O Hydrophobii: Prophecy pisałem już wczoraj. Dzisiaj udało mi się w nią zagrać, ba, prawie ją przeszedłem (prawie - pamiętajcie to słowo) i chciałbym co nieco wam przekazać. Z kronikarskiego obowiązku muszę wspomnieć, iż Prophecy to rozwojowa wersja Hydrophobii Pure, a ta z kolei była jakby Hydrophobią po solidnym patchu, dostępną na XBLA. Tak naprawdę to wciąż ta sama gra, aczkolwiek bardziej dopracowana, rozbudowana i ładniejsza niż jej poprzedniczki. I z takim przeświadczeniem siadłem do kompa. 10 Euro piechotą nie chodzi, ale pomysł na łażenie po zalanych korytarzach tak mi się spodobał, że postanowiłem zaopatrzyć się w tytuł studia Dark Energy.
Fabuła gry jest cholernie pretekstowa i jednocześnie na tyle interesująca, że nie trzeba jej stawiać po stronie minusów. Wcielamy się w postać Kate Wilson - uroczej panny z tytułem naukowym inżyniera. Kate podróżuje sobie na statku Queen of the World, który staje się obiektem ataku terrorystycznego. To pierwsza rzecz jaka mnie zaskoczyła w trakcie buszowania po pięterkach liniowca. Liczyłem na zwykłą katastrofę morską i walkę z żywiołem, tymczasem otrzymałem mieszankę Dead Space'a (sam przeciw wszystkim, w nieznanym środowisku) z filmem Speed II. Jak to ze sobą współgra? Muszę stwierdzić, że całkiem nieźle. Terroryści są co prawda bez wyrazu i monotonni, aczkolwiek główną partię odgrywa wspomniana Kate i dzięki Bogu, jest to postać którą można zwyczajnie polubić (nie tylko pod względem "wizualnym").
Już dziś na Steamie zadebiutuje Hydrophobia: Prophecy, czyli mocno udoskonalona wersja zeszłorocznej Hydrophobii na X360. Ta chłodno przyjęta zrecznościowa gra akcji ma za sobą ciężki żywot, ale chyba jeszcze cięższy mają go jej twórcy. Studio Dark Energy postawiło wszystko na jedną kartę i po kilkumiesięcznych poprawkach wydają swoje dziecko na pozostałe platformy. Pisząc o "chłodnym przyjęciu" oryginału wcale nie przesadziłem.
Wielu użytkowników przyrównało Hydrophobię do Uncharted (oczywiście zachowując odpowiednie proporcje dla tytułu z XBLA) i z miłą chęcią zagrywało się w ten produkt. Na sieci można znaleźć wiele ciepłych opinii, często zaskakujących i wspominających o genialnym "replay value". Media z kolei po tytule przejechały walcem.