FlatOut 4: Total Insanity - Danteveli - 19 marca 2017

FlatOut 4: Total Insanity

Obecna generacja konsol nie może pochwalić się zbyt wieloma grami wyścigowymi godnymi naszej uwagi. Prawdę mówiąc Microsoft ma monopol zarówno na wypasione arcade jak i porządne symulatory. Posiadacze PlayStation nie mają w tej kwestii zbyt dużego wyboru. DriveClub, NFS albo nic. Teraz sytuacja ulega zmianie za sprawą Flatout 4 Total Insanity. Tylko czy coś będzie kiedykolwiek w stanie dorónac serii Burnout?

 

FlatOut to seria zwariowanych wyścigów w stylu arcade. Przez lata kolejne odsłony doczekały się statusu kultowych produkcji. Mnie jednak te gierki nigdy nie jarały. Jedyne co z nich zapamiętałem to wystrzeliwanie kierowcy przez przednią szybę i rozwalanie nim jakichś przeszkód. Całkiem ciekawy pomysł na zwariowaną grę. No chyba że ktoś doznał w życiu tragedii i stracił kogoś bliskiego w wyniku wypadku samochodowego. W każdym razie nigdy nie byłem fanem FlatOut i coś czuję, ze nigdy się to nie zmieni.

Flatout traci wiele przez bardzo kiepski tryb kariery. Dawno nie widziałem, żeby w jakiś tryb rozgrywki włożono tak mało wysiłku jak to ma miejsce tutaj. Garstka tras, które musimy powtarzać połączona z brakiem interesujących elementów wizualnych i kiepskimi nagrodami za wygrane robi swoje. Tryb kariery jest tutaj przymusem, czymś nieprzyjemnym co trzeba zaliczyć nim możemy naprawdę dobrze się bawić. Może jestem za bardzo przyzwyczajony do tego co oferuje seria Burnout ale od zetknięcia z Point of Impact oczekuję od gier tego typu znacznie więcej.

Problemem jest tutaj też fakt, ze nie mogłem wczuć się w zastosowany w grze model jazdy. Miałem wrażenie jakbym ślizgał się puszką tuńczyka po wypastowanej podłodze. Nigdy nie czułem pełnej kontroli nad pojazdem. Dodatkowo AI przeciwników zachowuje się czasami bardzo dziwnie. Może to mój brak umiejętności ale podczas wielu wyścigów miałem wrażenie bycia oszukiwanym zarówno przez konkurentów jak i silnik fizyki napędzający grę.

Pozostałe tryby rozgrywki prezentujące szalone wariacje są znacznie ciekawsze od kariery. Jazda przez płonce kręgi, wystrzeliwani ludka niczym kuli do kręgli czy Demolition Derby sprawiają masę frajdy. Podczas rozgrywki w tych trybach gra naprawdę błyszczy i daje to uczucie zwariowanej zabawy jakiej brakowało nudnej kampanii. Stunt Arena sprawia, że warto się tym tytułem zainteresować nawet jeśli nie jesteśmy maniakami gier o samochodach. Bilard, kręgle czy golf w wersji samochodowej są po prostu świetne i gwarantują długą żywotność gry. Już nie mogę się doczekać organizowania mini turniejów w te zakręcone dyscypliny sportowe.

Oprawa graficzna F4 stoi na przyzwoitym poziomie. Powiedziałbym, że jest to stopień zaawansowania odpowiadający niezłym grą wydanym na Xboksa 360. Zero wodotrysków i nic nie powala człowieka na nogi ale nie ma się też ochoty wydłubywać sobie oczu. FlatOut 4 chodzi raczej płynnie i nie mam specjalnych zarzutów do sfery technicznej. Po prostu widać na pierwszy rzut oka, że nie jest to produkcja z segmentu AAA.

Jeśli chodzi o muzykę to nie są to totalnie moje klimaty. Brzdękanie jakie słychać w grze mnie kompletnie nie obchodziło i nie potrafiłem się wczuć. Przyjemniej było mi grać z wyłączonym głosem i jakimś podcastem w tle.

FlatOut 4 nie jest złą grą. Nie jest to jednak nieoszlifowany diament, o którym trochę słyszałem. W tym wypadku do opisania mojego stosunku do gry pasuje powiedzenie „z braku ryb i rak ryba”. Na rynku brakowało tego typu gier i ktoś postanowił wydać arcade racera.

Fani ścigałek nie są rozpieszczani przez Sony. Z tego powodu Flatout 4 Total Insanity może wydawać się dobrą opcją. Ja liczyłem na coś więcej i się zdecydowanie przeliczyłem. Jeśli jednak komuś nie przeszkadza wyścigowa gierka o jakości gorszej od Burnout 3 to będzie się przy tym tytule dobrze bawił.  

Danteveli
19 marca 2017 - 19:54