zeszłoroczny kontrast między fajną Wonder Woman a kulawą Ligą Sprawiedliwości pokazał to najlepiej. Jedyny tegoroczny film dumnie prezentujący animowane logo DC we wstępie kroczy ścieżką wytyczoną przez najsilniejszą z Amazonek - Aquaman lichymi włoskami połączony jest z szerszym uniwersum i działa najlepiej jako osobne dzieło. Pod pewnymi warunkami.
Te warunki to: nie tęsknicie za pseudo-realistycznym podejściem do komiksu, macie gdzieś powagę i mrok, doceniacie zwiększoną dawkę durnowatości, chcecie oglądać fajne obrazki i nie skupiać się na fabule. Wtedy będzie dobrze. Wtedy Aquaman wskoczy na podium wśród wszystkich filmów w DC Extended Universe.
Fani horroru powinni być zadowoleni - od pewnego czasu trwa renesans tego gatunku i pojawia się naprawdę sporo wartych uwagi produkcji. Wcześniej tak dobrze było chyba tylko w latach 80-tych i na przełomie XX i XXI wieku, gdy japońskie straszenie podbijało światowe rynki. James Wan to jeden z najbardziej doświadczonych i zasłużonych twórców współczesnego horroru. Ma na swoim reżyserskim koncie m.in. pierwszą Piłę, dwie części Naznaczonego i bardzo dobrze przyjętą Obecność (a jego portfolio jako producenta jest jeszcze bardziej okazałe). Teraz do kin zawitała Obecność 2, a mi miło jest donieść, że jeszcze nie ma mowy o żadnym spadku formy.
Na samym wstępie pragnę zaznaczyć, że nie trzeba znać poprzedniej części, by docenić Obecność 2, bowiem twórcy wszystkie potrzebne klocki rozrzucają w obrębie fabuły tego filmu (inna sprawa, że "jedynka" jest na tyle solidną produkcją, że warto ją nadrobić). Wystarczy Wam zamiłowanie do nagłych, głośnych wybuchów straszenia (tzw. jump-scare'y w filmie się pojawiają, a jakże), które pozwolą tym bardziej docenić wszystkie te mniej oczywiste zagrywki, jakich Wan w swoim filmie umieścił całkiem sporo.