'Wyjazd integracyjny' to nie jest najgorszy polski film! - promilus - 30 sierpnia 2014

"Wyjazd integracyjny" to nie jest najgorszy polski film!

Jest prawie najgorszy. Ciągle nie mogę się nadziwić, że powstają takie twory jak „Wyjazd integracyjny”. Ktoś daje na to pieniądze, zdolni aktorzy decydują się w tym zagrać. Co jest nie tak z Fryczem?! Rozumiem, że hajs musi się zgadzać, ale by to osiągnąć trzeba grać w 5 filmach rocznie, z czego 4 to kompletne kaszany? Co jest nie tak z Polskim Instytutem Sztuki Filmowej, który dorzuca się do filmów, które już na papierze są nieporozumieniem? Co jest nie tak z ludźmi, którzy idą na to do kina? W ten sposób dochodzimy do mnie. Na wstępie krótko wytłumaczę się, dlaczego spędziłem wieczór z „Wyjazdem integracyjnym”.

W kinie nie byłem. Wiadomo. To nie jest żadna nowość. Jest on za to oferowany w polsatowskiej Ipli, którą - jak się okazuje - mam w pakiecie do telewizji. Stwierdziłem, że przetestuję Iple, oglądając jakąś durna komedyjkę. Wyboru wielkiego nie miałem, więc zdecydowałem się na omawiany tutaj tytuł.

Tak Kocie, wstyd w tym występować

Blockbustery po polsku są pięknie nazywane odmóżdżaczami. Mają to być filmy łatwe i przyjemne. „Wyjazdowi integracyjnemu” daleko do tego. Podobnie jak w przypadku „Kac Wawy” zamiast relaksu i oglądania gagów, mamy jakiś żenujący produkt filmopodobny. Zamiast odpoczywać, męczymy się. Dlatego MÓWIĘ NIE wszystkim, którzy twierdzą, że „nie można od takiego filmu oczekiwać głębokiej historii. To tylko prosta komedia do oglądania z kumplami przy piwie”. NIE. Wobec odmóżdżaczy tez trzeba mieć pewne wymagania. Może np., żeby były odrobinę zabawne, jeśli nazywane są komedią.

Figura w typowej dla siebie roli

„Wyjazd integracyjny” miał potencjał. A jakże! Gdyby w filmie pozmieniać… niemal wszystko to mogłaby powstać niezła satyra na pracę w korporacji. Scenariusz został ograniczony do „jadą na wyjazd integracyjny, a na miejscu piją i się ruchają”. Takie założenia musiały przypaść do gustu oficjelom w PISF. Nawet przy takiej skromnej fabule, można wpleść sporo zabawnych gagów, ale do tego potrzeba jakiegoś pomysłu. Tutaj największy dowcip, i to powtórzony 2 razy, to kradzież ubrania najpierw nagiej kobiecie, a później nagim gościom. Całość zwieńczona finałem z mężczyzną w sukience. Oklaski! Przeróżne nieudolne próby stworzenia filmu można mnożyć. Jest „zabawny” bohater drugoplanowy. Tylko problem w tym, że pojawia się dopiero na napisach końcowych. Zapomnieli o nim wcześniej? Jest też nieszablonowa praca kamery. Jest osioł, który miał chyba wprowadzić humor absurdalny, ale że dorzucony kompletnie na doczepkę to co z tego. Pod koniec nawet można odnieść wrażenie, że gdzieś w głowie scenarzysty tlił się jakiś pomysł, bo mamy nawet fabularny twist! Nie można zapomnieć o pracy kamery i montażu. Te gwałtowne zbliżenia, to slow motion. Jak na filmie z wesela. W tym produkcie filmopodobnym nawet cycki Glinki nie są prawdziwe. Pokazała je jakaś anonimowa dublerka.

Więcej cycków Glinki nie zobaczycie

Można długo szydzić i pastwić się nad „Wyjazdem integracyjnym”. Odradzam oglądać, nawet jeśli jest za darmo. By przekonać się, jak wygląda najsłabszy polski film ostatnich lat, polecam „Kac Wawę”. Opisywana tutaj produkcja jest odrobinę lepsza, więc nie ma już absolutnie żadnego sensu, by ją oglądać.

promilus
30 sierpnia 2014 - 16:53