Uznaje siebie za konesera kina crapowatego. Filmy robione za małe pieniądze, podróbki kinowych hitów i dziwaczne eksperymenty są tym co mnie „jara”. Miłość do tego typu kina wywodzi się jeszcze z czasów wypożyczalni wideo. Każdy kto pamięta wybieranie kaset VHS na bazie okładki, wie o co mi chodzi. W każdym razie poniższy tekst to przykład mojej miłości do gatunku. Jeden z moich pierwszych blogowych wpisów, który opublikowany został kilkanaście lat temu. Kiedyś zabiorę się za nową wersję wpisu o filmie Versus. Pierw muszę jednak znaleźć jakieś DVD z tym niewątpliwym dziełem japońskiej kinematografii. Zwłaszcza, że Hideo Kojima (podobno) wciela się w rolę jednego z zombiaków.
Versus to rozwinięcie powstałego trzy lata wcześniej pomysłu na filmu yakuza zombie. Nie jest to horror gdzie powolne stwory zjadają super wyszkolonych komandosów ale nie potrafią sobie poradzić z grupką dzieciaków. W następcy Down 2 Hell to te zazwyczaj brutalne potwory są ofiarą przemocy szaleńcy, który przypomina głównego bohatera Devil May Cry.
Fabuła tego filmu jest tylko pretekstem do akcji i nie da się w niej doszukać większego sensu. Głównym bohaterem jest tutaj więzień KSC2-30 (Tak Sakaguchi) który po ucieczce z konwoju policyjnego spotyka się z gangsterami Yakuzy którzy maja mu umożliwić ucieczkę. Z niewiadomych (do czasu) powodów zabrali oni ze sobą porwaną dziewczynę. Doprowadza to sporu którego wynikiem jest kilka trupów budzących się po chwili ponownie do życia. Jak się okazuje las w którym dochodzi do spotkania jest 444. portalem do innego wymiaru zwanym Lasem Zmartwychwstania. Najgorsze (dla widza najlepsze) jest to, że w tym miejscu Yakuza przez długi czas pozbywała się zwłok teraz zasilających armię zombie. Dalej wszystko staje się tylko bardziej zakręcone i porusza nawet wątek odwiecznej walki dobra ze złem. Masowo wyłaniające się z dołów żywe trupy, przenoszenie się poza czas i ukazanie nam historii konfliktu mogłoby zapełnić kilka filmów. Tutaj mamy to wszystko ostro skondensowane i napakowane akcją.
Versus to film który z założenia miał być czystą rozrywką dla widza i świetną zabawą dla twórców. Niczym nie skrępowana frajda i głupawa rozwałka były chyba celem ludzi stojących za versusem. Zostały one osiągnięte z nawiązką gdyż japońska ekipa stworzyła kosmiczne zakończenie zapewniające sequel, a obraz zyskał miano kultowego w pewnych kręgach. Co ciekawe został też zauważony przez hamerykańców którzy wyłożyli kasę na remake*. Jeżeli ma się dobre podejście do tego wytworu chorej japońskiej fantazji, tak na pewno będzie. Tutaj trupiaki biegają z gnatami i tłuką się z jeszcze żywymi, co jest świetną odskocznią od innych produkcji traktujących o nieumarłych, gdzie są powolne i nudne. To jak i ogólna amatorka całej produkcji (zwłaszcza kamera) może odstraszyć i zniechęcić ludzi od oglądania filmu który amerykański raper określiłby mianem dope asian flick. Mieszanka komedii, gore i filmu akcji ze scenami w stylu azjatyckiego niskobudżetowego Matrixa przypadnie do gustu każdemu fanowi kiczowatego kina typu grindhouse. Ewentualnie komuś kto poszukuję czegoś na dobra bekę z kumplami.
Sam nie wiem co mnie tak zachwyca w tym filmie, ale jest to idealna dawka pewnego rodzaju tandety, niesztampowej, wykręconej fabuły i szalonych akcji (patrz filmiki) które po prostu powalają. Trzeba obejrzeć choćby po to by opluwać ichniejsze kino. Może siłą tej pozycji jest to, że dała ona początek robionym obecnie masowo filmikom. Versus był jednym z pierwszych tego typu filmów a Tak zadbał o to by podobnego typu rozrywki nikomu nie zabrakło.
Ps. Nie oglądać filmu z dubbingiem (chyba, że niemieckim -wtedy jest jeszcze śmieszniej)