Na koncie Steam mam ponad 30 gier. Mogę śmiało napisać, że kupowanie hiciorów w wersji cyfrowej mam opanowane jak jazdę na rowerze w wieku smyka. Powodów, dla których przerzucam się powoli na elektroniczny "deal" jest kilka, ale zacznę może od tego, który niekoniecznie widzi się Polakom jako zaleta. Chodzi o cenę. Żeby nie szukać daleko weźmy przykład Splinter Cell: Conviction. Wystarczy przejść się do pierwszego lepszego sklepu i porównać ceny. Wychodząc z Media Marktu jestem lżejszy o 99 zł. Korzystając ze Steama staje się biedniejszy w przypadku tego samego tytułu o blisko 190 zł. Różnica jak w mordę strzelił. To rezulat wstąpienia do Unii Europejskiej. Jesteśmy traktowani na równi z Brytyjczykami, Niemcami i Austriakami, mimo, że zarabiamy od nich znacznie mniej.
Załóżmy jednak, że producent po kilku tygodniach przecenił swoje gry na Steamie o 50% - to dość częste zjawisko dla tej platformy. W tej sytuacji cyfrowa dystrybucja jak najbardziej zachęca mnie po sięgnięcie do kieszeni. Promocje są bardzo zachęcające i w 95% przypadków dzięki nim decyduję się na zakup danej pozycji w katalogu. Po drugie - czas. Jako człowiek zafrasowany robotą i obowiązkami nie mogę sobie pozwolić na wypad po grę, ot tak (kupując w sklepie internetowym muszę dopłacić circa 20 zł za przesyłkę). Posiadając konto na Steamie mogę tego dokonać w dowolnym momencie, wystarczy kilka kliknięć (bardzo przydatna opcja w programie Valve to możliwość zapisania ustawień kupującego) i cierpliwie poczekać, aż gra ściągnie się na dysk. Inaczej to wygląda przy popularnych tytułach, na które czyha tysiące klientów. Serwery wówczas mogą nie nadążyć za potrzebami graczy i zamiast grę ściągnąć w jedno popołudnie, otrzymuję ją po 2-3 dniach. To już jest dość żałosne, ale w granicach akceptacji. Na ratunek przychodzi forma preloadu zawartości na dysk, ale to przywilej tylko niektórych gier.
Kolejny dylemat to "opakowanie", a raczej jego brak. Dla kolekcjonerów rzecz święta, dla mnie trochę mniej, choć na swojej półce mam kilkadziesiąt pudełek i w sumie jest to widok bardzo przyjemny. Może się zdarzyć, że miejsca na półce zwyczajnie zabraknie, a wtedy pozostaje albo dobudować kolejny segment, albo pozbyć się paru staroci, które nie wzbudzają u mnie sentymentu. Dochodzi do tego aspekt historyczny - opakowanie od zawsze było wyznacznikiem prestiżu gracza i jego uczciwości. Piraciki zassysają grę z netu, po czym ją kasują i tyle z tego zostaje. Pudełko to część przeszłości, coś co pozwala nam przypomnieć sobie beztroskie chwile łupania w Planescape Torment czy Wrota Baldura. Piękna sprawa. W wersji cyfrowej otrzymujemy standardowo dostęp do instrukcji w formacie PDF, którą musimy sobie sami wydrukować. Oczywiście niektórzy dystrybutorzy śmiało dorzucają do zamówień przedpremierowych fajne gratisy m.in. ostatnio zamawiając Mafię II użytkownicy otrzymywali za darmo część pierwszą. To już tak źle nie wygląda.
Czy rynek dystrybucji elektronicznej zepchnie na margines ten normalny? Moja opinia na ten temat jest krótka - wszelkie prognozy można sobie wsadzić w buty. Kiedyś Gates stwierdził, że "640 kb pamięci każdemu wystarczy" ;) Jeżeli od kogoś usłyszycie, iż w ciągu 10 lat Steam, Gamersgate, Direct2Drive lub inna platforma zastąpi dystrybucję gier w pudełkach to postarajcie się o szeroki uśmiech. Niewykluczone, że obie metody będą fantastycznie się uzupełniać np. w boxie znajdziecie płytkę oraz kody na darmowe DLC, a to łączy się również z zabezpieczeniem antypirackim. Tego typu rozwiązanie akurat popieram.