Gdybym miał wskazać 5 moich ulubionych gier w historii bez wątpienia znalazłby się pośród nich Silent Hill 2. Uwielbiam cykl o Cichym Wzgórzu i chciałbym by był on jak najpopularniejszy. Dlatego też byłem zadowolony, że ktoś w końcu zdecydował się przenieść dzieło Konami z mojego kineskopowego ekranu na ten srebrny. Oczywistym było to że na filmidle się zawiodę. Jednak czy moje narzekania są uzasadnione?
Film Silent Hill opowiada o Sharon – adoptowanym dziecku, która chodzi we śnie i mamrocze coś o jakimś Silent Hill. Rodzice postanawiają się dowiedzieć więcej o przypadłości córki. Dlatego też zdesperowana matka o imieniu Rose postanawia wybrać się z dzieckiem do najprawdopodobniej przyzywającego je we śnie miejsca. Nie będę komentował jak bardzo logicznym posunięciem jest wybieranie się z dzieckiem do miejsca, które gnębi je w koszmarach i jest najprawdopodobniej kolebką zła. W każdym razie po drodze do celu dochodzi do wypadku drogowego i Sharon znika z samochodu. Matka wraz z napotkaną policjantką – Cybil wyrusza na poszukiwanie swojego skarbu po drodze odkrywając sekrety zamglonego miasteczka. W tym samym czasie ojciec rozpoczyna poszukiwanie żony i córki i napotyka policjanta, który wie coś o historii Cichego Wzgórza. Później mamy wątki kultu i inne pierdoły. W każdym razie gra łączy elementy fabuły pierwszego filmu z radosną twórczością scenarzystów. Baza pozostaje ta sama. Rodzic poszukuje swej córki w tajemniczym miasteczku, w którym istnieje dziwaczny kult. Jednak gdy przechodzimy bardziej do szczegółów pojawiają się naprawdę istotne różnicę. I nie mówię tylko o płci rodzica, który poszukuje dziecka. Chodzi o to, że historia kultu starającego się sprowadzić swego boga poprzez zapłodnienie dziecka zostaje zamieniona w standardowe horrorowe przynudzanie. Przywołanie całej mitologii Silent Hill mogło być problematyczne. Film jednak kastruje najciekawsze elementy materiału źródłowego i zastępuje je sztampowymi rozwiązaniami o zemście wiedźmy.
Fabuła filmu nie jest zła ale koniec końców zostaje schrzaniona. Fani gier dostają gorszą wersję znanej historii, która ma luki i jest zdecydowanie mniej interesująca od pierwowzoru. Osoby nie obeznane z Silentami mają natomiast masę bełkotu i praktycznie niezrozumiałą historię z zakończeniem wprost od M. Night Shyamalana . Nie żeby dało się przenieść fabułę gry w jakiś łatwy sposób do filmu ale to co mamy i tak brzmi jak stek nie mających sensu haseł wyjętych wprost z gry.
Dlaczego nienawidzę filmu Silent Hill? Pewnie dlatego, że uwielbiam grę i nie mogę pozytywnie ocenić niczego co nie jest przynajmniej na podobnym poziomie. Dodatkowo wkurzają mnie gówniane zmiany, które nie dają żadnych pozytywów. Po kiego zmieniać bohatera na babę? Po co wrzucać wątek z ojcem starającym się znaleźć córkę i żonę? Dlaczego sektę trzeba było przerobić na jakiś dziwny odłam chrześcijan bawiący się w palnie jako metodę oczyszczania duszy? Po kiego grzyba było robić z drugiej połowy filmu jakieś badziewie o zemście ducha? No i dlaczego Piramidogłowy???
Jeśli jeszcze zatrzymamy się na chwilę przy fabule i zaczniemy ją analizować to dość szybko wyłażą z niej wszystkie nieścisłości i głupoty. Dlaczego główna bohaterka atakowana jest przez potwory? Dlaczego plan zemsty został tak tandetnie zaplanowany? To tylko dwa podstawowe pytania. A jest ich cała masa. W normalnych warunkach jestem w stanie przymknąć oko na nielogiczne elementy filmideł. Jednak tutaj takie pierdoły są strasznie drażniące.
Poważną wadą tego filmu jest jego struktura. Obecność ojca w filmie jest tylko po to by pomiędzy niby strasznymi scenami serwować nam ekspozycję co niespecjalnie się sprawdza. Identyczną fabułę dałoby się zaprezentować w zdecydowanie mniej czasu pomijając sekwencje, które okazują się być tylko zapychaczami. Najgorsza jest jednak dziewczynka grająca Sharon. Jest ona nieziemsko wnerwiająca. Ja nawet jako jej ojciec nie narażałbym swego życia dla bachora.
To co należy poczytać za spory plus produkcji to oprawa wizualna. Lokacje wyglądają naprawdę świetnie a większość scen wygląda bardzo dobrze. Design potworów też jest całkiem spoko i mniej więcej wszystko z wyjątkiem końcówki jest na poziomie.
Za muzykę odpowiada człowiek, który sprawił, że gry są takim niesamowitym przeżyciem – Akira Yamaoka. Mamy utwory wprost z materiału źródłowego, które sprawdzają się tutaj idealnie i nadają produkcji odpowiednią atmosferę.
Film się ludziom podoba i rozumiem, że mają ku temu powody. Sam może miałbym do niego trochę inny stosunek. Gdyby tak zamiast Cichego Wzgórza dostalibyśmy Niegłośne Pagórki. Wtedy to może nawet byłbym fanem tej produkcji. Niestety jest tak jak jest i dostajemy coś niegodnego noszenia nazwy Silent Hill. Film tym samym dołącza do komiksów i kiepskich gier wideo, które tylko zaniżają poziom marki. Należy jednak przyznać, że filmidło to wypada zdecydowanie lepiej od większości adaptacji gier wideo. Zwłaszcza swojego sequela, który jest objawioną sraczką zrobioną na kliszę filmową.