Na pewno znane jest wam zjawisko kolekcjonowania gier, w które zamierzacie zagrać w niedalekiej przyszłości. Nie tak dawno, bo w piątek zakupiłem w przyjemnej cenie (13 Euro) 4 gry od Ubisoftu, które w sumie dają jakieś 40-50h rozrywki na (mam nadzieję) wysokim poziomie. Skąd wziąć czas na takie tytuły jak Assassin's Creed czy Far Cry 2, podczas gdy na dysku kurzą się smakołyki pokroju Dragon Age: Origins czy seria Penumbra? Tu już nie ma miejsca na oszukanie biologii, bo organizm prędzej czy później wykituje od nawału pikseli. A na piwo trzeba wyjść, przynajmniej raz w tygodniu.
Na koncie Steam mam ponad 30 gier. Mogę śmiało napisać, że kupowanie hiciorów w wersji cyfrowej mam opanowane jak jazdę na rowerze w wieku smyka. Powodów, dla których przerzucam się powoli na elektroniczny "deal" jest kilka, ale zacznę może od tego, który niekoniecznie widzi się Polakom jako zaleta. Chodzi o cenę. Żeby nie szukać daleko weźmy przykład Splinter Cell: Conviction. Wystarczy przejść się do pierwszego lepszego sklepu i porównać ceny. Wychodząc z Media Marktu jestem lżejszy o 99 zł. Korzystając ze Steama staje się biedniejszy w przypadku tego samego tytułu o blisko 190 zł. Różnica jak w mordę strzelił. To rezulat wstąpienia do Unii Europejskiej. Jesteśmy traktowani na równi z Brytyjczykami, Niemcami i Austriakami, mimo, że zarabiamy od nich znacznie mniej.
Załóżmy jednak, że producent po kilku tygodniach przecenił swoje gry na Steamie o 50% - to dość częste zjawisko dla tej platformy. W tej sytuacji cyfrowa dystrybucja jak najbardziej zachęca mnie po sięgnięcie do kieszeni. Promocje są bardzo zachęcające i w 95% przypadków dzięki nim decyduję się na zakup danej pozycji w katalogu. Po drugie - czas. Jako człowiek zafrasowany robotą i obowiązkami nie mogę sobie pozwolić na wypad po grę, ot tak (kupując w sklepie internetowym muszę dopłacić circa 20 zł za przesyłkę). Posiadając konto na Steamie mogę tego dokonać w dowolnym momencie, wystarczy kilka kliknięć (bardzo przydatna opcja w programie Valve to możliwość zapisania ustawień kupującego) i cierpliwie poczekać, aż gra ściągnie się na dysk. Inaczej to wygląda przy popularnych tytułach, na które czyha tysiące klientów. Serwery wówczas mogą nie nadążyć za potrzebami graczy i zamiast grę ściągnąć w jedno popołudnie, otrzymuję ją po 2-3 dniach. To już jest dość żałosne, ale w granicach akceptacji. Na ratunek przychodzi forma preloadu zawartości na dysk, ale to przywilej tylko niektórych gier.