Walka z żywiołem i błędami - recenzja Hydrophobia: Prophecy - eJay - 10 maja 2011

Walka z żywiołem i błędami - recenzja Hydrophobia: Prophecy

eJay ocenia: Hydrophobia Prophecy
75

O Hydrophobii: Prophecy pisałem już wczoraj. Dzisiaj udało mi się w nią zagrać, ba, prawie ją przeszedłem (prawie - pamiętajcie to słowo) i chciałbym co nieco wam przekazać. Z kronikarskiego obowiązku muszę wspomnieć, iż Prophecy to rozwojowa wersja Hydrophobii Pure, a ta z kolei była jakby Hydrophobią po solidnym patchu, dostępną na XBLA. Tak naprawdę to wciąż ta sama gra, aczkolwiek bardziej dopracowana, rozbudowana i ładniejsza niż jej poprzedniczki. I z takim przeświadczeniem siadłem do kompa. 10 Euro piechotą nie chodzi, ale pomysł na łażenie po zalanych korytarzach tak mi się spodobał, że postanowiłem zaopatrzyć się w tytuł studia Dark Energy.

Fabuła gry jest cholernie pretekstowa i jednocześnie na tyle interesująca, że nie trzeba jej stawiać po stronie minusów. Wcielamy się w postać Kate Wilson - uroczej panny z tytułem naukowym inżyniera. Kate podróżuje sobie na statku Queen of the World, który staje się obiektem ataku terrorystycznego. To pierwsza rzecz jaka mnie zaskoczyła w trakcie buszowania po pięterkach liniowca. Liczyłem na zwykłą katastrofę morską i walkę z żywiołem, tymczasem otrzymałem mieszankę Dead Space'a (sam przeciw wszystkim, w nieznanym środowisku) z filmem Speed II. Jak to ze sobą współgra? Muszę stwierdzić, że całkiem nieźle. Terroryści są co prawda bez wyrazu i monotonni, aczkolwiek główną partię odgrywa wspomniana Kate i dzięki Bogu, jest to postać którą można zwyczajnie polubić (nie tylko pod względem "wizualnym").

Twórcy sprytnie rozwiązali wszelkie kwestie związane z tożsamością i charakterem Kate. Niby to szczegóły, ale w kontekście czepialskich głosów mogą rozwiać wiele wątpliwości. Akcja zaczyna się bowiem na kilka chwil przed pierwszą eksplozją, a my w tym czasie zwiedzamy swoją luksusową kajutę, w której możemy sprawdzić przeszłość bohaterki. Dziewczyna umie znakomicie pływać (na ścianie wisi dyplom ukończenia kursu nurka), jest wysportowana (w salonie stoi bieżnia i ciężarki) i ma dobre wykształcenie (na szafce zaobserwować można rozmaite fotografie z ceremonii zakończenia roku szkolnego). Jak wspomniałem, to detale, ale bardzo urocze i uwiarygodniające przygodę na wielgachnym statku.

Dark Energy miało ambicję stworzyć zręcznościową grę akcji, w której dominującą rolę pełnić będzie fizyka. W Hydrophobia: Prophecy bardzo ważna jest woda i jej zachowanie względem postaci kierowanej przez gracza. Zalane pomieszczenia to tylko czubek góry lodowej wśród przeszkód czyhających na Kate. Najgorsze są sytuacje, kiedy musimy zanurkować i dopłynąć korytarzem do oddalonego zaworu. Dorzućcie  do tego strumienie przedzierające się przez dziury w drzwiach oraz masę blokujących przejście przedmiotów tj. beczki. Woda nacierająca na bohaterkę i związane z tym konsekwencje budzą emocje i podnoszą tętno. Inna sprawa, że wszelkie zagrywki związane z wykonywaniem czynności na czas są całkiem trudne i nie jest łatwo wykonać je przy pierwszym podejściu. Oczywiście tricków z doskonałym odwzorowaniem sił pędzącej cieczy jest więcej (jest nawet achievement z tym związany), ale nie będę zdradzał składników deseru.

W mechanizmy rozgrywki wpleciono standardowe opcje hackowania (narzędzie podobne do tego z Arkham Asylum) i strzelania. Miałem nadzieję, że twórcy pójdą konsekwentnie w puzzle, pływanie i wspinanie się po rurach, niestety, kilka fragmentów przypomina soczystą siekę rodem z jakiegoś Maxa Payne'a. Można oczywiście rozwalić wrogów na wiele sposobów, jednakże walka z użyciem broni palnej nie jest mocną stroną Hydrophobii. Zdecydowanie lepiej byłoby dla gry, gdyby zastosowano model rozgrywki np. z Portala. Tymczasem po wkroczeniu do 2 aktu musimy liczyć się z coraz częstszym wyciąganiem gnata z kabury. Trochę szkoda, że z pomysłów Dark Energy wystrzelało się w prologu, trwającym nomen omen prawie godzinę. Wspomniane hackowanie, wspinanie się po przeszkodach, znajdowanie szyfrów - elementy te powtarzają się później w sporych ilościach. Nie zadbano również o odpowiednią liczbę NPC. Tu aż prosiło się o dodatkowe 2-3 osoby, które spotykamy w niektórych momentach. Kate musi  wciąż liczyć na swojego partnera po fachu Scoota, który i tak po pewnym czasie zostaje odstawiony na boczny tor całej historii.

Powyższe wady nie zmieniają mojego odczucia w stosunku do Hydrophobii. Gra się sympatycznie, a koncept starć z cieczą uważam za godny rozwinięcia w następnych odsłonach. A byłoby jeszcze ciekawiej gdyby Dark Energy wyszorowało finalny produkt na błysk. Tu i ówdzie zdarzają się przykre buraki - przenikanie przez ścianę, przycinanie się dźwięku, wyparowanie zapisanych stanów po wyjściu z aplikacji - to tylko przykłady pewnych uchybień. Właśnie z tego powodu nie udało mi się dokończyć ostatniej potyczki i odblokować Pokoju Zmagań (jestem ciekaw tej opcji).

Hydrophobia: Prophecy to miła odskocznia od krwistych strzelanin oraz ciężkawych RPG'ów. Bardzo klimatyczna, z atrakcyjną fizyką, czerpiąca dużo z największych hitów tego gatunku. Studio naprawdę postarało się, aby wersja pecetowa prezentowała się jak należy. Jeżeli tylko dysponujecie kilkoma godzinami (w moim przypadku - 6h) to zachęcam do zakupu.

Podsumowanie:

+ ciekawy i oryginalny pomysł

+ dobry balans między zagadkami, a zręcznościowymi elementami

+ nie nudzi

+ fajna bohaterka

+ fizyka, MASA fizyki

+ cena

+ kilka dobrych, emocjonujących fragmentów

- niewykorzystany potencjał ostatniego aktu

- miejscami za dużo strzelania

- niepotrzebna opcja skradania

- błędy

- długość (maksymalnie 6 godzin)

eJay
10 maja 2011 - 20:04