Recenzja filmu Obecność 2 - gratka dla fanów horroru - fsm - 21 czerwca 2016

Recenzja filmu Obecność 2 - gratka dla fanów horroru

Fani horroru powinni być zadowoleni - od pewnego czasu trwa renesans tego gatunku i pojawia się naprawdę sporo wartych uwagi produkcji. Wcześniej tak dobrze było chyba tylko w latach 80-tych i na przełomie XX i XXI wieku, gdy japońskie straszenie podbijało światowe rynki. James Wan to jeden z najbardziej doświadczonych i zasłużonych twórców współczesnego horroru. Ma na swoim reżyserskim koncie m.in. pierwszą Piłę, dwie części Naznaczonego i bardzo dobrze przyjętą Obecność (a jego portfolio jako producenta jest jeszcze bardziej okazałe). Teraz do kin zawitała Obecność 2, a mi miło jest donieść, że jeszcze nie ma mowy o żadnym spadku formy.

Na samym wstępie pragnę zaznaczyć, że nie trzeba znać poprzedniej części, by docenić Obecność 2, bowiem twórcy wszystkie potrzebne klocki rozrzucają w obrębie fabuły tego filmu (inna sprawa, że "jedynka" jest na tyle solidną produkcją, że warto ją nadrobić). Wystarczy Wam zamiłowanie do nagłych, głośnych wybuchów straszenia (tzw. jump-scare'y w filmie się pojawiają, a jakże), które pozwolą tym bardziej docenić wszystkie te mniej oczywiste zagrywki, jakich Wan w swoim filmie umieścił całkiem sporo.

Obecność 2 otwiera się sekwencją archiwalnego śledztwa Eda i Lorraine Warrenów - oglądamy słynną sprawę nawiedzonego domu w Amityville. Scena jest krótka, treściwa i klimatyczna. Dobrze wprowadza w atmosferę filmu i jasno nakreśla rolę głównych bohaterów serii. To chrześcijańscy pogromcy duchów, którzy naprawdę są w stanie nawiązać kontakt z drugą stroną. Na podstawie swojej pracy są w stanie wygłaszać bardzo popularne wykłady, są gośćmi gazet i programów telewizyjnych. Gdy więc w londyńskim Enfield dochodzi do dziwnych zdarzeń terroryzujących samotną matkę i jej czwórkę dzieci, wieści docierają w końcu do Warrenów, a początkowo rozbita na dwa wątki historia staje się całością.

James Wan prowadzi widza dwutorowo. Z jednej strony obserwujemy wątpliwości, jakich Lorraine Warren nabawiła się po serii niepokojących wizji i to, w jaki sposób nietypowe zajęcie wpływa na życie jej rodziny. Z drugiej zaś poznajemy piątkę Hodgsonów, przeciętną brytyjską rodzinę borykającą się z finansowymi trudnościami. Rodzinę mieszkająca w rozsypującym się domu, którego terytorium upodobał sobie złośliwy duch koncentrujący swoje horrorowe wybryki na jedenastoletniej Janet. Choć historia jedzie utartą ścieżką, Wanowi udało się umieścić w niej kilka niespodzianek, które powinny urozmaicić długi - bo ponad dwugodzinny - seans. Cieszy też nieczęsto spotykana w horrorach umiejętność stworzenia ciekawych, żyjących postaci ze szczególnym wskazaniem na małżeństwo Warrenów. Główni bohaterowie są czymś więcej, niż przynętą dla duchów, w czym oczywiście duża zasługa grających ich Very Farmigi i Patricka Wilsona, zaś poststali uczestnicy dramatu zachowują się zaskakująco racjonalnie w obliczu całego zajścia.

Najważniejsze jednak w horrorze jest tylko jedno - umiejętność przestraszenia widza. Obecność 2 radzi sobie z tym naprawdę nieźle. Wspomniane jump-scare'y występują kilkakrotnie, ale dużo większe wrażenie wywołują sceny budowane powoli, w których reżyser subtelnie naciąga strunę strachu. Świetnymi przekładami takich sekwencji są: wizyta demonicznej zakonnicy w biurze Warrenów i rozmowa, jaką Ed przeprowadza z opętaną Janet (kamera skupia się tylko na twarzy Patricka Wilsona, a naprawdę niepokojące rzeczy dzieją się w rozmazanej głębi kadru). James Wan wielokrotnie w czasie filmu wrzuca subtelne straszaki gdzieś na obrzeżu widzianego obrazu - zostawiają w widzu dziwne uczucie, co oczywiście pozytywnie dokłada się do klimatu całej produkcji.

Lubię horrory, jestem wyrozumiałem widzem, podobała mi się poprzednia Obecność, więc z seansu kontynuacji wyszedłem bardzo zadowolony. Film mógłby być trochę krótszy, bo jednak ponad 130 minut takiego typu produkcji może nieco zmęczyć, a niektóre "rewelacje" mniej oczywiste, ale w ogólnym rozrachunku jest po prostu dobrze. James Wan zna się na rzeczy i sprezentował miłośnikom gatunku produkcję wartą ich uwagi. Rzekłem.

fsm
21 czerwca 2016 - 22:26